Dedykowane mojej najlepszej przyjaciółce Oli. <3 no i Fumi, która nie mogła się doczekać co wyjdzie z tego mojego pomysłu i podpowiadała gdzieniegdzie. <3
Mam nadzieję się spodoba, ponieważ chyba nikt jeszcze nie napisał one shota z końmi lub opowiadania (bynajmniej na nic takowego się nie natknęłam) A, że mam styczność z nimi jaki i można by powiedzieć doświadczenie, postanowiłam stworzyć o takie coś ^^. Powstawiałam gdzieniegdzie linki w razie czego z pomocniczymi zdjeciami, bo domyślam się, że niektórzy nie mają styczności z końmi, bądź nie bardzo będą wiedzieli co mam na myśli. (od razu ostrzegam, że długość przeraża, wyobraźnia ciut poniosła. xD)
Znowu zrobiłam
ankietę, więc zapraszam do wzięcia udziału, bo trwa tylko 6 dni!^^
Dlaczego ją zrobiłam? Widzę, że dużo osób
odpowiada pod postami na komentarze bądź nawet pytania, więc dlatego ją
zrobiłam, bo w sumie uważam, że taki sposób jest najwygodniejszy niż sprawdzanie przez was czy odpowiedziałam na komentarz. ;) (Tak, tak,
zabrzmiało to jakbym chciała zerżnąć taką opcje od niektórych.
>.<) Bo wiecie, dla mnie nie byłoby problemu, jednak nie chcę
później jakiś niemiłych rzeczy, że niby zgapiam . ;.; Odpowiedzi
dawajcie tam moi mili. ;D No i w dzień jej końca, dodam zapewne strangera moze z jakimiś odpowiedziami-zależy od ankiety. xD No chyba, że nie możecie się doczekać, to będe taka dobra i może uda mi się dodać szybciej, bo praktycznie zbliżam się do końca.
A no i trochę spóźnione, ale witam serdecznie nowych jak i starych czytelników i dziękuje, że czytacie moje prace, to naprawdę napędza kiedy widzę wejścia i komentarze. :*
(ponad 4700 wejść oO ludzie, kocham was za to <3 <3 )
Miłego czytania!
* * *
Jak co roku wyjeżdżałaś z rodzicami na wakacje. Za każdym razem jechaliście tam gdzie chcieli twoi rodzicie, tak było i tym razem. Zbliżały się twoje urodziny, a ty wnet pragnęłaś, aby pozwolili ci choć raz zadecydować o miejscu kolejnego wakacyjnego wypadu. Znając ciebie, wybrałabyś coś związanego z końmi. Twoich rodziców zapewne jakoś by to nie zdziwiło, skoro znali twoją pasję do tych przepięknych zwierząt. Dlaczego? Ponieważ od dziecka lubowałaś się w nich, a jakieś trzy lata jeździłaś już konno w pobliskiej stajni i szło ci naprawdę dobrze. Przez jakiś czas się buntowałaś i mówiłaś, że nie pojedziesz do puki nic ci nie powiedzą. W sumie tak szczerze to nawet nie chciałaś opuszczać na praktycznie cały miesiąc swoich przyjaciół. Już na samą myśl o zostawieniu ich tutaj na taki czas przyprawiał cię o tęsknotę. Twoi rodzice jednak byli nieugięci, więc w końcu stwierdziłaś, że nie ma co walczyć. Oni mają przewagę nie tylko liczebną, ale i w pewnym sensie rodzicielską, a że jeszcze z nimi mieszkałaś to nie miałaś za wiele do gadania.
Kolejne dni mijały, a ty nadal nie wiedziałaś gdzie jedziecie. Twoi rodzice milczeli. To było co najmniej podejrzane, bo jak tylko zapytałaś się ich o miejsce wypoczynku to szybko odpowiadali, że dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. W swoim czasie na pewno, ale ty chciałaś teraz! Może szykują dla ciebie jakąś miłą niespodziankę?
W końcu nadszedł czas na pakowanie. Siedziałaś przed szafą z tęgą miną i zastanawiałaś się jakie rzeczy ci się przydadzą. No bo skąd miałaś widzieć co masz spakować, skoro w dalszym ciągu twoje pytanie co do wakacji nie miało odpowiedzi? Usłyszałaś cichy stukot do drzwi, więc odkręciłaś się w ich stronę mówiąc ciche, lecz słyszalne ,,proszę'' Drzwi od twojego pokoju uchyliły się, a w ich progu stała twoja mama z uśmiechem na ustach i szklanką wypełnioną przezroczysto zieloną cieczą. To zapewne był twoja ulubiona zielona herbata, o którą prosiłaś chwilę temu. Rodzicielka z dezaprobatą pokręciła głową widząc twoje porozwalane ubrania po całym pokoju. Fakt, musiałaś przyznać, że wokoło ciebie było niezłe pobojowisko.
-No co?- zapytałaś z głupim uśmieszkiem.
No i oczywiście przeważnie uchodziłaś za tą lubiącą nieświadomie robić bałagan, więc nic w tym nie było dla ciebie dziwnego.
-Nic, nic córciu.-zaśmiała się podchodząc bliżej ciebie.- Ja cię spakuję, więc idź po zakupy. Karteczka i pieniądze leżą na szafce.
Oznajmiła i wnet, że wygniła kiedy to oponowałaś z jej pomysłem. W końcu bezradna ubrałaś się i biorąc potrzebne rzeczy ruszyłaś do sklepu z dziwnym przeczuciem, że te urodziny będą jednymi z najwspanialszych.
Kolejne dni minęły i nadal cisza, mętlik w głowie i zżerająca cie od środka ciekawość. Wprost ''uwielbiałaś '' to...Tą niewiedzę, która coraz bardziej przegryzała twoje nerwy.
Kolejne dni minęły i nadal cisza, mętlik w głowie i zżerająca cie od środka ciekawość. Wprost ''uwielbiałaś '' to...Tą niewiedzę, która coraz bardziej przegryzała twoje nerwy.
-____, jesteś gotowa?
Usłyszałaś głos rodzicielki z przedpokoju, więc szybko chwyciłaś bagaż, założyłaś buty i z radością poinformowałaś, że możecie jechać. Ze względu iż po wczorajszych imieninach twojej mamy żaden z rodziców nie mógł prowadzić, ta robota niestety spadła na ciebie. Nie to żebyś nie lubiła jeździć samochodem czy coś, jednak jakoś nie przepadałaś, kiedy twoi rodzice siedzieli obok i od czasu do czasu komentowali twoją jazdę. To, że jedziesz za szybko, tu za wolno, że za bardzo ścięłaś zakręt mimo iż wiedziałaś, że jest inaczej. Eh... To cię irytowało, jednak starałaś się po sobie tego nie okazać. Mimo to, składałaś modły do niebios, aby dali ci siłę i wytrwałość, bo z rodzicami nie wygrasz. W drodze twoi opiekunowie postanowili wyłonić rąbek tajemnicy. Jak się okazało, miejsce do którego jedziecie jest w posiadaniu starych przyjaciół twoich rodziców. A, że ich kontakt od jakiegoś czasu był urwany, postanowili wraz z nimi go reaktywować podczas tych wakacji. Z tego co ci jeszcze powiedzieli tak gratisowo do niespodzianki to to, że są tam piękne widoki z jeziorem w tle, tuż za laskiem obok którego mieszkają. W sumie dobre i to, jednak obawiałaś się, że kiedy dojedziecie na miejsce, radość zamieni się w zawiedzenie, dlatego też nie wyolbrzymiałaś jakoś w wyobraźni tego miejsca. Po niedługiej chwili tata kazał ci wjechać w piaszczystą dróżkę w środku naprawdę malusiego lasku. Kawałek dalej przed wami wyłonił się naprawdę przepiękny widok. Kiedy wyszliście z pojazdu z roztwartymi ustami i oczyma niczym pięciozłotówki rozglądałaś się po cichej okolicy. Jako pierwszy rzucił ci się przepiękny domek z bordowej cegły, współgrającej z okiennicami koloru cappuccino. Cała ta posiadłość była ogrodzona białym, drewnianym płotem, któremu towarzyszyły gdzieniegdzie w rogach stare dęby. Dopiero do ciebie doszło, że ten sam płot ogradzał lasek tuż przy wjeździe od niego.
Kawałek dalej były jakieś wybiegi, również ogrodzone tym samym płotem, jednak byłaś w takim zachwycie, że nawet nie zastanawiałaś się dla kogo są. Z tego transu obudził cię tata, szturchając lekko w ramię, abyś wzięła swój bagaż i udała się z nim do wejścia. Długo nie musieliście czekać, aby bardzo sympatyczna kobieta wpuściła was do środka. Przywitałaś się uroczo, kiedy to witała się przyjacielsko z twoimi rodzicami.
-To wasza córka? Aegyo, ale urocza, mam nadzieję, że się polubią.
Powiedziała z zachwytem puszczając oczko i ujmując w palce twój policzek, na co twoi rodzice przytaknęli z rozbawieniem głową. Polubią? Ale, że niby z kim? Zastanawiałaś się o co jej chodziło. Mogła mieć córkę jak i syna, bądź nawet kilkoro dzieci, chociaż to brzmiało jakby chodziło jej o jedno. Właśnie, to było co najmniej podejrzane ponieważ twoi rodzice podczas gdy patrzyłaś na nich podejrzliwie, wymieniali się tajemniczymi spojrzeniami z właścicielką. W końcu ta śmiejąc się ze swojego omotania, zaczęła pokazywać wam pokoje, a po rozpakowaniu się zaproponowała abyście zeszli na poczęstunek. Po wejściu do swojego chwilowego pokoju, od razu podeszłaś do okna z ciekawością jaki to mogłaś mieć z niego widok. Zamarłaś, a szczęście rozpychało się w tobie, wnet cię nie rozrywając. Za owym oknem, a raczej ogólnie kawałek za całym budynkiem była przepiękna, nieduża stajnia z czerwonej cegły.
