Prace zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Uszanuj moją pracę, jak i czas spędzony na pisaniu tego, i nie umieszczaj ich na innych stronach! Dziękuje! :D

niedziela, 25 stycznia 2015

L. Joe - werewolf


No i ostatni scenariusz dla Love Lala! ;)
Przepraszam, że tak to długo zeszło, bo obowiązki i tak dalej, więc... dziękuję niezmiernie za wyrozumiałość! ;) Mam nadzieję, że taka tematyka ci się spodoba i było warto czekać, aż tyle. :D Za co naprawdę przepraszam. :'((( Poza tym, historia miała być dłuższa, ale uznałam, że wtedy to będzie już ZA długie, jak na scenariusz.
info od autorki!: pochyłe litery, to dziewczyna, czyli Wy. Normalne, to L.Joe.No i wybaczcie, jak znajdą się błędy! <3


~ ~

Jak co noc siedziałem na wzgórzu, obserwując nocną panoramę miasta. Mimo późnej godziny, ludzie, jak zwykle gdzieś się spieszyli. Do swoich domów, rodzin, a niektórzy zapewne nawet do pracy. To było dla mnie śmieszne, jak musieli harować, by przeżyć w tym okrutnym ludzkim świecie. Czasami byłem zdania, że zwierzęta żyją o wiele lepiej, nawet jeśli często ginęły z rąk swojego wroga, zagrożenia i innych powodów. Moje żółte niczym złoto oczy patrzyły dumie przed siebie. Uszy nastawiały się w różne kierunki, nasłuchując wszystkiego dookoła. Nos idealnie wyczuwał zapach. Ten bardziej interesujący, jak i mniej. Żyłem już na tym świecie 20 lat. Licząc na ludzkie lata, to około 18 miesięcy, jak u psów. Znaczyło to, że nie żyłem długo na tym świecie, ale wiele widziałem i wiedziałem. Nie chodziłem do szkoły. Niepotrzebna mi była. Nie musiałem pracować, bowiem sam zdobywałem dla siebie pożywienie. Tak, jak tego nauczył mnie ojciec. Z naszego gatunku żyło już nas w tych czasach niewielu. Ludzie myślą, że nie istniejemy, ale jak bardzo się mylą. Nie mają pojęcia, ile razy mijają jakąś osobę, która jest ,,stworem'', jak nas często nazywają. Po prostu nie lubimy się wyróżniać, wiedząc, jakie mogą być tego konsekwencje. Lepiej żyć w ukryciu i nie rzucać się w oczy.
Siedząc tak, moje bystre oczy zauważyły w pewnej chwili coś, czego tak bardzo nienawidziłem. Przemoc. Jakaś banda, składająca się z 3 zbirów, napastowała jakąś bezbronną dziewczynę między budynkami. Wyczuwałem jej ogromny strach i niemoc. Zmarszczyłem swój nos i zawarczałem cicho.
Nie zważając na wołające mnie wycie ojca, ruszyłem do lasu, by następnie pognać w stronę miasta. Nie rozumiałem tego. Dlaczego pragnę jej pomóc? Po prostu biegłem instynktownie, z nadzieją, że zdążę nim coś jej zrobią.
A może to była prawda z tą legendą o której mówiła mi babka? Może właśnie wybrałem sobie podopiecznego? Podobno kilkadziesiąt lat wcześniej, ludzie i inne istoty żyły ze sobą w zgodzie. Każdy człowiek miał jakby swojego stróża - i nadal ma. Nie, to nie były anioły, a istoty, takie jak ja. Prościej mówiąc, hybrydy. Tylko my wybieraliśmy swojego podopiecznego. Stawało się to nagle i objawiało tym, że pragnęliśmy pomóc mu i chronić go, kiedy był w niebezpieczeństwie. Jednak ludzie zaczęli za bardzo mądrzeć i uważać nas za złych, przez co owa legenda zaczęła zostawać zapominana i tak naprawdę tylko istoty o niej miały pojęcie. Rozdzieliliśmy się i każdy żył inaczej.
U końca lasu, przemieniłem się w człowieka. Mknąłem ulicami niesamowicie szybko. Samochody trąbiły na mnie, kiedy wbiegałem im na jezdnie, ale ja nie dbałem oto. Nic nie mogli mi zrobić. Byłem o wiele silniejszy i wytrzymalszy, niż zwykły człowiek. W końcu wyczuwając mocniejszy zapach dziewczyny, wbiegłem w uliczkę, po czym ustałem, kiedy byłem na miejscu. Nawet mnie nie zauważyli. Głupcy.
- Dobrze się bawicie? - zagadnąłem do nich, przez co przestali szarpać tą niewinną dziewczynę. Spojrzałem na nią ciekawy, jednak nie ukazując tego pod osłoną powagi.
Nie wyglądała, jak inni tutejsi ludzie. Była inna. Czyżby cudzoziemką?
Mężczyźni odwrócili głowy w moją stronę, lustrując mnie uważnie z pewną kpiną. Myśleli, że jak mają mięśnie, to są mocni? No cóż... w głowach pewnie było pusto. Wyczuwałem zero rozumu.
- A ty to kto? Bohater? Oh, a może to twój chłoptaś maleńka? - zagadnął jeden z nich, przez co cała banda zaczęła się śmiać, ostatecznie mnie ignorując i dalej próbując wyłudzić pieniądze, i nie tylko. Zaczepiali ją i zachęcali do jakiejś zabawy. To musiało być coś strasznego dla niej, skoro rozpaczliwie odmawiała, prosząc, by ją zostawili. Wyraźniej czułem jej strach i obawę. Jednakże i nadzieję. Czyżby na mnie liczyła? - Ktoś, z kim na pewno nie chcielibyście zadzierać. - odparłem dumnie, podnosząc na nich wzrok. Moje ciemne tęczówki wpatrywały się w mężczyzn z odrazą. Ci znowu zmierzyli mnie wzrokiem i znowu zaczęli się śmiać. Doprawdy, banda idiotów, nie mająca pojęcia, z kim zadziera.
