Nie, nie wracam. Bynajmniej na razie. Nie, to nie jest związane z k-pop. Tylko ja wiem z czym. Tak mnie natchnęło na napisanie takiego ee smuta, czy coś. Chcecie, to komentujcie, nie to nie, pozdrawiam i mam nadzieję, że ktoś mnie pamięta. Do usłyszenia! :*
*********************
To On. Wysoki, o delikatnie karmelowej karnacji, czarnych niczym kruk włosach i jasnych oczach.
Czuje ciarki na ciele, kiedy tylko pomyśle, o jego szafirowych oczach, tak chłodnych i zimnych, a jednocześnie czułych i bijących z tajemniczym blaskiem. Pełnych, miękkich, ale i szorstkich malinowych ustach, jak na mężczyznę przystało.
Kiedy mnie całuje, oddaje się za każdym razem tej magicznej przyjemności i popadam w szaleńczy obłęd, doznając rozkoszy. Pragę, aby nigdy nie przestawał mnie całować, mówić do mnie, uśmiechać się i złościć. Jednak te małe i głupie... nadzieje? Marzenia? Są tak naprawdę nieosiągalne.( Bynajmniej na daną chwilę)
Zamknięty w swej skorupie zranienia i nieufności, nie pokazuje swej prawdziwej twarzy nikomu. Nawet przyjaciołom. Próbuje się kryć, nie pokazywać swe prawdziwej strony, a ja próbuje grać jakiegoś durnego bohatera, który sprawi, że wszystkie szkody go opuszczą. Że zaufa, da szansę, nie będzie czekał, do ,,aż się zakocham''.
Dlatego muszę bardzo uważać. Każdy, najmniejszy błąd kosztuje mnie końcem tego, co nas łączy. Co to jest? Nie mogę powiedzieć. Dla innych coś bardzo głupiego, a jeszcze innych normalnego w tych czasach. Jedno jest pewne: zależy mi cholernie na tym osobniku. Mimo, iż czasami swoimi złościami i zachowaniem doprowadza mnie do smutku, irytacji, czy złości, to jest w nim coś tak intrygującego, że aż za bardzo pragnę go rozgryźć. Za bardzo chcę wiedzieć, o pewnych rzeczach. Wtedy jestem prawie na granicy końca.
Kiedy jest zbyt dobrze, zbyt podejrzanie dla niego, robi się chłodny, próbuje zdystansować to co jest między nami, abym tylko nie zwariowała, nie cierpiała, nie robiła sobie złudnych nadziei. Bo On nie nadaje się do niektórych rzeczy. Tak twierdzi. Brzmi, jakby był nie wiadomo, jak czuły i nie chciał mnie zranić, prawda? Bzdura. Jednak ja wiem swoje. Jestem uparta i kiedy tylko mam możliwość, pokazuje mu, jak wyjątkowy jest, że nie wszyscy ludzie są kłamcami, zwłaszcza ten jeden gatunek na który jest iście uczulony, niczym alergik na pyłki. Płeć piękna. To przez nią jest najwięcej problemów, ale nie uważam, że płeć brzydka jest wiecznie święta. Co to, to nie.
Jednak wracając... Z jednej strony traktuje, jak przyjaciela, a z drugiej, jak wroga. Ja jednak jestem tą szczęściara, którą plasuje na razie na najwyższym poziomie fundamentu zaufania. Nawet jeśli stwierdził tylko, że to nie jest tak, że mi nie ufa, czy ufa. Takie na pograniczu kiczu. Jednak ten triumf jest, kiedy wiesz, że nie sprawiasz mu problemów i jatki, o byle gówno. W sumie po co? Zawsze tak uważałam. W sumie każdy kto mnie zna powie, że jestem tą uległą. To jest złe, nie raz pogrążyło mnie w życiu i mimo to, jestem nadal naiwna, i głupiutka. W mniejszości już, ale nadal. To wszystko naprawdę czasami mnie, hm... męczy? Nie wiem, jak to określić. On jest dla mnie, jak jakiś narkotyk. Wiem, że to złe i niebezpiecznie, ale sięgam po niego, bo moje życie staje się bardziej kolorowe, i lepsze.