Miałaś wrażenie, ze to chyba jakiś sen. Uszczypnęłaś się i syknęłaś czując, że jednak to nie był dobry pomysł, nagle usłyszałaś chichot za sobą.
-Widzę, że chyba nasza niespodzianka urodzinowa, jak najbardziej ci się podoba. Wszystkiego najlepszego, ______!
Krzyknęli oboje, kiedy ty w tym samym czasie uśmiechałaś się od ucha do ucha i kiwałaś twierdząco głową. Podeszłaś do nich i uścisnęłaś, wymawiając jak mantrę podziękowania na co twoi rodzice wsłuchiwali się w to z rozbawieniem. Teraz już wiedziałaś co takiego było powodem ich milczenia i omijania szerokim łukiem twojego zaciekawienia, aby nie zdradzić przez przypadek w jakie to miejsce zabiorą cię tym razem. Oderwałaś się od ciepłych ramion rodziców i pomachałaś im, kiedy ci wychodzili, aby rozpakować swoje walizki. Spojrzałaś na swoje i stwierdziłaś, że walizka ci nie ucieknie i możesz nawet rozpakować się pod wieczór. No w najgorszym przypadku nad ranem. No to teraz pozostało ci nic innego, jak iść przywitać się z kopytnymi, a może przy odrobinie szczęścia któryś z nich zostanie ci dany na jazdę? Tak, to byłoby dla ciebie już w ogóle rajem. Zawsze uwielbiałaś podziwiać świat z końskiego grzbietu.
Zanim jednak wyszłaś, spojrzałaś na swoje ubrania i stwierdziłaś, że lepiej się przebrać w odpowiedniejszy do takiego miejsca strój. Dopadłaś do torby, aby wybrać potrzebne rzeczy, lecz zamarłaś z uchwyconym przez twoje palce uchwytem od zamka, kiedy ci coś przemknęło przez myśl...
-Ale chwila... nie, nie, nie...
Mruczałaś załamanym głosem, bo właśnie do ciebie doszło, że możesz sobie o tym co najwyżej pomarzyć, byłaś pewna w stu procentach, że nie spakowałaś żadnych sztybletów, czapsów jak i bryczesów.
Nie wiedziałaś czy jesteś bardziej zła czy zawiedziona, bo przecież twoja mama-w dzień pakowania, kazała ci iść wtedy do sklepu i na pewno byś pamietała jakbyś dokładała ubrania do podróżnej torby. No chyba, że jest jednak jakaś nadzieja. Szybko wybiegłaś z pokoju, od razu skręcając w lewo, gdzie mieli pokój twoi rodzice. Zapukałaś dwa razy, a słysząc ciche ,,proszę'' weszłaś do środka. Twoim rodzicom nie umknął fakt, że jesteś smutna, skoro chwilę temu wnet nie posiadałaś się z radości. Usiadłaś na ich łóżku i wytłumaczyłaś co się stało. Oni patrzyli na ciebie uważnie i wsłuchiwali, a kiedy skończyłaś spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Twoja rodzicielka podeszła do łoża i usiadła tuż obok, gładząc dłonią twój czubek głowy.
-Nie martw się ______, ja już o to zadbałam, aby wziąć twoje rzeczy.
Chyba nie zajrzałaś nawet do torby co?
Zachichotała, a jej oczy zabłysły radośnie. Do torby? Serio wszystko jest w twojej torbie? No ładnie... Miałaś ochotę walnąć sobie otwartą dłonią w twarz. No tak, zamiast sprawdzić, wolałaś robić alarm jakby się co najmniej paliło. Twoja mama chwyciła cię za dłoń i pociagnęła do twojego pokoju, po chwili stałyście już obie obok torby. Nachyliła się nad nią, rozsunęła zamek, a tobie od razu rzuciły się w oczy bardzo znajome rzeczy. Naprawdę byłaś tak podekscytowana, że nie wpadłaś na pomysł otwarcia jej i upewnienia się, że jednak tam są?
-Jeśli chcesz to masz chwilę czasu, aby się przebrać i iść obejrzeć stajnię. Jednak wolałabym, abyś tego nie robiła i rozpakowała bagaż w pokoju.
- Omma... ja chcę iść teraz. Bagaż nie zając, nie ucieknie.
Fuknęłaś niezadowolona na co twoja rodzicielka westchnęła ociężale.
-Gwenchana, byleby nie za długo, bo pani Lee chce nam kogoś przedstawić podczas obiadu. Jakby nie było cie za długo to zadzwonię do ciebie, arraso?
Zakomunikowała, obejmując dłonią twój policzek i gładząc go kciukiem. Jeszcze tylko dała ci szybkiego całusa w czoło i wyszła, jeszcze na odchodne podnosząc przypominająco palec co do tego co ci powiedziała. Stałaś przez chwilę na środku swojego tymczasowego pokoju, patrząc na walizkę. Westchnęłaś i na odchodne mruknęłaś coś do siebie wesoło. Przeszłaś przez długi i piękny korytarz z kremowymi ścianami-na których wisiały przeróżne ramki, na podłodze był położone jasnobrązowe panele, które idealnie współgrały z odcieniem ścian i zapewne z wieczornymi lampami, jakie wisiały przy witrynach. Twoje stopy nakierowały cię na schody, tego samego koloru co podłoga. Zeszłaś z ostatniego schodka, mijając uśmiechniętą pani Lee, która niosła coś ładnie pachnącego w szklanym naczyniu, zapewne w stronę jadalni. Widząc cię przystała na chwilkę.
-I jak ci się tu podoba?
-Jest bardzo ładnie ajumma.
-To się cieszę. Byłaś już w stajni?
-Ani, właśnie tam zmierzałam. -odpowiedziałaś zniżonym i uroczym głosem.
Zawsze tak miałaś przy obcych ludziach. Stawałaś się lekko nieśmiała, a twój głos brzmiał tak, jakby był najdelikatniejszym na świecie, a podniesienie go skutkowałoby jego utratą.
Kobieta chciała coś powiedzieć, jednak machnęła tylko dłonią, jakby znaczyło, że to co chciała powiedzieć nie jest tak bardzo ważne. Gestem dłoni zachęciła cię, abyś już poszła, uprzednio informując-tak jak i twoja rodzicielka wcześniej-abyś za chwilę przyszła na obiad. Kiwnęłaś energicznie głową i już cie nie było.
Szłaś ładną ścieżką z pomieszanych ze sobą drobnych i kolorowych kamieni barwy kremowej, fioletowej i białej. Co chwila któryś zwracał twoją uwagę na siebie, dumnie mieniąc się w słońcu. W końcu, kiedy przestały cię mamić swoją pięknością, uświadomiłaś sobie, że stajnia z bliska była jeszcze ładniejsza, jak i wydawała się jeszcze większa.
Ostrożnie weszłaś do środka, rozglądając się wokoło. Jej wnętrze było obłożone jasnobrązowymi deskami wraz z sąsiadującymi ze sobą boksami. Które miały zamontowane gdzieniegdzie pręty koloru odcieni zieleni przy kratach i drzwiczkach. Weszłaś głębiej i przystałaś przy jednym z nich.
Stał w nim przepiękny kary koń imieniem Baloue - jak udało ci się odczytać z wiszącej i delikatnie mieniącej się złotem tabliczki przez padające światło z dworu. Zacmokałaś dwa razy, a on odwróciwszy głowę spojrzał na ciebie zaciekawiony i po chwili podszedł bliżej. Teraz był jeszcze piękniejszy bowiem miał wielką odmianę na pysku zwaną latarnią i jedno rybie oko z lewej strony.
Niestety przez brak drzwiczek, które mogłabyś otworzyć, nie mógł wyjrzeć do ciebie bardziej, a widać było, że chciał, ponieważ trącał delikatnie i ciekawsko poruszającymi się rytmicznie chrapami o zielone pręciki.
-Annyeong mały.
Powiedziałaś zdrobniale, kiedy poruszał ciągle nimi, czując nowy zapach, a ty zachichotałaś, widząc, jak trąca nimi o twoją wyciągniętą dłoń. Nie zdążyłaś zbytnio się z nim zaprzyjaźnić, bo po chwili jego uszy nastawiły się ciekawsko do przodu, dwu kolorowe oczy skierowały w bok, wraz z głową, a z płuc wydobyło się ciche rżenie. Nie zdążyłaś się odwrócić, a twoje uszy już wyłapywały stukot kopyt o betonową podłogę. W końcu zauważyłaś kątem oka, jak z innych otwartych drzwi pomiędzy boksami, które znajdowały się kawałek za tobą na koniu wjeżdża chłopak-chociaż bardziej ci wyglądał na młodego mężczyznę. Zatrzymał on siwego konia lekkim pociągnięciem ku sobie wodzy przy jednym z boksów i zszedł z niego. Patrzyłaś ciągle w jego stronę, nawet nie zaprzątając sobie głowy, że dziś pani Lee miała wam kogoś przedstawić. Po prostu stałaś tak i patrzyłaś. Po chwili mężczyzna spojrzał na ciebie pytająco, jednak nie minęła chwila, a jego usta ogarnął uśmiech, kiedy w międzyczasie spojrzał na zwierzaka. Jedno jego spojrzenie wystarczyło, aby rozbudził w twoim brzuchu dziwne uczucie.
-Popatrz, mamy gościa
Powiedział i pogładził go lekko po głowie z drugiej strony jego łba.
Jedyne co zrobiłaś to tylko zdałaś się na niemy uśmiech, patrząc przy tym ze skupieniem, jak czarnooki aktualnie zakłada na ogłowie kantar (tak są rozwieszone łańcuchy jak te uwiązy.) i zapina o specjalne uchwyty karabińczyki odziane w łańcuchy, umocowane po obu stronach boksów.
Poklepał rumaka po szyi, znowu coś do niego mówiąc, a następnie skierował się ku tobie.
-Anneyong, jestem Jinki, ale wolę po prostu Onew.