- Ne, Ne, malutki. Boimy się ciebie, aż nam się majteczki trzęsą, a teraz z łaski swojej wracaj tam, skąd przyszedłeś.
- Że do lasu? - uśmiechnąłem się kpiąco, podchodząc do nich coraz to bliżej, mimo iż parsknęli śmiechem na moją odpowiedź.
- Co ty? Dziecko lasu, czy jak? - kolejne śmiechy.
Spojrzałem na kilka sekund w stronę dziewczyny, która uważnie mi się przypatrywała. Jej adrenalina płynęła bardzo szybko w żyłach, nakręcając coraz to bardziej siedzący w jej ciele strach do działania.
Po mojej wypowiedzi i kilku kolejnych drwinach, akcja potoczyła się bardzo szybko. Kiedy jeden z nich rzucił się w moją stronę, nie miałem wyjścia, jak zacząć się bronić i z dziecinną łatwością ich powalać. W końcu stanąłem przed dziewczyną. Plecami do niej. Zacząłem warczeć ukazując swoje prawdziwe oblicze w postaci kłów i złotych oczu, które pod wpływem złości się przemieniły.
- Won mi stąd! - warknąłem, widząc z trumfem ich przerażone twarze.
- O cholera! To potwór! - wrzasnął jeden z nich i po chwili nie było po nich ani śladu. W końcu moje tęczówki znowu był ciemne, a  kły się schowały.
- Gwenchana? - Odwróciłem się w stronę dziewczyny, patrząc na nią bezinteresownie. Mimo, iż tak naprawdę, czułem dziwne zaciekawienie jej osobą i chęć poznania jej... bliżej? Ta patrzyła na mnie nieco przerażona, nie wiedząc, co ma zrobić. Trzęsła się cała, jak galareta, co chwila robiąc krok do tyłu. - Wystarczy dziękuję i uważaj. Te dzielnice są niebezpieczne. - odparłem jedynie tyle, kiedy nadal milczała, po czym chowając dłonie w kieszenie, ruszyłem przed siebie. Czułem, że to był błąd, ujawniając innym swoją naturę. W tym też poniekąd i jej.
Myślałem, że ucieknie w kompletnie przeciwnym kierunku przerażona, a ja będę mógł wrócić w spokoju do lasu. Ojciec pewnie znowu da mi manto za to, że szwendam się po mieście. Jednak tak się nie stało. Po chwili usłyszałem za sobą dość cichy i delikatny bieg, a następnie poczułem jej dłoń na moim ramieniu.
- Chhakama! - odparła, stając w końcu naprzeciwko mnie. Jej przenikliwe spojrzenie coś we mnie wybudzało, jednak nie miałem pojęcia co to było. Te uczucie było dla mnie kompletnie nowe. Zwiesiłem szybko wzrok w bok, czekając, aż zacznie mówić. Nie miałem zamiaru za długo z nią rozmawiać. Przebywanie zbyt długo w jednym miejscu, coraz to bardziej narażało mnie na niebezpieczeństwo. - Jebal, jeśli to możliwe to... mógłbyś mi wskazać, gdzie jest ulica ***? - spojrzałem w końcu na nią, jak na jakąś idiotkę, nie mogąc w to uwierzyć, o co właśnie mnie zapytała. Halo! Ja tu przed chwilą ujawniłem fakt, że jestem w pewnym sensie wilkołakiem, a ona od tak mnie zagaduje o ulicę? No klękajcie narody!
- Nie wiem. - odparłem nieco oschle i ruszyłem dalej przed siebie. Ta jednak nie dawała za wygraną. No uczepiła się mnie!
- Jebal, pomóż mi. Jestem tu niecały miesiąc i chyba się zgubiłam.
- To chyba, czy na pewno?
- Um, na pewno. - odparła nieco zmieszana, spuszczając głowę w dół. Zmarszczyłem czoło, przypatrując się jej uważnie. - Wsiadłam nie do tego autobusu i... nie mam pojęcia, gdzie jestem, odkąd tylko wysiadłam z pojazdu. - westchnęła, patrząc na swoje nerwowo bawiące się dłonie. Przewróciłem na to oczyma, ocierając dłoń o twarz kilka razy.
- Boże dziewczyno, aleś ty upierdliwa! Mówię, że nie wiem, gdzie jest ta ulica, bo nie jestem stąd, czego byłaś świadkiem, więc nie zawracaj mi dupy i zapytaj kogoś innego! - odparłem nieco oschle po raz kolejny, po czy minąłem ją i by bardziej nie zawracała mi głowy, zacząłem biec. Bałem się, że w końcu zapyta o to, co stało się chwilę temu. Wzięłaby mnie za psychola? Pewnie prędzej to, niż za wilkołaka, no ale nie mogłem ryzykować. Nie mogłem znowu się ujawnić. Dobrze, że poza warczeniem nic innego nie widziała.
Stałam przerażona, jak ten kołek na środku chodnika i patrzyłam, jak brunet ucieka biegiem. Ludzie po jego słowach patrzyli na mnie z żalem i współczuciem. Niektórzy marudzili pod nosem, mówiąc: Ta dzisiejsza młodzież taka niedobra, niepomocna i bez współczucia. Jednak nikt nie zapytał, czy w czymś mi pomóc, bo po co, prawda? Po co pomagać emigrantce... Jednak nie to chodziło mi teraz po głowie, a owy nieznajomy. Czułam się wręcz ośmieszona zachowaniem tego chłopaka. Bał się czegoś? Bał, że zacznę pytać o te jego... zachowanie? Co prawda każdego by ono zastanowiło i ciekawiło, jaki jest tego powód. Jednak wydaje mi się, że ja bym nie pytała, gdyby sam nie zagaił rozmowy o tym. Nie lubiłam się pchać innym do życia prywatnego. 