Pisząc z nim i rozmawiając, mam czasami wrażenie, że mam kontakt z dwiema różnymi osobami. W sumie, to chyba ogólnie. Jego dobry nastrój potrafi ulec pogorszeniu w ciągu kilku sekund, Jego czułość zniknąć pod tymi długimi, gęstymi i czarnymi rzęsami, zwiastując pewnego rodzaju chłód, i arogancje. W sumie zawsze powtarza, że nie jest miły. Taki tam Badboy. A my kobiety uwielbiamy takich. Tajemniczych, niebezpiecznych, ale okazujących czułość, tylko w określonych porach.
Wzdycham sobie ciężko i wpatruję się w miętowe ściany, i moje zawieszone na nich rysunki. Z uśmiechem wspominam, że mu się spodobały. Miło jest zostać docenionym. Jednak w mojej głowie nagle rodzą się obawy, strach. Samotność. Tego najbardziej chyba w życiu się obawiam i wydaje mi się, że chwytam się Go, i trzymam tylko dlatego, że boję się tego życiowego cholerstwa. Jakby nie patrzył, jestem samotna, bowiem mieszkam w innym mieście, bez przyjaciół i bliskich znajomych, rodziny. Mam kilku z którymi jestem na część i chwilowe rozmowy, ale... ale to nie wszystko. Dlatego cholernie ciesze się, kiedy jego osoba mnie odwiedza, daje co czego oboje pragniemy, daje poczucie bezpieczeństwa i antidotum na samotność, który działa cały wieczór, i noc, no i kawałek drugiego dnia.
Jeśli mam być szczera, nie wiem co siedzi w mojej głowie. Co czuje? Nie wiem. Na pewno pociąg fizyczny. Raz się śmiałam do niego, że ma cechy mojego ideału. Zawsze uwielbiałam ciemne włosy i lekko śniadą karnacje u mężczyzn. Kolor oczu już nie miał takiego znaczenia. Niebieskie, zielone, szare, czy czarne, nie ważne to było. No i wzrost. A on jest wysoki. Czuje się przez to przy nim jeszcze drobniejsza i niewinna. Do tego zmienny charakter dodaje do życia więcej atrakcji. Jednak, to tylko pozory. On wie, jaka potrafię być naprawdę. Sam wie, jak zostałam zraniona, podobnie, jak on, jednak... to nie pomaga w tym, abyśmy się do siebie zbliżyli. Boli mnie, kiedy mówi, że podoba mu się życie, jakie prowadzi. Nie zacznę przecież go namawiać do zmiany, bo nie, o to w tym chodzi. Zawsze gardzę ludźmi, którzy próbują zmienić drugą osobę według swojego upodobania, a później... rozstają się, bo nagle zmieniona osoba nie podoba się z tego i owego tej, która go przemieniła. No i lecą teksty typu, że na początku byłeś lepszy, mniej słodki, i tak dalej. To jakaś ewidentna paranoja, nie uważacie?
Już sama nie wiem, czy powinnam, to zakończyć, czy trwać w tym dalej ze świadomością, że moja głupia nadzieja może iść do lasu się kochać, bo to co w niej jest, tak naprawdę ma małe szanse na nadejście. Jednak... jestem w szoku, nie poddaje się mimo, iż wiem, jakie będą skutki tego, jeśli moje uczucia się zmienią, a on się o tym dowie. Wiem, że będę cierpiała, bo jest dla mnie naprawdę ważny. Żaden nie był tak, jak on, ale cóż, kobiety to suki i robią nieprzemyślane rzeczy, a później, uwaga cytuje:,,wybielają swoje kłamstwa wymówkami''. Zgadzam się z tymi słowami. Może, to okrutne, ale tak jest, dlatego moje kochane kobietki, nie bądźcie sukami, nie zwódźcie swoim ukochanych, z innymi flirtując na boku, bo to bez sensu. Mam dla was lekarstwo - lepiej zostawcie i trwajcie w tamtym ''związku'' z tym drugim, zamiast rujnować uczucia drugiej osoby, z którą aktualnie jesteście.
Tak siedzę i patrzę, jakie to ja głupy tu wam wypisuje, nie mające ani ładu, ani składu. A walić to. Natchnęło mnie, to pisze!