Przedstawił się machając dłonią, uprzednio ściągając czarne jeździeckie rękawiczki i rzucając je w bok, gdzie wylądowały one bowiem we wnętrzu czarnego kasku, który położył pod boksem chwilę temu. Od razu rzuciło ci się w oczy, że jego palce wyglądają trochę jak tofu, a ksywka pewnie oznacza, że jest delikatny i pogodny. Mogłabyś coś dodać na ten temat, jednakże nigdy nie oceniałaś ludzi. W sumie nawet jeśli to zawsze istnieje motyw, że ksywka mogłaby być przeciwieństwem charakteru.
-____, bardzo mi miło - przedstawiłaś się, a twoje kąciki ust delikatnie uniosły się ku górze.
Nie potrafiłaś jakoś spojrzeć na niego dłużej niż parę sekund, kiedy te czarne i wesołe tęczówki wpatrywały się w ciebie ciekawsko. No fakt, nie codzienne jest widzieć w stajni dziewczynę z innego kraju, do tego mówiącą płynnie jednym z Azjatyckich języków. Zawdzięczałaś to swoim rodzicom, którzy wyprowadzili się do Korei, jak tylko się urodziłaś, aby zamieszkać niedaleko posiadłości twojego wujka, który jest pół Koreańczykiem, stąd u ciebie ta biegłość w języku koreańskim. Oczywiście w domu wraz z rodzicami przeważnie rozmawiałaś w ojczystym języku.
-Podobno miała dziś przyjechać jakaś dziewczyna z rodzicami na miesiąc, to zapewne ty jesteś ich córką, prawda?
-Ne oppa.
Odpowiedziałaś coraz bardziej onieśmielona jego uśmiechem. Miałaś wrażenie, że jego oczy wyglądają wtedy niczym dwa czarne księżyce. Lekko cię to bawiło, bo wyglądał komicznie, kiedy praktycznie nie było widać jego czarnych tęczówek. Sam jego uśmiech odbijał czystą szczerością. Musiałaś przyznać, że był naprawdę przystojny i dobrze zbudowany.
Onew podszedł do konia i zaczął go rozsiodływać.
-Może ci pomóc?
Zasugerowałaś z uśmiechem, bo od zawsze byłaś chętna do pomocy.
Mężczyzna spojrzał na ciebie niezbyt przekonany.
-Jesteś pewna? wiesz nie jesteś przebrana i...
-Ne oppa, jestem pewna w stu procentach.
Powiedziałaś entuzjastycznie przerywając mu i podchodząc do niego bliżej. Chłopak kiwnął jakby niepewnie głową i zabrał się za zdejmowanie ochraniaczy z nóg konia, widząc, że ty zaoferowałaś się do zdjęcia siodła z jego grzbietu. Ostrożnie zaczęłaś rozpinać popręg z prawej strony siodła, który przebiegał pod brzuchem kopytnego, uważając przy tym, aby przez przypadek nie walnąć Jinkiego chociażby z kolana w twarz, który kucając - zdejmował ochraniacz z przedniej nogi, a po chwili już z tylnej. Uchwyciłaś pod spodem sprzęt wraz z czaprakiem i z lekkim trudem zaczęłaś zsuwać siodło z grzbietu . Był naprawdę wysoki!
-Może ci pomóc?-usłyszałaś.
No tak, Onew przyuważył, że z łatwością tego nie robisz, przy okazji odrzucając spięte ze sobą ochraniacze na bok. A przecież nie raz ściągałaś siodło z wysokich koni. Ten chyba jednak był wyjątkiem, bo jego Kląb, który wystawał kawałek pomiędzy szyją a grzbietem, był wyżej umiejscowiony niż głowa Jinki'ego. Który stał tuż obok po twojej lewej stornie i bez problemu mogłaś to zauważyć.
-Nie trzeba, gdzie zanieść?-zapytałaś kiedy poprawiłaś usadowione pod siodłem ręce.
Chłopak popatrzył na ciebie przez chwilę z przymrużonymi powiekami. Zmieszałaś się, nie wiedząc co zrobić ze sobą i siodłem, który zaczynał powoli doskwierać twoim ręką swoją ciężkością.
-Umm... Onew oppa?-Mruknęłaś niepewnie, powodując, że się ocknął.
-Ach, ne... mianhe.
Zmieszał się i od razu wziął od ciebie sprzęt. W trakcie kiedy go od ciebie odbierał, wasze ręce otarły się delikatnie o siebie. Poczułaś, jak dziwny prąd przeszywa cię od środka, a włosy stają jeża na pokrytej ciarkami skórze. Spojrzałaś na niego, a twoje kąciki ust wykrzywiły się delikatnie ku górze. Czy czujesz ten gorąc? To twoje policzki zaczęły się rumienić, a ty coraz bardziej wplatałaś się w domysły, że prawdopodobnie zauroczyłaś się w obcym chłopaku. No ładnie, żeby tak od razu?
Jinki zniknął po chwili za twoimi plecami i drewnianą powłoką drzwi od siodlarni. Ty w tym czasie podeszłaś bliżej rumaka i ostrożnie zaczęłaś zabierać się za rozpinanie pasków o ogłowia. Najpierw jednak odpięłaś łańcuch z jednej strony i zdjęłaś kantar po chwili przewieszając go szerszą stroną przez szyję.
Rozpięłaś odpowiednie paski przy poliku i pod pyskiem konia. W końcu zdjęłaś je całe i przewiesiłaś przez ramię, zakładając po chwili kantar na jego głowę. Zapięłaś go znowu na łańcuchy i zaczęłaś się rozglądać za jakąś umywalką aby przemyć wędzidło.
-Tego szukasz?
Usłyszałaś widząc, jak Onew opiera się o słup i wskazuje gdzieś w bok palcem. Zrobiłaś parę kroków do przodu i ujrzałaś szukane przez siebie urządzenie. Podeszłaś do niego i zaczęłaś płukać metalową rzecz. Czarnooki również skierował się tam gdzie ty i przystał po chwili, opierając się plecami o ścianę, patrząc uważnie, jak jego zwierzak wpatruje się w coś z zaciekawieniem. Lee wziął kolejny raz od ciebie sprzęt a ty od razu podeszłaś do bezimiennego konia. Bo nawet nie wiedziałaś jak się nazywa.
-W ogóle jak się wabi?-zapytałaś kiedy wrócił z powrotem.
-Demon - odarł po krótkiej chwili milczenia, znowu zaszczycając cię spojrzeniem.- Chociaż ta nazwa całkowicie gryzie się z jego charakterem, bo jest strasznym pieszczochem.
Lee miał co do tego racje, bo ssak zaczepnie trącał cię swoimi chrapami w ramię, aby tylko przykuć twoją uwagę. Zaśmiałaś się i pogłaskałaś go wzdłuż kości nosowej. Demon przymrużył ospale powieki, zwiesił trochę łeb i rozstawił uszy na boki, kiedy twoja dłoń przyjemnie go głaskała. Miałaś wrażenie, że jeszcze chwila i uśnie w całkowitym relaksie.
-No nie, zaraz mi go tu całkowicie rozleniwisz i zdeprawujesz.
Zaśmiał się i trącił lekko dłonią jego ucho, na co ten w ogóle nie zareagował, tylko stał i zwieszał leniwie swój łeb. Również się zaśmiałaś i zaprzestałaś pieszczot, odpinając karabińczyki, które głucho odbiły się wraz z łańcuchem o drewniane ścianki.
-Gdzie jest jego boks to go do niego zaprowadzę.
Zasugerowałaś z uśmiechem na co chłopak podszedł jeszcze bliżej. Mimo iż w stajni standardowo panował zapach świeżej słomy i siana, czułaś idealnie zapach jego delikatnych perfum. Nie rozumiałaś tego co właśnie działo się w środku twojego ciała. W brzuchu panowały naprawdę dziwne gilgotki, a serce uderzało wnet o klatkę piersiową, jakby chcąc cię o czymś uświadomić. Twój wesoły uśmiech już dawno się odkleił, a na twarzy zapanowało zagubienie, kiedy wzrok spuściłaś w dół, słysząc jego głos.
-Jesteś pewna? Wiesz i tak mi pomogłaś z rozsiodłaniem go, więc nie musisz.
Zagryzłaś swoją wargę, powstrzymując jako tako te głupie zawstydzenie. Zamachnęłaś się dłonią, że to ci nie przeszkadza, aby tylko jak najszybciej zniknąć mu z oczu. Jaki wstyd...
Dosłyszałaś chowając się za jedną słomianą balą i niezauważona szybko wyszłaś ze stajni. Do swojego pokoju dobiegłaś w trymiga, jednak wybieranie ubioru już nie szło ci tak szybko. Szło ci strasznie opornie. Po chwili usłyszałaś, jak twoi rodzicie zaczęli pukać w drzwi, mówiąc abyś już schodziła na dół. Już? Tak szybko? Pomyślałaś. Bo co ty biedna miałaś zrobić, kiedy twoje ubrania leżały porozwalane po całym pokoju, a ty nie mogłaś zdecydować w co się ubrać, a tu czas wychodzić! Kolejny raz twoi rodzice zaczęli pukać i cię pośpieszać, w końcu usłyszałaś tylko oddalające się kroki. Szybko wodząc wzrokiem po ciuchach byłaś ciekawa czy Jinki, też został tak ponaglany przez panią Lee. Odpowiedź na to pytanie przyszła wraz z głosem pani Lee dobiegającym z dołu, jak i śmiechu twoich rodziców, aby dała mu na spokojnie się przygotować. To było niesprawiedliwe!Ciebie ponaglali, a jemu pozwolili ubierać się na spokojnie. Naburmuszyłaś się lekko, jednak od razu się rozchmurzyłaś stwierdzając, że jemu należało się więcej czasu na ogarniecie niż tobie. Znowu wodziłaś zasmuconym wzrokiem po niedużym pokoju, zatrzymując się po chwili na sukience. Tak, dobry wybór! Pomyślałaś i chwyciłaś wieszak w dłonie z namalowanym radosnym uśmiechem na ustach. Była ona nad kolano, górę miała kremową, a doczepiony do niej czarny kołnierzyk idealnie współgrał ze spódnicą tego samego koloru. Odrzuciłaś rzeczy na bok, które jeszcze chwilę temu na tobie zalegały, robiąc przy tym jeszcze większy bałagan. Na szybkiego, jednak z delikatnością rozczesałaś niesforne kosmyki i potraktowałaś delikatnie rzęsy tuszem. Zawsze byłaś za naturalnym makijażem, a te mocniejsze po prostu omijałaś szerokim łukiem. Na odchodne spojrzałaś jeszcze w lustro w szafie, wyglądałaś naprawdę uroczo. Jednak najbardziej utwierdziło cię to w przekonaniu widząc minę Onew, którego napotkałaś na korytarzu. Wychodził on akurat z pokoju, patrząc z
zamiłowaniem w komórkę, jednak kiedy cie ujrzał, zatrzymał się gwałtownie i zaczął patrzeć lekko
zaskoczony to na nią to na ciebie.