Zaczęłam rozglądać się po mieście i zastanawiać, gdzie jestem. Postanowiłam w końcu zapytać kogoś innego o drogę, jednak bałam się i dla spokoju popytałam kilka razy, by sprawdzić prawdomówność ludzi. Z pięciu tylko dwóch powiedziało błędną drogę powrotną do domu. Do tego jeden z nich proponował mi nocleg u siebie, ale stanowczo odmówiłam. Kto wie co takiemu człowiekowi chodziło po głowie. W końcu ruszyłam w wyznaczonym kierunku, rozglądając się dookoła za wspomnianą apteką, kilkoma sklepami i w końcu uliczką. Na samą myśl, że mogłoby mnie spotkać znowu coś podobnego w ciemnym i cichym miejscu, co wcześniej, gdzie mało kto tedy przechodził, przeszedł mnie dreszcz. Rozejrzałam się dookoła i nikogo nie widząc podejrzanego, ruszyłam dalej, nie wiedząc, że jednak ktoś mnie obserwuje.
Chyba babka miała rację z tą durną legendą. Jak tylko przebiegłem  spory kawałek - bowiem byłem szybki nawet, jako człowiek - zatrzymałem się i spojrzałem za siebie.
Moje bystre oczy ujrzały ją w niedużym tłumie, kiedy to wypytywała ludzi o drogę. Ukryłem się za jakąś palmą, aby mnie nie widziała. Coś kazało mi ją pilnować i śledzić. Może to było chore, ale miałem wrażenie, że słyszę, jakiś głos w głowie, który mówił: Idź za nią.
Szczerze powiedziawszy, miałem już tego kompletnie dosyć...
Kiedy w końcu ruszyła przed siebie, szedłem za nią niczym cień, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku. Podczas, gdy się rozglądała, wtopiłem się w idących ludzi i wszedłem w zaułek dopiero, kiedy nieco się oddaliła. Rozejrzałem się dookoła i przemieniłem w wilka, aby łatwiej było mi śledzić ową dziewczynę. Ogromne plusy dawał mi fakt, że byłem czarny, więc wtapiałem się idealnie w otoczenie. Do czasu, aż nie trzeba było iść między murkami, gdzie było już oświetlenie. Wtedy byłem niemalże widoczny niczym czarny kleks na białym papierze. Po prostu świetnie... Na domiar tego, nie miałem nawet szansy na schowanie się.  Chyba kompletnie ześwirowałem, idąc tak pewny siebie w postaci wilka za nieznajomą. Gdyby tylko ojciec się dowiedział, że zamiast przyjść na jego wołanie, bawię się w stróża człowieka, bo zacząłem wierzyć w historyjki babci, to chyba by mnie zagryzł na śmierć. Jako samiec alfa naszego stada, był bardzo surowy, bezwzględny i uparty. No cóż... jak widać, dziedziczy się się geny po rodzicach, oj dziedziczy. Przez te wszystkie zamysły nawet nie zauważyłem, jak ta cała Europejka ustała i wgapiała się we mnie przerażona. Kiedy ona się kurna zdążyła zacząć oglądać?!
Ustałem więc i patrzyłem na nią swoimi złotymi ślepiami. Nastawiłem uszy do przodu, wyczekując jej reakcji.
Miałem nadzieję, że nie zacznie się wydzierać, że jakiś zboczony wilk ją śledzi po nocach.
Już od dłuższego czasu czułam na sobie czyjeś wywiercające dziurę w moich plecach, spojrzenie. Niestety, jak to ''odważna ja'' bałam się odwrócić. Ktoś musiał iść za mną od dłuższego czasu, że go nie zauważyłam. Jednak taki głupek, jak ja tego nie zauważył. Ten ktoś szedł naprawdę cicho!
Stawiał wręcz bezszelestnie kroki, jednak wiedziałam i czułam, że ktoś za mną idzie. Przez chwilę pomyślałam nawet, że to jakieś zwierze. Bezdomny kot? A może pies? 
Stałam tak i patrzyłam przed siebie, jak ciele na malowane wrota. Nie mogłam uwierzyć, że przede mną stał ogromny, czarny wilk o złotych ślepiach! Byłam stuprocentowo pewna, że to owe zwierze, bowiem nie byłam jeszcze taka głupia i umiałam odróżnić psa od dzikiej zwierzyny.
Zaczęłam się w końcu powoli cofać do tyłu, niestety nie mając pojęcia, jak się w danym momencie zachować. Wilk zaczął do mnie podchodzić, a ja wręcz czułam, jak moje nogi wręcz od razu miękną. Zje mnie, prawda? On mnie zje... Aish, co za posrane życie mam czasami!
Miałem niezły ubaw, kiedy tak straszyłem tą Europejkę. W końcu ustałem, kiedy ta się wręcz  potknęła o własne nogi i przewróciła. Zaczęła rozpaczać i prosić, bym nie robił jej krzywdy. Jezu, ludzie byli naprawdę głupi! W końcu warknąłem cicho, odwróciłem się i pognałem w stronę lasu. Tam dostając kolejny ochrzan za nieposłuszeństwo od ojca.