Kolejny raz wzdycham cicho, mając wrażenie, że siedzi obok mnie i patrzy na to co za głupoty wypisuje, pragnąc doszukać się w tym tego co we mnie naprawdę siedzi, i wiecie co? Może to głupie, może jestem masochistką, ale sprawię, że jeśli faktycznie coś się stanie z moimi uczuciami, nie dam po sobie tego poznać. Jestem dobra w ukrywaniu swoich uczuć pod maską przyjacielskości. Nie okłamię go, nie chcę tego robić. Nie chcę być w jego oczach głupia i słaba, bowiem za takie osoby uważa kłamców. Ciekawa jestem, jak to się wszystko potoczy?
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, jak obejmuje mnie silnymi ramionami, i mruczy jakieś niestosowne rzeczy. Uśmiecham się lekko, oblizując rozchylone usta. Pragnę, aby je pocałował, aby był tu teraz ze mną, szczęśliwy, by docenił, by zaryzykował. Jednak on ma swoje zdanie, które dla mnie jest dość śmieszne, ale z drugiej strony go rozumiem.
Przyjaciele się martwią, każą być rozsądną, uważać, jednak ja i tak wiem, że walnę głupotę, ale wiecie co? Postaram się jej nie żałować. Będę trwała nadal w tej głupiej nadziei, że zrozumie, jakie szczęście go spotkało, że doceni moje wsparcie i duszę towarzystwa. Że w końcu będę mogła bez obaw zrobić, to na co mam ochotę przy nim, że nie będę się bała, że jestem na granicy. Nie chcę, aby ochłodził nasze stosunki, tylko dlatego, że jestem cholernie głupią uczuciową kobietą. Która te uczucia ukrywa rzecz jasna. Naprawę czasami się duszę, ale nie mam odwagi powiedzieć tego, co siedzi w mojej głowie, bo... bo do końca nie wiem. Zabawne co? Sama jestem w szoku. Tyle czasu, a ja nie umiem zinterpretować swoich uczuć. Tak świat mnie zniszczył w środku.
Zamykam ponownie powieki i już siedzę przy nim, wpatruję się w te cudowne szafirowe tęczówki, które obserwują mnie bacznie, jakby chciały wyczytać z tych moich zielono-niebieskich, co takiego we mnie siedzi. Patrzy i tylko czeka, aby to zakończyć, jednak ja wiem, że on tego nie chcę, bo lubi spędzać ze mną czas i nie tylko, ale dla mojego dobra będzie zmuszony/ Cholernie mnie pociąga, potrafi zrozumieć i nie raz bezinteresownie pomógł. Gdyby inne znały moją historię, zapewne z przekonaniem mówiłyby o tym, że coś się zmienia, że On zmięknie, że się uda, ale ja... ja wiem lepiej co się dzieje. Uświadamiana prawie na każdym kroku o tym, jak nieosiągalne jest dla mnie to szczęście, którego imię cichutko wymawiam i sama nie wiem, czy jest mi smutno, wesoło, czy raczej, to neutralny stan. Wystarczyło jedno zdarzenie, aby człowiek zamknął się w swojej skorupie i żył swoimi twierdzeniami, i widokiem na ten szalejący i głupiejący świat. Coraz więcej ludzi uważa, że związki, ślub i tak dalej, nie mają żadnej wartości w życiu. Że dzieje się istna patologia. To przykre i chore wiecie? No i znowu skaczę, i uciekam od tematu, nie miejcie mi tego za złe.
Po ostatniej rozmowie czuje kolejne zmiany, czuje kolejny chłód oplatający moje serce. Czuje dystans, mimo, iż mi zależy. Czuje zakłopotanie, bo nie chce innych. Chcę być samolubna i go mieć. Dlaczego on nie może być mój, skoro jego zdaniem ja jestem jego? Przecież to nie trzyma się kupy! On jest, jak typowy kocur. Chce, to przyjdzie, nie chce, to będzie miał cię tam, gdzie słoneczko nie dochodzi. No może przesadziłam z tą ignorancją, ale najczęściej jest tak, że jak on chce, tak powinno być. Chyba nigdy nie przestanie mnie intrygować.