Zasugerowałaś z uśmiechem na co chłopak podszedł jeszcze bliżej. Mimo iż w stajni standardowo panował zapach świeżej słomy i siana, czułaś idealnie zapach jego delikatnych perfum. Nie rozumiałaś tego co właśnie działo się w środku twojego ciała. W brzuchu panowały naprawdę dziwne gilgotki, a serce uderzało wnet o klatkę piersiową, jakby chcąc cię o czymś uświadomić. Twój wesoły uśmiech już dawno się odkleił, a na twarzy zapanowało zagubienie, kiedy wzrok spuściłaś w dół, słysząc jego głos.
-Jesteś pewna? Wiesz i tak mi pomogłaś z rozsiodłaniem go, więc nie musisz.
Zagryzłaś swoją wargę, powstrzymując jako tako te głupie zawstydzenie. Zamachnęłaś się dłonią, że to ci nie przeszkadza, aby tylko jak najszybciej zniknąć mu z oczu. Jaki wstyd...
-Widzę, że się znasz na koniach.- Odparł zaciekawiony w dalszym ciągu lustrując cię wzrokiem, a raczej twoje włosy.
-Ne, od jakiś trzech lat.
-Ne, od jakiś trzech lat.
Chłopak kiwnął głową, a ty chciałaś kolejny raz zapytać się, gdzie kopytny posiada swój boks z zamiarem zaprowadzenia go, bo robiło ci się dziwnie gorąco. Nagle poczułaś wibrację komórki w kieszeni spodni. Była tak głośna, że słysząc wesoły śmiech szatyna, zrozumiałaś, że nie trudno było nawet jemu niedosłyszeć.
-Idź odebrać, a ja odprowadzę go do boksu.
Chwycił pasek kantara przy okazji kolejny raz niechcący cię dotykając. Znowu poczułaś, jak ci wnet coś lata w żołądku. Skinęłaś szybko głową i spuściłaś wzrok na komórkę, aby tylko nie ujrzał, że prawdopodobnie się zarumieniłaś. Twoje zachowanie naprawdę cie zadziwiało, że miałaś ochotę przeklinać te zdradzieckie poliki. Kiedy odsunęłaś się w bok, czarnooki ruszył w stronę końca stajni, prowadząc za sobą Demona. Odetchnęłaś z ulgą i szybko ruszyłaś w stronę wyjścia, aby odebrać i przy okazji ochłonąć. Spojrzałaś na wyświetlacz i widząc słowo ,, Mama'' przesunęłaś zieloną słuchawkę przez pół ekranika. Po rozmowie z rodzicielką wszystko było dla ciebie jasne. Jak na twoje szczęście musiałaś już iść, bo obiad miał zacząć się za chwilę. Jednak coś cię tchnęło przed ruszeniem w kierunku przepięknego domu. Pomyślałaś, że w sumie i tak się od niego nie uwolnisz przynajmniej przez miesiąc, więc postanowiłaś poinformować go o zbliżającym się obiedzie. Weszłaś z powrotem do stajni i chciałaś podnieć głos z zamiarem zawołania go, aby zlokalizować aktualne miejsce jego pobytu, kiedy nagle doszedł do ciebie głos chłopaka, który przytakiwał co chwila. Prawdopodobnie do komórki.
-Arraso omma, właśnie chowam Demona i zaraz pobiegnę się przygotować. (...)- Usłyszałaś, jak drzwi boksu wydają dźwięk zamknięcia.- ____? No jest ze..., a raczej była.
Wyglądał jakby szamotał się sam ze sobą w myślach co nie ułatwiało ci sprawy, bo czułaś się coraz bardziej onieśmielona. Nie wiedziałaś czy to było spowodowane tym, że nie ubierasz na co dzień takich ubrań czy znowu reakcji ciała na jego widok.
-B-Bardzo ładnie...wyglądasz.
Wydukał, drapiąc siew tył głowy, a tobie zrobiło się jakoś cieplej na sercu. Powiedziałaś cichutko dziękuję i skinęłaś do tego głową. Staliście chwilę w ciszy, omijając swoje speszone spojrzenia jak ognia.
-Dzieciaki, co tak długo?!
Usłyszeliście w międzyczasie odwracając głowę w stronę schodów. Zaśmialiście się cicho i zeszliście na dół po uprzednim puszczeniu cie na schodach przodem przez chłopaka. Musiałaś przyznać że był naprawdę dobrze wychowany. Jak tylko oboje pojawiliście się w salonie, wasi rodzice mierzyli was, jak i siebie nawzajem znaczącym wzrokiem. Westchnęłaś w duszy oburzona, że robią ci taki wstyd. Szatyn jakoś się tym nie przejął tylko śmiał, jednak widziałaś, że mimo to również nie czuje się komfortowo i mało wiele próbuje ukryć zmieszana minę pod przydługimi włosami. Oboje usiedliście obok siebie, a cisza jaka panowała w salonie zamieniała się w pełną konwersacje. Myślałaś, że teraz może być tylko lepiej, podczas gdy sięgałaś po jakąś sałatkę. Myliłaś się, kiedy akurat sos chlapnął na twoją sukienkę, kiedy usłyszałaś jak nad stołem latały podteksty na wasz temat, jak to ze sobą ładnie wyglądacie i tworzyli byście ładną parę. Klęłaś wnet w duszy i zawstydziłaś się, patrząc na uporczywą plamę. Wiedziałaś, że te rozmowy waszych rodziców coraz bardziej idą w złym kierunku. A mianowicie coraz bardziej wwiercali ci Jego osobę do głowy. Spojrzałaś niepewnie na siedzącego tuż obok chłopaka czy czasem nie widział twojej gafy. Ten wyczuwając twój wzrok spojrzał się w bok raz, potem drugi i w końcu zaśmiał.
-Omo, poplamiłaś się...
Usp... Zauważył. Twoja twarz musiałaś być teraz w kolorze dojrzałego pomidora. Co za wstyd...
-Chhakama, przyniosę jakąś ścierkę.
-Ani, gwenchana. To nic takiego, upierze się.
Chwyciłaś go za nadgarstek kiedy wstawał i dla pozoru również się zaśmiałaś, nawet nie zauważając, że rozmowy ucichły, a opiekunowie na was patrzą. No tak, teraz to na pewno nie będą szczędzili sobie miłosnych docinek na wasz temat. Miałaś ochotę wejść pod ten stół pokryty bordowym obrusem przy którym siedziałaś i najlepiej nigdy spod niego nie wychodzić. Kiedy już prawie, że chciałaś się do tego przyczynić, doszło do ciebie, że ciągle trzymasz go za przegub. Gwałtownie oderwałaś swoją dłoń mówiąc ciche-przepraszam, słysząc po chwili jak ktoś nawołuje twoje imię. Obejrzałaś się i ładnie zapytałaś, pokazując tym pani Lee, że może kontynuować bowiem widocznie była czymś zaciekawiona na twój temat.
Usp... Zauważył. Twoja twarz musiałaś być teraz w kolorze dojrzałego pomidora. Co za wstyd...
-Chhakama, przyniosę jakąś ścierkę.
-Ani, gwenchana. To nic takiego, upierze się.
Chwyciłaś go za nadgarstek kiedy wstawał i dla pozoru również się zaśmiałaś, nawet nie zauważając, że rozmowy ucichły, a opiekunowie na was patrzą. No tak, teraz to na pewno nie będą szczędzili sobie miłosnych docinek na wasz temat. Miałaś ochotę wejść pod ten stół pokryty bordowym obrusem przy którym siedziałaś i najlepiej nigdy spod niego nie wychodzić. Kiedy już prawie, że chciałaś się do tego przyczynić, doszło do ciebie, że ciągle trzymasz go za przegub. Gwałtownie oderwałaś swoją dłoń mówiąc ciche-przepraszam, słysząc po chwili jak ktoś nawołuje twoje imię. Obejrzałaś się i ładnie zapytałaś, pokazując tym pani Lee, że może kontynuować bowiem widocznie była czymś zaciekawiona na twój temat.
-I jak ____, który koń ci się najbardziej podoba?
-Balou, ajumma.
Odpowiedziałaś zgodnie z prawdą, bo jak go tylko zobaczyłaś, nie mogłaś oderwać od niego wzorku. Był naprawdę niesamowity, a rybie oczy u koni zawsze były twoją słabością.
Odpowiedziałaś zgodnie z prawdą, bo jak go tylko zobaczyłaś, nie mogłaś oderwać od niego wzorku. Był naprawdę niesamowity, a rybie oczy u koni zawsze były twoją słabością.
-Chincha? Ja też go lubię.- kobieta odpowiedziała wesoło, a ty się uśmiechnęłaś.- Twoi rodzice opowiadali nam, że jeździsz konno, więc może jeśli dobrze porozmawiasz z Jinkim, to pozwoli ci na niego wsiąść.
-Omo, chincha? To by było naprawdę wspaniałe!
Powiedziałaś uradowana patrząc na starsze małżeństwo i rodziców chłopaka z radością w oczach.W końcu spojrzałaś na mężczyznę, który jakby mocniej zacisnął w dłoni pałeczki. Nie był widocznie zadowolony z tego pomysłu.