***

Moje spotkanie z tamtą dziewczyną nie było ostatnim, kiedy wtedy uciekłem. Codziennie ją śledziłem, kiedy tylko miałem szansę. Wręcz już kompletnie byłem jej prawie, że stróżem 24/h. Ta za każdym razem widząc mnie, uciekała, aż w końcu stało się coś, co mnie zaskoczyło. Była zima. Ludzie byli w tym czasie wyjątkowo zabiegani, nerwowi, niosący pełno paczek, reklamówek i innych tego typu rzeczy. Jak zwykle ją śledziłem, albo raczej pilnowałem, by nic złego jej się nie przytrafiło. Niektórzy pijani ludzie, czy świecący mięśniami i swoją głupotą ''Macho'', potrafili nie raz zaczepiać obce osoby z ich kraju, a co dopiero z obcego.
Wiedziałem i wręcz czułem jej strach. Miała pojęcie, że ją znowu śledzę. Zdążyła to zauważyć przez kilka dobrych dni. Dziś był dzień, który ludzie nawyzywali - Wigilią. Ewentualnie Dniem Bożego Narodzenia. Jak zwykle każdy z nich uwierzy o fakcie, że zwierzęta będą do nich mówiły. Znowu każde zwierze patrząc na gadającego do niego właściciela, proszącego go, aby do niego przemówił, będzie uważał go za idiotę.
Truchtając tak za tobą, w końcu się zatrzymałem, kiedy i ty to zrobiłaś. Odwróciłaś się w moją stronę, patrząc na mnie uważnie z przygryzioną wagą.
- Dlaczego ciągle za mną chodzisz co? Dlaczego mnie śledzisz? - westchnęła, a ja wyczuwałem w niej pewien niepokój. W końcu ruszyła w moją stronę, a ja jakby zaklęty w kamień, nie umiałem się ruszyć, tylko czekałem, aż podejdzie bliżej. Chciałem sprawdzić, co zrobi. Zacząłem nawet warczeć cicho, ujadać kilka razy pyskiem i tulić uszy do tyłu w formie niezadowolenia, ale to nie poskromiło jej ciekawości.
Mimo ogromnego strachu i nóg, jak z waty, podchodziłam coraz, to bliżej. Ten wilk musiał coś na pewno chcieć, skoro zawsze tylko wieczorami mnie śledził. Może się zgubił i nie wie, jak wrócić do lasu? Seul był naprawdę zatłoczonym miastem. Czasami ciężko było człowiekowi przejść przez ulicę, a co dopiero dzikiemu zwierzęciu. Może wilk, to właśnie ode mnie chciał pomocy? Tylko, dlaczego, akurat ja?! I, jak się tu kurna dostał?!
Mimo, że wilk zaczął warczeć i ujadać cicho pyskiem, kiedy się zbliżałam do niego, starałam się jakoś zamaskować strach. Jednak to było na marne, bowiem trudno było zatrzymać szybko bijące serce i myśli, że on przecież może mnie ugryźć! 
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. - mówiłam łagodnym głosem, na razie nie wyciągając swojej dłoni. - Chcę ci pomóc. Przecież widzę, że potrzebujesz pomocy. Z jakiegoś powodu musisz za mną chodzić. - westchnęłam, bowiem o takiej porze tą drogą wracałam tylko ja praktycznie. W końcu kiedy byłam bliżej zwierzęcia, niepewnie zaczęłam wyjmować z siatki kawałek kiełbasy. Pomyślałam, że może być głodny. Ten nastawił uszu, patrząc swoimi złotymi ślepiami niczym ciele na malowane wrota, na ładnie pachnącą wędlinę. Kiedy wyciągałam ją coraz bardziej ku niemu. Następnie przeniósł swe przenikliwe spojrzenie na mnie, uważnie mi się przypatrując i wąchając podawane jedzenie. Dlaczego miałam wrażenie, że bije się sam ze sobą, aby nie skosztować mojego podarunku?
W końcu odwrócił łeb w bok i warknął cicho.
- Wybredny z ciebie zwierz. - westchnęłam cierpiętniczo, nieco mniej bojąc się czarnego wilka. Był naprawdę piękny i wydawał się na daną chwilę nie zagrażający mojemu życiu. W sumie, gdyby chciał kogoś zagryźć, już dawno by to zrobił. Naprawdę dziwiło mnie to, że nie robił krzywdy ludziom. Kiedy się tak zamyśliłam, poczułam lekkie szarpnięcie. Spojrzałam od razu z szybko bijącym sercem w te jasne ślepia, by zauważyć, jak zwierze nieśmiało zajada się jedzeniem. - Widzę, że jednak żołądek wygrał z rozumem. - zaśmiałam się. - Jebal, zjedz wszystko. - odparłam, przyglądając się uważnie wilkowi, który z pewnego rodzaju ufnością, zjadł resztę kiełbaski. - Jest naprawdę zimno. Ty już się tak tułasz od dobrych kilku dni co zauważyłam, więc może... może zamieszkasz troszkę u mnie, co? Będę cie wypuszczała w dzień, byś mógł załatwić swoje potrzeby, a potem po południu, jak wrócę z pracy, hmm? Chyba nie zniszczysz niczego w moim małym mieszkanku, co? - uśmiechnęłam się do niego, sądząc w myślach, że chyba naprawdę musiałam zgłupieć, chcąc sprowadzić do siebie wilka. Czy, ja w ogóle miałam pojęcie, że on może mnie nawet zjeść?! No widocznie nie. Ostatnio samotność mi doskwierała, kiedy przyjaciółka musiała wrócić na jakiś czas do Polski, ze względu na chorego dziadka.