Nawet zadaje sobie magiczne pytania, czy jestem szczęśliwa będąc z nim? Skoro wspominam, jakie jego osoba wywołuje we mnie reakcje, to chyba tak, co? Bo, ja już szczerze mówiąc sama nie wiem.
Inni się dla mnie nie liczą. Jest tylko on. Nawet spotkanie z innym na kawę, wiedząc, że mu się podobam, biorę jako pewnego rodzaju, hm.. zdradę? Może, to za mocne słowo. Wiem, to zabawne. Jednak już taka jestem i się nie zmienię.
Jego też nie chcę i nie chcę, aby się zmieniał. Akceptuje go takiego, jakim jest. W sumie przez niego odkryłam, że jednak cukierkowi i romantyczni w 100% mężczyźni, to jednak nie moja bajka. Jestem ciekawa, ile jeszcze prawdy o samej sobie się dowiem, będąc z Nim. Dużo tego odkryłam i widzę lekkie zmiany w zachowaniu. To już nie jestem ja z przeciągu roku, dwóch lat, trzech. Zmieniłam się, jak dla mnie na lepsze, jednak i tak nadal jestem tą pieszczotliwą dziewczyną. Jednak już nie dla wszystkich. On wie, że jak ktoś mi podpadnie, zmienia mi się nastawienie. Jedno słowo, ruch, a moja radość w mgnieniu oka zamienia się w neutralność, chłód. Chyba uczę się od najlepszych.
Najgorsze w tym wszystkim jest też to, że słowa, iż jeśli się kocha, to pozwoli odejść osobie, aby była szczęśliwa, kiedyś dla mnie będące czymś, że tak to ujmę ''świętym'', są teraz stekiem bzdur. Dlaczego? Ponieważ moim zdaniem, powinno się mieć, to w dupie i walczyć! Pokazać tej osobie, jak bardzo nam na niej zależy, jak bardzo jest wyjątkowa, jak bardzo to nas powinien wybrać, a nie tę drugą osobę! Jednak ja jestem głupia i boję się zaryzykować z uczuciami, bo wiem, jak to się skończy. Nawet jeśli wiem, że mu na mnie zależy, mimo iż tego głośno nie przyzna. No cóż, liczę na szczęście, na które zasługuje od tylu lat, po tylu cierpieniach, jakie w życiu mnie spotyka. Tym szczęściem jest dla mnie prócz przyjaciół On. Już widziałam jego prawdziwą twarz, wiem, jaki jest i liczę na to, że zrozumie, że w końcu, i jego spotkało małe, ale wielkie szczęście.
Także koniec moich głupotek, potrzebowałam coś napisać, wyżyć się, nie wiem. Nie powiem wam, czy to co napisałam to prawda, czy po prostu jakiś oneshot. To już będę wiedziała sama. Ma wyglądać realnie, o to chodziło i mam nadzieję, że dość dobre mądrości dałam od siebie. Jednak ja i tak uważam, że to jakieś głupoty, ale walić to.
Pozdrawiam wszystkich, całuję i ściskam moich starych, i nowych czytelników!
Wasza: Marta K :
...
OdpowiedzUsuńPodobało mi się to. Zmusza do myślenia. Do zastanowienia się nad własnym życiem i ewentualnymi uczuciami.
Powiem ci, że nigdy nie byłam uległą osobą, więc czasem trudno mi było zrozumieć, co główna bohaterka miała na myśli. Nie byłam też nigdy tak naprawdę zakochana, więc nie mogę powiedzieć, że się z tobą zgadzam lub nie zgadzam. Powiem tylko, że każda bliska nam osoba zasługuje na własne szczęście i własne decyzje, więc jeśli chce odejść, proszę bardzo, ale z pełną świadomością tego, co traci. Takie jest moje zdanie na ten moment.
Jeśli mogłabym coś doradzić, to myślę, że warto by było popracować nad stroną techniczną - literówkami, przecinkami itp. ;3
Pozdrawiam~
tak tak wiem, jak widać, godzona zajebista do pisania była i już nie poprawiałam błędów, ale zamierzam w wolnej chwili. Dziękuję za komentarz! :*
UsuńCiekawy pomysł który zmusza do myślenia^^ nad tym co mamy albo straciliśmy
OdpowiedzUsuńwyszło ci świetnie^^ weny życzę!