-Jeszcze nie powiedziałem, że się zgodziłem, więc pozwól, że się zastanowię.- usłyszałaś jego poważny głos, kiedy dziobał pałeczką mięso w swojej miseczce. Aż poczułaś nieprzyjemne ciarki na ciele.
( nie patrzcie na ten napis, on nie ma nic z tym wspólnego! haha XD) |
-Jak coś będę w pokoju.- tu skierował jakby wyczekujący wzrok na ciebie.- Więc, komawo za posiłek.
Szuranie krzesła rozległo się w salonie podczas tej głuchej ciszy i jego kroki. Kiedy zniknął spojrzałaś na państwo Lee. Kobieta pokryła się rumieńcem i wstydem jaki panował na jej twarzy w związku z zachowaniem jej syna, a mężczyźnie aż prawie, że pulsowała widoczna żyłka na skroni.
-Mianhe ____, za niego. Nie rozumiem dlaczego tak się zachował. To do niego niepodobne!
-Pogadam z nim skar...-odparł jej mąż, jednak ty szybko mu przerwałaś:
-Ani!
krzyknęłaś wstając z krzesła, oczywiście sprawiając , że niefortunnie się przewróciło i wydało huk przez upadek na drewniana podłogę, skupiając przy tym uwagę reszty na twojej osobie. No ładnie, teraz to ty zrewanżowałaś swoich rodziców. Cała czwórka patrzyła na ciebie pytająco, na co ty uśmiechnęłaś się głupiutko, widząc po chwili zażenowane miny rodziców.
-Um... Mianhe.- powiedziałaś czując jak wstyd cie obciąża.-Najadłam się i również dziękuję za ten przepyszny posiłek, ale może lepiej ja z nim porozmawiam?
Nikt nie miał oporów na tą propozycję, a wręcz coraz bardziej cię zachęcali i ponaglali, abyś do niego poszła. Ah ci rodzice, wiecznie lubiący bawić się w swatki. Miałaś ochotę naprawdę zapaść się pod ziemię. Jak mogli cię tak od razu łączyć nieznajomym? No jak? Widziałaś w tych oczach, że gdyby mogli to od razu by was ze sobą zaręczyli niczym w dawnych latach. Stałaś już na ostatnim schodku i wpatrywałaś się w drzwi pokoi. Jego i po chwili swojego, zastanawiając się co masz teraz zrobić. Westchnęłaś cichutko stwierdzając, że jednak musisz wejść do tego bardziej po prawej stronie. Przecież oświadczyłaś o swoim czynie pana Lee. Nim zauważyłaś, stałaś już pod drewnianymi wrotami, badając jej biały kolor powierzchni, kiedy twoją ściśnięta w pięści dłoń zapukała dwa razy. Nikt nie otworzył. Ponowiłaś próbę. Nic... Westchnęłaś przeciągle nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Odwróciłaś się na pięcie, a kiedy zrobiłaś krok w bok, usłyszałaś, jak ktoś naciska na klamkę. Automatycznie odwróciłaś się do tyłu i ujrzałaś w nich Onew z koszulką jeszcze nie do końca przeciągniętą przez głowę, którą próbował za wszelką cenę ściągnąć niżej za uchwycony jej koniec. Nie to, że robiłaś to specjalnie, ale kiedy ujrzałaś jego odsłonięty brzuch, automatycznie nie mogłaś oderwać wzroku od lekko rysujących się mięśni. Od razu przypuściłaś, że musi dużo ćwiczyć poza jeździectwem.
-Ugh, głupia koszulka.
Mruknął, a ty w ostatniej chwili zdążyłaś na niego spojrzeć. Mimo iż nie przyłapał cie na tym ''dyskretnym'' podglądaniu jego ciała, to i tak twoje piekące rumieńce cię zdradzały i domyślił się.
Jakże specjalnie pozwolił sobie to wykorzystać, kiedy podszedł bliżej i uśmiechnął się zniewalająco. A ty jak zwykle chowałaś wnet twarz w kosmykach opadających włosów i praktycznie swoim dekolcie.
-Nie sądziłem, że tak szybko przyjdziesz.
Usłyszałaś, jednak nim zdążyłaś na niego spojrzeć, poczułaś jak chwyta cię za nadgarstek i wciąga do ciemnego pokoju. Onew zamknął za wami drzwi i po chwili oparł cię o nie tyłem, trzymając za twoje ramiona. Był naprawdę blisko, że czułaś wnet, jak nogi ci się trzęsą, a wraz z nimi ręce. Serce nie było lepsze, bo wnet czułaś jego dudnienie w całym ciele z każdym jego ciepłym oddechem, który odbijał się o twoją szyję. Eotteoke? Pomyślałaś. Zwariował czy jak?
-Co ty wyp...ppffpfp.- dukałaś wprost w jego dłoń, którą zasłonił ci usta.
-Ciii.-szepnął odrywając dłoń od twoich ust, aby kolejno przyłożyć do tych swoich palec wskazujący.
Odpychając myśli, że ma zamiar się do ciebie dobrać, usłyszałaś za drzwiami, jakby szepty i ciche skrzypnie podłogi. Spojrzałaś na chłopaka pytająco i domyśliłaś się, że wciągnął cię tu ponieważ prawdopodobnie któryś z waszych rodziców robi bądź robią to specjalnie, aby podsłuchać czy na pewno do niego przyszłaś i co najważniejsze, o czym rozmawiacie. Onew odsunął się od ciebie i spojrzał na dwa cienie widoczne w świetle przedzierającym się przez szparę drzwi.
-Wiedziałem, że tak będzie. Usiądź na łóżku.- szepnął ci, a ty od razu zrobiłaś polecone ci zadanie. Naprawdę, nie wiedziałaś, jakim cudem udało ci się tam dotrzeć. - ____, Pozwól, że przemyślę to co powiedziała moja omma. A tak na margi...
Powiedział głośno i specjalnie przerwał, a następnie gwałtownie chwycił za klamkę i szybko otworzył drzwi w których po chwili ukazały się podkurczone sylwetki dobrze wam znanych kobiet. Zachwiały się one niebezpiecznie, o mały włos nie upadając z hukiem tuż pod stopy syna jednej z nich. Od razu jak tylko opanowały równowagę ujrzały cię siedzącą na jego łóżku w praktycznie, że w egipskich ciemnościach i stojącego w drzwiach czarnookiego z podirytowaną miną. Jak na zawołanie spojrzały na siebie z głupimi uśmiechami i odchrząknęły, jak gdyby nigdy nic.
-Umm... ustaliliście już coś może?-kobieta zapytała głupiutko, a twoja rodzicielka patrzyła zdziwiona to na ciebie to na czarnookiego.
-Ani Omma, i...co ty robisz?
Zapytał, a miny waszych matek od razu zrobiły się zmieszane, a twarze wypełniły czerwonym kolorem. Jednak pani Lee nagle spojrzała na swojego syna z poważną miną, podnosząc brew do góry.
- Wae u ciebie jest tak ciemno Jinki?
-Ugh... omma...
Konwersacja pomiędzy tą dwójką trwałą dalej, a ty odrywając się na chwilę od niej, zaczęłaś rozglądać się po pokoju, który mało wiele był oświetlony przez światło, jakie padało z korytarza. Zdziwiłaś się, że jak na chłopaka ma naprawdę w nim porządek. Twój wzrok mało wiele ujrzał na przeciwko łóżka- które stało z lewej strony ściany, kiedy się wchodziło do pokoju- nieduże biurko z komputerem i jakąś figurką konia stojącą po boku na platformie. Tuż obok drewnianego stołu stała nieduża szafa, która również jak i ta w twoim tymczasowym pokoju miała wstawione w drzwiach lustra. Aktualnie przyuważyłaś w nim skwaszoną minę chłopaka, kiedy to jego mama coś dalej drążyła. Zaśmiałaś się cichutko, bo jego mina naprawdę była idiotycznie śmieszna, mimo grymasu niezadowolenia na jego twarzy. Z tego wszystkiego ruszyłaś nogą i natrafiłaś na coś twardego. Przeklęłaś czując pulsujący ból w palcu, kiedy schyliłaś się lekko i ujrzałaś leżące pod łóżkiem hantle. Udowodniły ci one, że jednak twoje podejrzenia, że dba o siebie nie są mylne. Uśmiechnęłaś się lekko i przymrużyłaś powieki, kiedy w pokoju nagle nastała jasność przez wpadające do pokoju promienie zachodzącego już słońca. Aż tak się zamyśliłaś, że nie zauważyłaś, jak skończył rozmowę ze swoją rodzicielką? No nie patrz tak na niego tylko odpowiedz na jego pytanie, które właśnie ci zadał.
-Może być?
-Oppa, mógłbyś powtórzyć?
Zmieszałaś się, uważnie lustrując, jak bez skrupułów kładzie się obok ciebie na plecach.
-Ugh... arraso. Ale to ostatni raz, jasne? Nie lubię się powtarzać - zakomunikował z powagą i przekręcił głowę w bok, podpierając ją z tyłu rękoma, aby ułatwić sobie widok na twoją osobę.
-Arasso, mianhe.