Przyglądałem się jej uważnie, nie mogąc uwierzyć w głupotę tej dziewuchy! Ona tak naprawdę chciała mnie wziąć do swojego mieszkania? Mnie? Dzikie zwierzę, które może jej w każdej chwili coś zrobić?! No chyba oszalała. Jednak pomimo swoich wcześniejszych słów, podążyłem za nią posłusznie, niczym jakiś piesek. Gdyby tylko ojciec to widział, zapewne nic by ze mnie nie zostało.
- Mam nadzieję, że mimo, iż ci pomagam, nic mi nie zrobisz. - westchnęła, kiedy to stała już przy klatce. Stuliłem nieufnie uszy, patrząc na nią spod byka. - No nie patrz tak na mnie! Jesteś dziki, więc wszystko jest możliwe. I tak się dziwię, że jeszcze tu żyjesz i nikt cię nie schwytał. - westchnęła, otwierając drzwi od klatki. - Wejdź i nie bój się. - odparła. Popatrzyłem na nią przez chwile podejrzliwie, nosem próbując wyniuchać jakąś intrygę. Tak, Byunghun, gadasz na nią, a sam idziesz za nią, jak posłuszna owieczka za pasterzem.
W końcu niechętnie, ale wszedłem do budynku. Dziewczyna zamknęła za mną drzwi, minęła mnie z ogromną ostrożnością i zaczęła wchodzić po schodach na górę.
- No co tak stoisz? Chodź zanim jakiś sąsiad zobaczy, co przywlokłam ze sobą i zgłosi to na policję. - mruknęła i czym prędzej pognała po schodach na górę. Ja ujawniłem w tym czasie kły niezadowolony, po czym zgrabnie i szybko pognałem za nią. Zatrzymałem się jednak w bezpiecznej odległości, kiedy ta stała przy drzwiach i je otwierała. Wiedziałem, że kiedy je otworzyła i nie wchodziła jako pierwsza, wyczekiwała, aż zrobię to jako pierwszy. Spojrzałem na nią nieufnie, tuląc nieco uszy, by ukazać jej swoją waleczną i odważną postawę. - Nie ćwicz mi tu póz, jakbyś był a pokazie jakimś, tylko wchodź. Skoro wszedłeś ze mną do klatki, nie masz już odwrotu. - westchnęła, a ja napuszyłem się nieco, cicho warcząc. 
- Oh, uraziłam królewicza? No wybacz mi bardzo, ale jestem zmęczona pracą i tym, że ciągle mnie wieczorami śledzisz! I nawet nie znam powodu! Aish, po cholerę w sumie ci uległam i tu wpuściłam?- odparła przez zęby, chcąc widocznie powstrzymać się od głośnego tonu. W końcu nie chcąc robić jej problemów, wszedłem do środka.
Jak tylko zamknęłam drzwi, popatrzyłam uważnie i nieufnie na wilka. 
- Ok, królewiczu. Pamiętaj, że nie będę mogła cie tu trzymać wiecznie i jak wróci ___, to będę musiała cię wypuścić. - westchnęłam nieco smutno. - Dobra, przydałoby ci się dać jakieś miseczki i w ogóle. Poza tym, mam nadzieję, że nie masz pcheł, czy czegoś tam. - westchnęłam i zaczęłam mu wszystko przygotowywać, wraz ze starą poduszką, mającą służyć za posłanie. - Chyba, może być tu, co? - zapytałam zwierzęcia, które pilnie wszystko obwąchiwało, wraz ze mną. - Nawet nie waż się mnie ugryźć. Jestem za młoda by umierać w taki sposób. - jęknęłam przerażona, patrząc uważnie na wilka, prosto w jego oczy i to chyba był błąd. Ten od razu zawarczał, wydał szczeknięcie i stulił uszy, a ja wręcz ze strachu odskoczyłam i przewróciłam na swoje cztery litery. Patrzyłam przerażona na podchodzącego do mnie wilka. Wręcz od razu instynktownie skuliłam się w pozycję embrionalną. Zaczęłam zasłaniać twarz i głowę rękoma, bojąc się, że ten mnie ugryzie. Co mnie zdziwiło, to nie nastąpiło. No, chyba, że zaczyna się od czułego lizania językiem, aby zasmakować zdobyczy, a następnie ją zjeść.
Niepewnie odsunęłam dłonie od twarzy, aby zobaczyć to dziwne zjawisko. Wilk zaskomlał cicho i delikatnie trącił nosem i łapą moją dłoń, która wydawała się nawet taka mała, przy jego kończynach. Z reguły on naprawdę był wielki i masywny. Nie miałam pojęcia, że wilki są takie duże! W telewizji wydawały się mniejsze.
- Dobra, nie rozumiem cię, ale to było dziwne. - westchnęłam i pośpiesznie wstałam na równe nogi. - Dam ci jedzenie i wodę, a potem zrobię jedzenie wigilijne. - westchnęłam, czując się nieco smutno, że ja nie dałam rady wrócić do Polski na to święto. Zamierzałam wejść jutro po południu i z nimi porozmawiać.
Po zrobieniu wszystkiego co potrzeba, w końcu mogłam przysiąść się do mojego mini stołu wigilijnego. Czułam się tak, jakby wilk był tym niezapowiedzianym gościem, dla którego zawsze trzeba zostawić wolne naczynia. Ten siedział przy mnie i wpatrywał się, jak jem. To było naprawdę frustrujące. No, bo kto lubi, kiedy ktoś się na ciebie patrzy, kiedy jesz i nagle coś ci nie idzie i wszystko wylatuje z buzi? Nikt. No właśnie. Poczucie wstydu i ośmieszenia na 100%.
Na szczęście nie bawiłam się w to wszystko za długo i zaczęłam oglądać jakaś dramę w telewizji. Nie, ''wcale'' nie patrzyłam na wilka, bo on przecież bardziej niż telewizor mnie nie interesował. Czasami miałam ochotę wyjąć te zdradzieckie oczy z oczodołów i wyrzucić w cholerę. Jednak był mały haczyk: wtedy nie miałabym wzroku.