Wydukałaś, patrząc ze spuszczona głową na swoje palce. Naprawdę były bardziej interesujące od niego? Czy raczej to zawstydzenie wzięło górę? Lee zaczął ci tłumaczyć, że co do Balou to jeszcze się zastanowi. Jak się dowiedziałaś, ten na pozór ładny koń potrafi pokazać różki podczas jazdy i do tego potrafi być czasem wredny dla ludzi. Jednak ty się nie bałaś, czułaś, że mimo iż zobaczyłaś tego konia tylko raz to połączyła was jakaś więź, jakby w jakiś sposób cie polubił. Kiwnęłaś głową w potwierdzeniu na to, że chłopak da ci odpowiedź jutro w stajni. Wstałaś pośpiesznie z jego łóżka i wyszłaś, zamykając za sobą drzwi. Ustałaś biorąc ogromny haust powietrza. Oparłaś swoje plecy i głowę na drewnianej powłoce, przymknęłaś powieki czując, jak jeszcze chwila i prawdopodobnie wyzioniesz ducha. Ty się naprawdę zauroczyłaś! Musiałaś niepewnie przyznać ku temu rację, jednak gryzło cię to czy to w ogóle możliwe w tak krótkim czasie? Przecież jesteś tu dopiero jeden dzień! Nadszedł wieczór, zrobiłaś wieczorne czynności i przy okazji zrobiłaś porządek z ubraniami. W końcu. Kiedy leżałaś już w łóżku i patrzyłaś w stronę okna na praktycznie czarne i bezchmurne niebo oblepione jasnymi kropeczkami jakimi były gwiazdy. Nie mogłaś usnąć, a myśli kłębiły się w tobie coraz bardziej. Pomyślałaś o nim, a serce zadrżało radośnie.
-Cholera, czy to możliwe?
Rzuciłaś pytanie w przestrzeń kiedy twoja ręka wylądowała na piersi, jednak tu odpowiedziała ci cisza, a raczej jakieś brzęczące owady za otwartym oknem. W nocy nie mogłaś dobrze spać, jednak nie czułaś się niewyspana, kiedy o dziwo obudziłaś się o szóstej nad ranem. Nie słysząc jakichkolwiek odgłosów, które oznaczałyby, że ktoś krząta się już po domu, ubrałaś się w jeździeckie rzeczy i po cichu udałaś do stajni. Pierwsze co zrobiłaś to podeszłaś do boksu karego konia. Przywitałaś się z nim i po chwili twój wzrok zaczął błądzić w poszukiwaniu kantara. Zauważyłaś go? Zauważyłaś wraz z innymi wiszącymi kantarami przy zlewie? O tak, właśnie tam. Podeszłaś do wieszaka i chwyciłaś jeden, na oko przyjrzałaś mu się czy nie będzie za duży. Radośnie podeszłaś do bosku kopytnego i po chwili wyciągałaś go już z boksu i upinałaś na karabińczyki. Znalezienie szczotek nie było dla ciebie problemem, więc chwytając zgrzebło i miękką szczotkę, zaczęłaś czyścić kopytnego. Kiedy praktycznie jego sierść już lśniła, a kopyta były czyste, zaczęłaś rozczesywać jego ogon specjalną szczotką.
-Omo, co ty tutaj robisz tak wcześnie? Nie mogłaś spać czy jak?
Usłyszałaś zdziwiony głos i spojrzałaś w bok. On również już tu był. A co najdziwniejsze, patrzył naprawdę zdziwionym wzrokiem, że koń stoi grzecznie i ani na myśl przychodzi mu, aby kombinować z jakąłś psotą przeciwko tobie.
-Jak nie zauważyłeś to czyszczę Balou, który wcale nie myśli o psotach, prawda kochany?
Odpowiedziałaś ze śmiechem i zaczęłaś podkładać mu pod pysk kostkę cukru na co chłopak podrapał się niezręcznie po głowie za zadanie tak głupiego pytania. Poklepałaś w końcu umięśnioną szyję zwierzaka i wstawiłaś lekko już podekscytowane zwierzę do boksu, które słysząc szelest worka i odgłos wysypywanego owsa do taczki, zaczął wnet radośnie wydobywać ciche pomruki rżenia, jak reszta koni stojących w boksie. Oczywiście pomogłaś przy karmieniu chłopakowi, a kiedy skończyliście, Onew postanowił cię oprowadzić trochę po gospodarstwie. Mieliście śmiechu co nie miara, kiedy to po obejściu ogródka udaliście się do kurnika. Zaczęliście gonić zabawnie umarszczone kury po żartobliwej wypowiedzi mężczyzny, że ma ochotę na jakieś pieczone udko z kurczaka. Jednak za chwilę chłopakowi nie było do śmiechu, jednak tobie tak, kiedy jeden z kogutów widocznie zrozumiał aluzję tych pościgów i sam zaczął go gonić po całym ogrodzonym siatką wybiegu. Teraz to wyglądało tak, jakby to kogut miał ochotę upiec sobie Lee na ruszcie, gdzieś w rogu kurnika. Śmiejąc się i wnet łapiąc za brzuch nawet nie zauważyłaś, kiedy chłopak chwycił cię za przegub i w mgnieniu oka wydostał od niebezpiecznego ptaka, zamykając w ostatniej chwili drzwi kurnika.
-Uf, uratowany! Widziałaś? On chciał mnie zabić!
-Oppa, trzeba było nie wypowiadać na głos o ochocie na chrupiącą skórkę i przepyszne mięsko z kurczaka.
-Ty też przeciwko mnie?
-Ani,wae?
- ...
-Oppa, wae masz taką minę?
Chłopak uśmiechnął się podstępnie.
-Nie ruszaj się _____.
-Oppa, co ty kombinujesz? Nie rób tego, ani, ani, aniii... oppa!
Krzyczałaś mimo to śmiejąc się, kiedy chłopak zaczął cie gonić, a ty starałaś się przed nim uciec. Nawet nie wiedzieliście, że temu wszystkiemu przyglądają się wasi rodzice, którzy widząc was w pobliżu kurnika, wyszli na taras, aby was zawołać na obiad. Dni mijały ci naprawdę szybko w towarzystwie, o dziwo jakiś czas temu Onew z przymrużeniem oka i małą niechęcią, pozwolił ci wsiąść na Balou, a nawet na nim jeździć.
Koń chyba naprawdę cię polubił, ponieważ jedynie bryknął ci dwa razy podczas galopu i to na pierwszej jeździe, reszta jazd wyglądała całkiem spokojnie, a ty stwierdziłaś, że naprawdę wspaniale ci się z nim współpracuje. Oczywiście nie obeszło się bez zazdrosnego zdania bruneta, który święcie twierdził, że zapewne masz jakieś czary i uraczasz nimi zwierzęta.
Każdego dnia uświadamiałaś sobie, że czujesz się tak, jakbyś znała go praktycznie od dziecka, a minęły dopiero niecałe trzy tygodnie twojego pobytu tutaj. A z tego co się dowiedziałaś, macie zostać jeszcze na dłużej. Naprawdę miałaś wrażenie, że jego osoba coraz bardziej wwierca ci się w głowę. Oczywiście w tym wszystkim maczali również palce nie kto inni, jak wasi rodzice, którzy nie szczędzili sobie jakże wstydliwych podtekstów. Wtedy obydwoje odwracaliście wzrok i udawaliście, że tego nie słyszycie. Lee jakoś sobie z tym radził, bo za chwilę twój słuch ogarniał jego śmiech, jednak ty próbowałaś ukryć te zdradzieckie rumieńce, które czerwieniły się pod wpływem gorąca w twoim ciele. Pewnego dnia byłaś w stajni dopiero o ósmej. Mężczyzna powiedział ci, że akurat dzisiaj nie musisz przychodzić z rana i pozwolić sobie na dłuższy sen. Ponieważ jak twierdził- przyjechałaś tu na wypoczynek, a nie do pracy. Akurat stałaś i czyściłaś karego zwierzaka, który przypatrywał ci się ciekawsko, więc zaczęłaś coś do niego szeptać. Jinki kawałek dalej również czyścił Demona, jednak nie widziałaś, że chyba bardziej zaciekawiło go patrzenie jak się śmiejesz, niż pozbywanie się z sierści brudu i kurzu. Postanowiliście jechać w teren, aby konie trochę się zrelaksowały. Jinki tak się denerwował, że postanowiłaś jechać na Balou, że niemal co chwila upewniał się czy jesteś tego pewna. Po praktycznie setnej odpowiedzi, że jak najbardziej ci to pasuje, wyjechaliście ze stajni. Zawsze twierdziłaś, że podziwianie świata na grzbiecie konia jest czymś niesamowitym. Jechałaś za Lee, który po dłuższym czasie stępowania dał sygnał Demonowi, aby przeszedł do kłusa.
Jechaliście tak przez jakiś czas. Onew troskliwie odwracał się za siebie, aby upewnić się czy czasem rybiooki cie nie zgubił gdzieś po drodze. Po którymś razie wnet już cie to lekko irytowało, więc wytykałaś mu język. Oburzenie tym zakrywał radosnym uśmiechem.
-Yah! Bo ci nie dam już Balou, do jazy!
Zagroził, jednak wiedziałaś, że żartuje. Roześmiałaś się jednak od razu spoważniałaś, kiedy nagle koń odskoczył ci na bok. No tak jakże mogło by być inaczej, że chwile temu widzieliście sarny pasące się na polu to nie zareagował, ale na widok stojących trzech budek uli owszem.
-To tylko ule, Balou.
Szepnęłaś mu na ucho, kiedy koń stał i ze strachem przypatrywał się strasznym budkom. Gładząc pokrzepiająco jego szyję spojrzałaś na Onew, który patrzył na ciebie ze strachem w oczach.
-Gwenchana?
Zapytał, a ty już widziałaś w jego oczach, że w net przygotował się do pogoni za tobą, bo odkręcał głowę siwego zwierzaka na boki.
-Będziesz się bała na nim galopować?
-A czy wyglądam, jakby tak było?
Powiedziałaś ironicznie patrząc na jego poważną minę. No bo, ile razy masz mu udowadniać, że tak nie jest?
-Ani.
Mrukną zmieszany i opuścił zasmucony głowę. Przecież chciał dobrze, prawda? Więc chyba ten wyższy ton był niepotrzebny. Aż zrobiło ci się głupio. Zaczęłaś nerwowo obracać końcówkę wodzy w palcach szepcząc:
-Mianhe, oppa.- które i tak usłyszał.
-Gwehcnana, po prostu nie chcę aby stała ci się krzywda i...
-Arraso, oppa, nie tłumacz się...
Chłopak kiwnął twierdząco głową. Mimo iż cie to już naprawdę lekko irytowało to uważałaś, że to urocze z jego strony, że tak się o ciebie martwi. Ej, czy to czasem nie podejrzane? Przecież ostatnio często ukazuje ci troskę. Pamiętasz? Siedziałaś wtedy w domu, bo padał deszcz, zatapiając się w historię książki. Nagle w feralnym momencie zaburczał ci brzuch, kiedy to Jinki wchodził do salonu. Od razu zabrał cię do kuchni i nakarmił, nawet nie pozwalając wyjść z niej dopóki nie zjesz do końca. Co oczywiście robił żartobliwie, jak zawsze, kiedy chciał ci dokuczyć. O, albo kiedy zasnęłaś jakimś cudem na sofie w salonie podczas oglądania nudnego programu to kto cię przykrył kocem jak nie on, kiedy waszych rodziców nie było przez chwile w domu? Myślałaś przecież wtedy, że Jinki siedzi w stajni i wróci późno. Jednak pomyliłaś się z niewiedzą, że coś zaczeło się w nim zmieniać.
-Pokłusujmy kawałek i za chwilę zagalopujemy na tym polu i wracamy, bo pewnie będą nas szukać i wołać na obiad, arraso?
-Ne, oppa.
-Trzymaj się ciągle za mną i nie pozwól odejść kawałek w bok , aby cię nie poniósł.
-Oppa! Jeżdżę na tyle długo, aby wiedzieć takie rzeczy.
Mruknęłaś, jednak po chwili uśmiechnęłaś się wesoło i kiwnęłaś zachęcająco głową, aby ruszał. Już po chwili znowu jechaliście gęsiego, kłusując równym tempem. W końcu kiedy wjechaliście na pole, usłyszałaś cmokanie i jak Lee zaczyna coraz bardziej się oddalać. Nie musiałaś jakoś zbytnio zachęcać Balou, do galopu, a raczej cwału, bo ten ruszył od razu z kopyta.
Nikt nie miał oporów na tą propozycję, a wręcz coraz bardziej cię zachęcali i ponaglali, abyś do niego poszła. Ah ci rodzice, wiecznie lubiący bawić się w swatki. Miałaś ochotę naprawdę zapaść się pod ziemię. Jak mogli cię tak od razu łączyć nieznajomym? No jak? Widziałaś w tych oczach, że gdyby mogli to od razu by was ze sobą zaręczyli niczym w dawnych latach. Stałaś już na ostatnim schodku i wpatrywałaś się w drzwi pokoi. Jego i po chwili swojego, zastanawiając się co masz teraz zrobić. Westchnęłaś cichutko stwierdzając, że jednak musisz wejść do tego bardziej po prawej stronie. Przecież oświadczyłaś o swoim czynie pana Lee. Nim zauważyłaś, stałaś już pod drewnianymi wrotami, badając jej biały kolor powierzchni, kiedy twoją ściśnięta w pięści dłoń zapukała dwa razy. Nikt nie otworzył. Ponowiłaś próbę. Nic... Westchnęłaś przeciągle nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Odwróciłaś się na pięcie, a kiedy zrobiłaś krok w bok, usłyszałaś, jak ktoś naciska na klamkę. Automatycznie odwróciłaś się do tyłu i ujrzałaś w nich Onew z koszulką jeszcze nie do końca przeciągniętą przez głowę, którą próbował za wszelką cenę ściągnąć niżej za uchwycony jej koniec. Nie to, że robiłaś to specjalnie, ale kiedy ujrzałaś jego odsłonięty brzuch, automatycznie nie mogłaś oderwać wzroku od lekko rysujących się mięśni. Od razu przypuściłaś, że musi dużo ćwiczyć poza jeździectwem.
-Ugh, głupia koszulka.
Mruknął, a ty w ostatniej chwili zdążyłaś na niego spojrzeć. Mimo iż nie przyłapał cie na tym ''dyskretnym'' podglądaniu jego ciała, to i tak twoje piekące rumieńce cię zdradzały i domyślił się.
Jakże specjalnie pozwolił sobie to wykorzystać, kiedy podszedł bliżej i uśmiechnął się zniewalająco. A ty jak zwykle chowałaś wnet twarz w kosmykach opadających włosów i praktycznie swoim dekolcie.
-Nie sądziłem, że tak szybko przyjdziesz.
Usłyszałaś, jednak nim zdążyłaś na niego spojrzeć, poczułaś jak chwyta cię za nadgarstek i wciąga do ciemnego pokoju. Onew zamknął za wami drzwi i po chwili oparł cię o nie tyłem, trzymając za twoje ramiona. Był naprawdę blisko, że czułaś wnet, jak nogi ci się trzęsą, a wraz z nimi ręce. Serce nie było lepsze, bo wnet czułaś jego dudnienie w całym ciele z każdym jego ciepłym oddechem, który odbijał się o twoją szyję. Eotteoke? Pomyślałaś. Zwariował czy jak?
-Co ty wyp...ppffpfp.- dukałaś wprost w jego dłoń, którą zasłonił ci usta.
-Ciii.-szepnął odrywając dłoń od twoich ust, aby kolejno przyłożyć do tych swoich palec wskazujący.
Odpychając myśli, że ma zamiar się do ciebie dobrać, usłyszałaś za drzwiami, jakby szepty i ciche skrzypnie podłogi. Spojrzałaś na chłopaka pytająco i domyśliłaś się, że wciągnął cię tu ponieważ prawdopodobnie któryś z waszych rodziców robi bądź robią to specjalnie, aby podsłuchać czy na pewno do niego przyszłaś i co najważniejsze, o czym rozmawiacie. Onew odsunął się od ciebie i spojrzał na dwa cienie widoczne w świetle przedzierającym się przez szparę drzwi.
-Wiedziałem, że tak będzie. Usiądź na łóżku.- szepnął ci, a ty od razu zrobiłaś polecone ci zadanie. Naprawdę, nie wiedziałaś, jakim cudem udało ci się tam dotrzeć. - ____, Pozwól, że przemyślę to co powiedziała moja omma. A tak na margi...
Powiedział głośno i specjalnie przerwał, a następnie gwałtownie chwycił za klamkę i szybko otworzył drzwi w których po chwili ukazały się podkurczone sylwetki dobrze wam znanych kobiet. Zachwiały się one niebezpiecznie, o mały włos nie upadając z hukiem tuż pod stopy syna jednej z nich. Od razu jak tylko opanowały równowagę ujrzały cię siedzącą na jego łóżku w praktycznie, że w egipskich ciemnościach i stojącego w drzwiach czarnookiego z podirytowaną miną. Jak na zawołanie spojrzały na siebie z głupimi uśmiechami i odchrząknęły, jak gdyby nigdy nic.
-Umm... ustaliliście już coś może?-kobieta zapytała głupiutko, a twoja rodzicielka patrzyła zdziwiona to na ciebie to na czarnookiego.
-Ani Omma, i...co ty robisz?
Zapytał, a miny waszych matek od razu zrobiły się zmieszane, a twarze wypełniły czerwonym kolorem. Jednak pani Lee nagle spojrzała na swojego syna z poważną miną, podnosząc brew do góry.
- Wae u ciebie jest tak ciemno Jinki?
-Ugh... omma...
Konwersacja pomiędzy tą dwójką trwałą dalej, a ty odrywając się na chwilę od niej, zaczęłaś rozglądać się po pokoju, który mało wiele był oświetlony przez światło, jakie padało z korytarza. Zdziwiłaś się, że jak na chłopaka ma naprawdę w nim porządek. Twój wzrok mało wiele ujrzał na przeciwko łóżka- które stało z lewej strony ściany, kiedy się wchodziło do pokoju- nieduże biurko z komputerem i jakąś figurką konia stojącą po boku na platformie. Tuż obok drewnianego stołu stała nieduża szafa, która również jak i ta w twoim tymczasowym pokoju miała wstawione w drzwiach lustra. Aktualnie przyuważyłaś w nim skwaszoną minę chłopaka, kiedy to jego mama coś dalej drążyła. Zaśmiałaś się cichutko, bo jego mina naprawdę była idiotycznie śmieszna, mimo grymasu niezadowolenia na jego twarzy. Z tego wszystkiego ruszyłaś nogą i natrafiłaś na coś twardego. Przeklęłaś czując pulsujący ból w palcu, kiedy schyliłaś się lekko i ujrzałaś leżące pod łóżkiem hantle. Udowodniły ci one, że jednak twoje podejrzenia, że dba o siebie nie są mylne. Uśmiechnęłaś się lekko i przymrużyłaś powieki, kiedy w pokoju nagle nastała jasność przez wpadające do pokoju promienie zachodzącego już słońca. Aż tak się zamyśliłaś, że nie zauważyłaś, jak skończył rozmowę ze swoją rodzicielką? No nie patrz tak na niego tylko odpowiedz na jego pytanie, które właśnie ci zadał.
-Może być?
-Oppa, mógłbyś powtórzyć?
Zmieszałaś się, uważnie lustrując, jak bez skrupułów kładzie się obok ciebie na plecach.
-Ugh... arraso. Ale to ostatni raz, jasne? Nie lubię się powtarzać - zakomunikował z powagą i przekręcił głowę w bok, podpierając ją z tyłu rękoma, aby ułatwić sobie widok na twoją osobę.
-Arasso, mianhe.