***

Nie miałam pojęcia, jak dotrwałam do północy. Miałam wypić dla rozluźnienia tylko jedną lampkę wina, a tu zeszło już ponad pół butelki. Nie wiedziałam dlaczego, ale z tej tęsknoty za rodzicami i ojczyzną, której nie mogłam odwiedzić, troszkę się podłamałam i sięgnęłam po alkohol. Napiłam się. W sumie zawsze miałam słabą głowę do tego typu rzeczy. Co do braku wolnego, rozumiałam trochę mojego szefa. Pracowałam ledwo dwa miesiące, a potrzebowali ludzi, bo był zapierdziel. Bolało mnie to, że nie mógł mi dać urlopu, chociaż do nowego roku, abym mogła zobaczyć się z rodziną. 
- ____, nie pij, jebal. - nagle wilk zaskomlał cicho. Spojrzałam na niego, jak na idiotę i zaczęłam się śmiać, jak opętana. Chyba w końcu doszło do tego, że albo zgłupiałam, albo wypiłam za dużo, bo miałam wrażenie, że mój nowy pupil do mnie przemawia. I to telepatycznie! - Przestań pić i idź spać, ____. - skąd on do cholery znał moje imię? Ah, no tak, wypowiedziałam je kilka razy. Geniusz ____.
- Milcz wilczku. Ja tu jestem panią domu. - mruknęła, robiąc oburzonego dzióbka. W końcu wstała z fotela. Zachwiała się nieco, łapiąc się w ostatniej chwili szafki. Zaczęła się znowu z tego śmiać.
- Ludzie są naprawdę głupi. Jak można doprowadzić się do takiego stanu? - Warknąłem pod nosem, a ona to usłyszała i dalej się śmiała. Ludzie byli zdecydowanie upartym gatunkiem. W końcu spoważniała i wycelowała we mnie palec wskazujący.
- Yah, weź przestań do mnie gadać! To chore, że rozumiem co mówisz! - mruknęła z oburzonym dzióbkiem, patrząc na mnie pijacko. Ja patrzyłem na nią przerażony. Skąd ona... wiedziała co chcę powiedzieć? A raczej powiedziałem w myślach?! To było naprawdę chore! A może... może zwierzęta faktycznie są rozumiane przez ludzi w Ten dzień? Tak Byunghun, myśl tak dalej, a kompletnie będziesz głupim wilkiem. - Nigdy więcej alkoholu. - zdążyła to powiedzieć, zwracając tym moją uwagę. Potem zachwiała się niebezpiecznie, zbliżając się ku cudownemu spotkaniu z panelami. Jednak ja niewiele myśląc, będący tchnięty jakimś instynktem, ujawniłem się, jako człowiek i złapałem ją w swe silne ramiona. Postawiłem ją do pionu, mocno obejmując jej biodra. - Mm, łóżeczko. Ciepłe łóżeczko. - mruknęła zadowolona, nie wiedząc, że to nie było łóżko. Widocznie alkohol kompletnie ją omamił.
W końcu spojrzała na mnie, a ja bardziej wytrzeszczyłem oczy w strachu, że poznała moją tajemnicę.
- Oh! To ty! - mruknęła zaskoczona, po czym zmrużyła groźnie powieki i znowu wycelowała we mnie palcem wskazującym. Do licha, co ona z nim ma? To jakiś fetysz, czy jak? - Dupek, który nie chciał mi pomóc w odnalezieniu domku. Co ty do licha robisz w moim mieszkaniu, hę? Włamałeś się? - mruknęła, zaczynać dźgać palcem mój tors. Doprawdy, co za upierdliwa kobieta!
Stałem, jak kołek, nie wiedząc co mam robić. Jeśli bym przemienił się teraz w wilka, to tym bardziej  mnie rozszyfruje. W końcu dziewczyna zaczęła mi dalej wyrzucać moją arogancję z tamtego dnia, kiedy się poznaliśmy pierwszy raz. Zaczęła nawet mnie walić pięścią po torsie! Oczywiście, jak dla mnie lekko. Myślałem, że tylko Koreanki są dziwnie agresywne, ale wychodziło na to, że wszystkie kobiety, to takie koty. Jak jest ok, to się łaszą, jak już coś się stanie, to tylko czekać, aż się rzuci z pazurami.
Kiedy nie mogła przestać klekotać, jak najęta, zasłoniłem jej buzię dłonią.
- Zamknij się w końcu. - mruknąłem niezadowolony.
- S-słucham?! Jak ty się wyrażasz do mnie co?! Ty durny ignorancie... - wręcz już krzyczała. Niewiele myśląc, wpiłem się w jej usta. Przez chwilę próbowała mi się wyrwać, ale w końcu uległa, oddając mój pocałunek. Zacisnęła dłonie na mojej czarnej koszulce i westchnęła wprost w moje usta, napierając trochę swoim ciałem na to moje. To co wtedy poczułem, kiedy jej biodro przypadkowo otarło się o moje krocze... chyba było nagłym sygnałem, jak bardzo potrzebowałem na daną chwilę kobiety. Do tego ten jej zapach zrobił się dla mnie dziwnie przyjemny i pociągający. Starałem się walczyć ze sobą, by nie myśleć o niej, jak o swojej wybrance, na miłosne kopulacje. Jednak serce było głupim narządem, i biło, jak szalone. Mrowienie w podbrzuszu też sygnalizowało to, czego nie powinno. Chyba trzeba było posłuchać ojca i wybrać się wcześniej w poszukiwaniu nowej rodziny. Mimo, iż było mi obiecane po jego śmierci zostać przywódcą stada. Wtedy nic by się takiego nie wydarzyło, co działo się teraz.
W końcu odsunąłem twarz od dziewczyny, patrząc na jej równie zawstydzoną twarz, co moja.
Odchrząknąłem i spojrzałem w bok, by nie widzieć tego przeszywającego spojrzenia. Z zapachem było gorzej, bo wyczuwałem, że jej feromony wzrosły. Podobało jej się to, co zrobiłem. Podobał mi się jej zapach. Niedobrze...
- Od tej chwili masz być cicho i udawać, że nic się nie wydarzyło. Nie widziałaś niczego niesamowitego i nie było mnie tu, rozumiesz? - mruknąłem z powagą, patrząc prosto w jej duże oczy. - A teraz z łaski swojej, pójdziesz spać i zapomnisz. - Westchnąłem, biorąc ją na ręce. Musiałem się stąd, jak najszybciej ulotnić. Bałem się, że zacznę się do niej przymilać, aby dopuściła mnie do siebie. W danym momencie przeklinałem los, że byłem hybrydą, bądź wilkołakiem, kto woli. Dla mnie oba te pojęcia pasowały do mojej odmienności, bo miałem również umiejętność ujawniania uszu i ogona, podczas bycia człowiekiem.
- A-ale, ale... - zaczęła, kiedy zanosiłem ją do pokoju.
- Żadnego ,,ale''. To co widziałaś, nie powinno się wydarzyć. Położę cię i zniknę z twojego życia. Tak będzie najlepiej. - warknąłem oschle, mając nadzieję, że dziewczyna będzie milczała. Niestety, tak nie było.
Mimo tego całego alkoholu, byłam zaskoczona tym, że nagle wilk zmienił się w mężczyznę i uratował mnie przed upadkiem. Jakby tego było jeszcze mało, wykorzystał fakt, że jestem pijana i mnie pocałował! Nosz co za... No, jak tak można?! Na szczęście nie odebrał znienacka mojego pierwszego pocałunku, jak to bywa w dramach.
Spojrzałam na mężczyznę, który już mnie kładł na łóżku. Ja jednak szybko usiadłam i złapałam go za nadgarstek, kiedy się odwrócił, by wyjść z pokoju.
- Zostań, proszę. - Powiedziałam z błagającym wyrazem twarzy. To zawsze działało na innych, więc miałam nadzieję, że zadziała i na niego. Mimo jego prośby, nie chciałam tego tak zakończyć. Zapomnieć, że to się wydarzyło. - Owszem, może nie powinno się wydarzyć, ale skoro już się stało, to możesz zaryzykować i wyjaśnić mi to wszystko. - powiedziałam, wręcz już klęcząc na łóżku, ciągnąc jego rękę w dół, zachęcając tym gestem, aby usiadł. - Nie bój się, nikomu nie zgłoszę, że nagle... e, hybrydy? Wilkołaki? - zmarszczyłam swoje czoło, nie wiedząc, czy to dobre określenie. Zmierzyłam go wzrokiem, przygryzając dolną wargę. Widząc, że ten jednak nie oponuje, że źle nazwałam jego postać, kontynuowałam. - Że hybro-wilkołaki... - zaczęłam, marszcząc nieco swoje czoło i nos. -  ...istnieją naprawdę, a jedna z nich mieszka tu ze mną. - odparłam, czując, jak alkohol dosłownie w ekspresowym tempie ze mnie ulatuje. - Proszę, usiądź i powiedz mi, jak się tu znalazłeś? Dlaczego chodziłeś ciągle za mną? Dlaczego do jasnej ciasnej mnie pocałowałeś?! - przygryzłam dolną wargę, znowu delikatnie go ciągnąc w dół.
- Pocałowałem, żebyś się uciszyła. Irytowałaś mnie tą swoja pijacką paplaniną. - mruknął niezadowolony i zerknął na moją dłoń, obejmującą jego nadgarstek.
- Um, wybacz. - odparłam, znowu maltretując nieświadomie swoją dolną wargę. - Zrobię nam herbatki i pogadamy, co? - uśmiechnęłam się delikatnie i zachęcająco. Mężczyzna przez chwilę jeszcze przyglądał mi się nieufnie. Widziałam, że pilnie się nad tym wszystkim zastanawia. W końcu przekręcił oczyma i usiadł, zgadzając się na rozmowę. Nie chciał niczego do picia, więc po chwili słuchałam grzecznie tego, co mi zaczął opowiadać.



***

Tak też od mojego ujawnienia się, minęło pół roku. Dziewczyna na początku przez pierwsze kilka dni, kiedy chodziła spać, zamykała za sobą drzwi na klucz. Jakby bała się, że mimo naszej wcześniejszej rozmowy, wejdę i ją zagryzę. Nawet jeśli powiedziałem jej, o podejrzeniach, mojej potrzeby bycia przy niej i pilnowania, niczym Anioł Stróż. Tak, jak opowiadała mi babka, jak było kiedyś. W końcu chyba zrozumiała, że tak nie będzie, jak się obawiała, więc mimo strachu - który czułem od niej dosłownie zawsze i wszędzie - pozwała mi spać przy łóżku. Robiłem to w postaci wilka, bo niewygodnie mi się spało na podłodze w postaci człowieka, to raz. A dwa: nie mogłem, chociaż bym mógł spać na sofie. Wszystko to ze względu na jej przyjaciółkę. Jak tylko wróciła, zaczęła się afera, co to takiego przyprowadziła do domu.  ____, wkręciła jej wtedy, że nie jestem żadnym wilkiem, tylko mieszańcem. Dodała, że znalazła mnie i postanowiła zatrzymać na jakiś czas, bo nie ma miejsc w schronisku. O tych małych kłamstewkach, że zostałem zaczepiony i odrobaczony, już nie wspomnę. Niby Azjatka jej uwierzyła, ale zabroniła, bym w nocy chadzał po domu. Bała się, że ją zagryzę w nocy. Ta... Kolejna głupiutka. Jakoś wolałem mięso zwierząt nie człowieka. Mimo, iż nigdy nie próbowałem.
Od czasu, jak tu byłem, oczywiście moja ''nowa pani'', cały czas mnie nie więziła. Wypuszczała mnie przed pracą na dwór, a kiedy z niej wracała, ja również ją w mgnieniu oka znajdywałem, po zapachu. Za każdym razem w ciemnym kącie przybierałem postać wilka i dorównywałem jej kroku. Skoro wiedziała już o mojej tajemnicy, to nie było sensu by mnie trzymała w domu. Za dnia jednak musiałem funkcjonować, jako człowiek, jeśli szwendałem się po mieście, by wrócić do lasu. Tam niestety nie raz dostawałem reprymendę od ojca, że nie ma zamiaru traktować ugodowo mojego szczeniackiego zachowania. Tym bardziej, że wyczuł, iż darzę ją ogromnym uczuciem. Prościej mówiąc, byłem w niej zakochany. Nawet nie wiedziałem kiedy to nastąpiło. Grałem jej stróża i w końcu bach! Serce zaczęło bić mocniej na jej widok, a zwłaszcza wtedy, kiedy widziałem, jak śpi.
Jednak wracając do ojca i jego ostrzeżeń, za każdym razem ostrzegał, bym się nie zdziwił, że w końcu zostanę wydalony z watahy. Co oznaczałoby, że mogłem się w każdej chwili pożegnać z przejęciem po jego śmierci obowiązków Alfy. Jednak ja, jako jego syn, byłem niezmiernie uparty i słuchałem samego siebie, zamiast innych, czy jego. To był ogromny błąd.
Kiedy pewnego dnia wracałem do swojej rodziny, już z oddali wyczuwałem, że coś jest nie tak. Na miejscu nie zastałem tam nikogo poza ojcem. Popatrzyłem na niego uważnie, po czym rozejrzałem się po okolicy.
- A gdzie reszta rodziny? - zapytałem, go. Ten stał dumnie, patrząc na mnie z pewną pogardą i złością.
- ,,Rodziny''? - zakpił ze mnie, zaczynając stąpać twardo swoimi wielkimi łapami po liściach i śniegu. W powietrzu było już czuć, że nadchodzi lato.  - Ty już nie masz rodziny Byonghyun. - zawarczał, ukazując mi swoje śnieżnobiałe kły.
- Mwo?
- Doigrałeś się szczeniaku. Mówiłem, byś nie latał do tych ludzi. Do tej dziewczyny. Myślisz, że nic nie czuliśmy, kiedy wracałeś? - zakpił, zaczynając przechadzać się dookoła mojej sylwetki. Stuliłem ogon pod siebie mimo wszystko, chcąc okazać mu skruchę. Naprawdę dopiero teraz doszło do mnie, co takiego zrobiłem. Straciłem najlepszą szansę w życiu. I już nie chodziło o fakt, że miałbym tyle samic do zapłodnienia. - Podjąłem decyzję. Wydalam cie z watahy. Wracaj sobie do tych ludzi zdrajco. - warczał cicho, tuląc mocno uszy. - Dodatkowo nie szukaj nas, rozumiesz? Inaczej nic z ciebie nie zostanie. - ostrzegł mnie i kłapnął zębami blisko mojej szyi, na co nawet nie drgnąłem.
Wiele razy tak mnie straszył pogryzieniem. W końcu odwrócił się i ruszył przed siebie, a ja stałem, jak taki kołek. Czułem, jak nogi mi ścierpły, krew praktycznie odpłynęła z całego ciała, a ja zakorzeniłem się łapami w ziemi. nie mogłem drgnąć, a raczej nie umiałem. Byłem tak wstrząśnięty. Jednak nie mogłem się załamywać. Może to i lepiej dla mnie? I tak coraz mniej przesiadywałem w lesie, bo ___, dostarczała mi wystarczająco jedzenia, jakiego potrzebowałem. Jeść codziennie tak naprawdę nie musiałem, jako wilk. Starałem się, to robić, jako człowiek, albo chodzić samemu na polowania - co było ciężkim, by samemu coś schwytać - by nie wykosztować jej za bardzo.
Zaskomlałem cicho, a następnie zawyłem głośno i żałośnie w przestrzeń.
Mimo wszystko pożegnałem tym ojca i resztę stada, aby następnie wrócić do miasta. Do ____. Pragnąłem być teraz przy niej. Może powinienem powiedzieć jej dziś co czuje? Może ten dzień jednak zmieni się na lepsze? Nim się zorientowałem, stałem już pod drzwiami, jako człowiek. Wiedziałem, że ona nadal jest w pracy. Miałem klucze i mogłem wejść, ale wolałem poczekać na schodach. Byłem tym wszystkim w pewien sposób załamany, bo straciłem rodzinę. Oczywiście na własne życzenie, co jeszcze bardziej mnie dołowało. Wsunąłem dłonie we włosy, zaciskając w nich mocno palce. Sapnąłem rozzłoszczony i tupnąłem do tego stopą w marmurkowy schodek.
- Gwenchana? Oczekujesz kogoś młody człowieku? - z zamyśleń oderwał mnie głos starszej pani. Na oko 70-cio paro letniej. Spojrząłem na nią wyraźnie przerażony. Nie wiedziałem, jak się mam zachować. Nie mogłem przecież na nią zawarczeć! W końcu wstałem i pośpiesznie zacząłem otwierać drzwi od mieszkania ____. W końcu wszedłem do niego i zamknąłem za sobą drzwi, przekręcając klucz na raz. Oparłem się plecami o nie i zjechałem na podłogę. Podkurczyłem nogi i objąlem je ramionami, chowając w nich twarz. Mimo, iż byłem mężczyzną, moich oczu to nie interesowało, przez co uroniłem kilka łez.

***

Kiedy wróciłam z pracy, od razu po przekroczeniu progu i zamknięciu drzwi, usłyszałam pośpieszne kroki. Zmarszczyłam brwi w pierwszej chwili, że ktoś tu jest, ale potem sobie przypomniałam, że mężczyzna, jak i moja przyjaciółka mają kluczę do domu.
- ____. - kiedy miałam się odwrócić, rozbrzmiał się smutny głos Byunghuna za mną, a po chwili jego silne ramiona objęły mnie, kiedy wtulił się w moje plecy. Wtedy nie miałam nawet szans na to, by zrobić jakikolwiek obrót w jego stronę.
- A ciebie co wzięło? - mruknęłam zaskoczona jego zachowaniem. 
- Pozwól mi przez chwilę tak trwać, proszę. - szepnął w moje ucho i wtulił się jeszcze bardziej.
- Ee, no wiesz... spoko, ale zaraz się zagotuje w tym płaszczyku. - zaśmiałam się, próbując odsunąć jego obejmujące mnie ręce.
- Um, mianhe. - zmieszał się i od razu odsunął, unikając mojego spojrzenia, jak ognia.
- Uła, co narozrabiałeś, że wyglądasz, jak wyglądasz? - zapytałam ze śmiechem i po rozebraniu się, udałam się do kuchni, by zrobić herbatę i sobie coś do jedzenia. Wiedziałam, że mężczyzna pójdzie za mną. Czasem to robił, kiedy byliśmy sami i mógł być człowiekiem. Nawet, jako wilk robił to samo. Zależało, jak mu czapka stała.
- Ojciec wydalił mnie z watahy.

- Mwo?! - zapytała zaskoczona, odkręcajac sie w jego stronę, kiedy wszystko było już przygotowane do zalania. - A-ale, jak to? Nie miałeś jej przejąć i w ogóle? - odparłam z przejęciem.
- Niby miałem. - mruknął, robiąc naburmuszoną minę. W końcu nic dalej nie powiedział. Wiedziałam, że wyczekuje, aż nie pójdziemy do mojego pokoju z herbatami, aby mi tam o wszystkim się wygadać.
Jak tylko się wygodniej rozsiedliśmy na moim łóżku, przez chwilę milczał, a ja pozwalałam mu na to. Widziałam, że potrzebuje chwilę, by zebrać swoje myśli. Widocznie bardzo go to przybiło, skoro w lepszym świetle dojrzałam jego lekko podpuchnięte powieki. Zapewne od płaczu. W końcu nastąpił przełomowy moment, jak od tak wtuliłam się w jego bok i zaczęłam przeczesywać jego włosy. Zawsze to robiłam. To był chyba taki nasz nawyk, bo on też strasznie to uwielbiał. Jednak wracając... Byunghun, jak tchnięty magiczną różdżką zaczął mi o wszystkim opowiadać. Byłam naprawdę zaskoczona zachowaniem jego ojca. Nie wiedziałam, że jest, aż tak surowy i nie żartował ze swoimi słowami o wydaleniu! Tak, jak podejrzewałam, mężczyzna nie wytrzymał i pękną, zaczynając płakać. No cóż... chyba każdy by to robił, gdyby stracił rodzinę, prawda? Jednak po krótkiej chwili opanował się i przybrał poważny wyraz twarzy. - Nie, nie będę ryczał. To dobre dla bab. - mruknął z powagą, ocierając swoje łzy.
- To... powodem dla którego cię wydalił, było tylko to, że przychodziłeś do mnie? - zapytałam czując się trochę winna temu wszystkiemu. Mężczyzna popatrzył na mnie uważnie i westchnął, spoglądając gdzieś w bok. Widziałam po jego minie, że główkuje.
No i co miałem jej powiedzieć?! Tak, po prostu, że... że przez te kilka miesięcy, tak bardzo się do niej przywiązałem, że się w niej zakochałem, a w ostatnich dniach pokochałem?! Nie znałem się za bardzo na sprawach ludzkich, jeśli chodziło o uczucia. Czy mówiąc jej to, będę musiał się związać z nią? Z człowiekiem? Może dlatego ojciec mnie wydalił? Może, gdybym mu nic nie powiedział o dziewczynie, nic by się takiego nie wydarzyło? Jednak nie miałem prawa jej winić. To ja ją pokochałem!
Przez chwilę zacząłem przemyśliwać wiele spraw. To, jak na nią reagowałem, kiedy miała dni płodne, a ja czułem to wszystko tak bardzo, że jedynie bycie wilkiem mnie ratowało przed katastrofą w spodniach. To, jak na nią patrzyłem, kiedy spała, czy coś robiła. Przytulała się ze mną i rozmawiała. To wszystko znaczyło, że tak naprawdę ją wybrałem, nie tylko ze względu na swojego podopiecznego, a i ukochaną. Jednak co do dalszych kwestii na pewno zamierzałem o tym z nią porozmawiać.
- Nie tylko to,  ____. - westchnąlem i przetarłem twarz dłońmi. - Jest jeszcze jednak sprawa.
- Sprawa?
- Yhym. - westchnąlem i spojrzałem na nią.
Zacząłem jej się uważnie przyglądać. Tym dużym oczom wpatrującym się we mnie badawczo i wyczekująco. Zgrabnemu noskowi, delikatnym ustom mimo, iż były drobne/pełne. W końcu zacząłem przybliżać coraz to bardziej swoją twarz ku tej jej. Widziałem jej zaskoczoną minę, kiedy doznała olśnienia, co zamierzam zrobić. Mimo to, nie oponowała i wyczekiwała tej chwili, aż w końcu ją pocałuje. No i doczekała się. Po chwili nasze usta ocierały się nieśmiało o siebie. Wsunąłem dłoń na jej policzek i pod ucho palce, by było mi wygodniej. Zacząłem całować ją śmielej, kiedy cały czas dostawałem od niej pozwolenie w postaci oddawania moich czułości. W końcu odsunąłem się od niej odrobinę, zaczynając wpatrywać się w nią z miłością.
- Kocham cię ____, i to było kolejnym powodem, dla którego ojciec mnie wydalił. - odparłem prosto z mostu, patrząc jej szczerze w oczy, by wiedziała, że nie kłamię. Przeczesałem jej włosy i pogładziłem policzek, patrząc na jej rozkosznie rozchylone usta, znowu zaczął odzywać się ten cholerny instynkt typowego i napalonego samca.
- A-ale.. jak to? Przecież jesteś wiltkdsh... - nie dałem jej dojść do słowa, całując ją tym razem namiętniej. 
- Cicho bądź i nie psuj tej chwili. - mruknąłem z powagą, po czym uśmiechnąłem się i otarłem nasze noski ze sobą, co oznaczało na zwierzęcy język, pocałunek. -  I tak wiem, że mnie kochasz, więc to w sumie nie ma znaczenia. Wolę być przy tobie głuptasie. Już od dawna. Co do pewnych spraw, to jeszcze się dogadamy. - uśmiechnąłem się tajemniczo, po czym znowu zacząłem ją czule całować.



6 komentarzy:

  1. OH MY GOD. Warto było tyle czekać <3
    To jest takie cudowne, że nie wiem co napisać. Nie da się wyrazić słowami jak to bardzo mi się podoba :D
    Dziękuję bardzo ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że Ci się podobało! Pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. O.M.G to jest super !!! Bardzo bym chciała abyś napisała jeszcze jeden taki scenariusz. Kontynuacje werewolf -a. Mógł by on być ze sceną +18
    Pozdrowionka ♡♡♡
    ~JR'SWIFE

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuuuu, wielbię Cię kobieto! Piszesz niesamowicie. Na dodatek uwielbiam tego rodzaju opowiadania *.* Bardzo lekko i przyjemnie się czytało. Życzę weny <33333 ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Nominowałam cię do LBA, bo prowadzisz świetnego bloga, którego uwielbiam.
    http://my-dream-is-love.blogspot.com/2015/11/nominacja-do-lba.html

    OdpowiedzUsuń