Wydukałaś, patrząc ze spuszczona głową na swoje palce. Naprawdę były bardziej interesujące od niego? Czy raczej to zawstydzenie wzięło górę? Lee zaczął ci tłumaczyć, że co do Balou to jeszcze się zastanowi. Jak się dowiedziałaś, ten na pozór ładny koń potrafi pokazać różki podczas jazdy i do tego potrafi być czasem wredny dla ludzi. Jednak ty się nie bałaś, czułaś, że mimo iż zobaczyłaś tego konia tylko raz to połączyła was jakaś więź, jakby w jakiś sposób cie polubił. Kiwnęłaś głową w potwierdzeniu na to, że chłopak da ci odpowiedź jutro w stajni. Wstałaś pośpiesznie z jego łóżka i wyszłaś, zamykając za sobą drzwi. Ustałaś biorąc ogromny haust powietrza. Oparłaś swoje plecy i głowę na drewnianej powłoce, przymknęłaś powieki czując, jak jeszcze chwila i prawdopodobnie wyzioniesz ducha. Ty się naprawdę zauroczyłaś! Musiałaś niepewnie przyznać ku temu rację, jednak gryzło cię to czy to w ogóle możliwe w tak krótkim czasie? Przecież jesteś tu dopiero jeden dzień! Nadszedł wieczór, zrobiłaś wieczorne czynności i przy okazji zrobiłaś porządek z ubraniami. W końcu. Kiedy leżałaś już w łóżku i patrzyłaś w stronę okna na praktycznie czarne i bezchmurne niebo oblepione jasnymi kropeczkami jakimi były gwiazdy. Nie mogłaś usnąć, a myśli kłębiły się w tobie coraz bardziej. Pomyślałaś o nim, a serce zadrżało radośnie.
-Cholera, czy to możliwe?
Rzuciłaś pytanie w przestrzeń kiedy twoja ręka wylądowała na piersi, jednak tu odpowiedziała ci cisza, a raczej jakieś brzęczące owady za otwartym oknem. W nocy nie mogłaś dobrze spać, jednak nie czułaś się niewyspana, kiedy o dziwo obudziłaś się o szóstej nad ranem. Nie słysząc jakichkolwiek odgłosów, które oznaczałyby, że ktoś krząta się już po domu, ubrałaś się w jeździeckie rzeczy i po cichu udałaś do stajni. Pierwsze co zrobiłaś to podeszłaś do boksu karego konia. Przywitałaś się z nim i po chwili twój wzrok zaczął błądzić w poszukiwaniu kantara. Zauważyłaś go? Zauważyłaś wraz z innymi wiszącymi kantarami przy zlewie? O tak, właśnie tam. Podeszłaś do wieszaka i chwyciłaś jeden, na oko przyjrzałaś mu się czy nie będzie za duży. Radośnie podeszłaś do bosku kopytnego i po chwili wyciągałaś go już z boksu i upinałaś na karabińczyki. Znalezienie szczotek nie było dla ciebie problemem, więc chwytając zgrzebło i miękką szczotkę, zaczęłaś czyścić kopytnego. Kiedy praktycznie jego sierść już lśniła, a kopyta były czyste, zaczęłaś rozczesywać jego ogon specjalną szczotką.
-Omo, co ty tutaj robisz tak wcześnie? Nie mogłaś spać czy jak?
Usłyszałaś zdziwiony głos i spojrzałaś w bok. On również już tu był. A co najdziwniejsze, patrzył naprawdę zdziwionym wzrokiem, że koń stoi grzecznie i ani na myśl przychodzi mu, aby kombinować z jakąłś psotą przeciwko tobie.
-Jak nie zauważyłeś to czyszczę Balou, który wcale nie myśli o psotach, prawda kochany?
Odpowiedziałaś ze śmiechem i zaczęłaś podkładać mu pod pysk kostkę cukru na co chłopak podrapał się niezręcznie po głowie za zadanie tak głupiego pytania. Poklepałaś w końcu umięśnioną szyję zwierzaka i wstawiłaś lekko już podekscytowane zwierzę do boksu, które słysząc szelest worka i odgłos wysypywanego owsa do taczki, zaczął wnet radośnie wydobywać ciche pomruki rżenia, jak reszta koni stojących w boksie. Oczywiście pomogłaś przy karmieniu chłopakowi, a kiedy skończyliście, Onew postanowił cię oprowadzić trochę po gospodarstwie. Mieliście śmiechu co nie miara, kiedy to po obejściu ogródka udaliście się do kurnika. Zaczęliście gonić zabawnie umarszczone kury po żartobliwej wypowiedzi mężczyzny, że ma ochotę na jakieś pieczone udko z kurczaka. Jednak za chwilę chłopakowi nie było do śmiechu, jednak tobie tak, kiedy jeden z kogutów widocznie zrozumiał aluzję tych pościgów i sam zaczął go gonić po całym ogrodzonym siatką wybiegu. Teraz to wyglądało tak, jakby to kogut miał ochotę upiec sobie Lee na ruszcie, gdzieś w rogu kurnika. Śmiejąc się i wnet łapiąc za brzuch nawet nie zauważyłaś, kiedy chłopak chwycił cię za przegub i w mgnieniu oka wydostał od niebezpiecznego ptaka, zamykając w ostatniej chwili drzwi kurnika.
-Uf, uratowany! Widziałaś? On chciał mnie zabić!
-Oppa, trzeba było nie wypowiadać na głos o ochocie na chrupiącą skórkę i przepyszne mięsko z kurczaka.
-Ty też przeciwko mnie?
-Ani,wae?
- ...
-Oppa, wae masz taką minę?
Chłopak uśmiechnął się podstępnie.
-Nie ruszaj się _____.
-Oppa, co ty kombinujesz? Nie rób tego, ani, ani, aniii... oppa!
Krzyczałaś mimo to śmiejąc się, kiedy chłopak zaczął cie gonić, a ty starałaś się przed nim uciec. Nawet nie wiedzieliście, że temu wszystkiemu przyglądają się wasi rodzice, którzy widząc was w pobliżu kurnika, wyszli na taras, aby was zawołać na obiad. Dni mijały ci naprawdę szybko w towarzystwie, o dziwo jakiś czas temu Onew z przymrużeniem oka i małą niechęcią, pozwolił ci wsiąść na Balou, a nawet na nim jeździć.
Koń chyba naprawdę cię polubił, ponieważ jedynie bryknął ci dwa razy podczas galopu i to na pierwszej jeździe, reszta jazd wyglądała całkiem spokojnie, a ty stwierdziłaś, że naprawdę wspaniale ci się z nim współpracuje. Oczywiście nie obeszło się bez zazdrosnego zdania bruneta, który święcie twierdził, że zapewne masz jakieś czary i uraczasz nimi zwierzęta.
Każdego dnia uświadamiałaś sobie, że czujesz się tak, jakbyś znała go praktycznie od dziecka, a minęły dopiero niecałe trzy tygodnie twojego pobytu tutaj. A z tego co się dowiedziałaś, macie zostać jeszcze na dłużej. Naprawdę miałaś wrażenie, że jego osoba coraz bardziej wwierca ci się w głowę. Oczywiście w tym wszystkim maczali również palce nie kto inni, jak wasi rodzice, którzy nie szczędzili sobie jakże wstydliwych podtekstów. Wtedy obydwoje odwracaliście wzrok i udawaliście, że tego nie słyszycie. Lee jakoś sobie z tym radził, bo za chwilę twój słuch ogarniał jego śmiech, jednak ty próbowałaś ukryć te zdradzieckie rumieńce, które czerwieniły się pod wpływem gorąca w twoim ciele. Pewnego dnia byłaś w stajni dopiero o ósmej. Mężczyzna powiedział ci, że akurat dzisiaj nie musisz przychodzić z rana i pozwolić sobie na dłuższy sen. Ponieważ jak twierdził- przyjechałaś tu na wypoczynek, a nie do pracy. Akurat stałaś i czyściłaś karego zwierzaka, który przypatrywał ci się ciekawsko, więc zaczęłaś coś do niego szeptać. Jinki kawałek dalej również czyścił Demona, jednak nie widziałaś, że chyba bardziej zaciekawiło go patrzenie jak się śmiejesz, niż pozbywanie się z sierści brudu i kurzu. Postanowiliście jechać w teren, aby konie trochę się zrelaksowały. Jinki tak się denerwował, że postanowiłaś jechać na Balou, że niemal co chwila upewniał się czy jesteś tego pewna. Po praktycznie setnej odpowiedzi, że jak najbardziej ci to pasuje, wyjechaliście ze stajni. Zawsze twierdziłaś, że podziwianie świata na grzbiecie konia jest czymś niesamowitym. Jechałaś za Lee, który po dłuższym czasie stępowania dał sygnał Demonowi, aby przeszedł do kłusa.
Jechaliście tak przez jakiś czas. Onew troskliwie odwracał się za siebie, aby upewnić się czy czasem rybiooki cie nie zgubił gdzieś po drodze. Po którymś razie wnet już cie to lekko irytowało, więc wytykałaś mu język. Oburzenie tym zakrywał radosnym uśmiechem.
-Yah! Bo ci nie dam już Balou, do jazy!
Zagroził, jednak wiedziałaś, że żartuje. Roześmiałaś się jednak od razu spoważniałaś, kiedy nagle koń odskoczył ci na bok. No tak jakże mogło by być inaczej, że chwile temu widzieliście sarny pasące się na polu to nie zareagował, ale na widok stojących trzech budek uli owszem.
-To tylko ule, Balou.
Szepnęłaś mu na ucho, kiedy koń stał i ze strachem przypatrywał się strasznym budkom. Gładząc pokrzepiająco jego szyję spojrzałaś na Onew, który patrzył na ciebie ze strachem w oczach.
-Gwenchana?
Zapytał, a ty już widziałaś w jego oczach, że w net przygotował się do pogoni za tobą, bo odkręcał głowę siwego zwierzaka na boki.
-Będziesz się bała na nim galopować?
-A czy wyglądam, jakby tak było?
Powiedziałaś ironicznie patrząc na jego poważną minę. No bo, ile razy masz mu udowadniać, że tak nie jest?
-Ani.
Mrukną zmieszany i opuścił zasmucony głowę. Przecież chciał dobrze, prawda? Więc chyba ten wyższy ton był niepotrzebny. Aż zrobiło ci się głupio. Zaczęłaś nerwowo obracać końcówkę wodzy w palcach szepcząc:
-Mianhe, oppa.- które i tak usłyszał.
-Gwehcnana, po prostu nie chcę aby stała ci się krzywda i...
-Arraso, oppa, nie tłumacz się...
Chłopak kiwnął twierdząco głową. Mimo iż cie to już naprawdę lekko irytowało to uważałaś, że to urocze z jego strony, że tak się o ciebie martwi. Ej, czy to czasem nie podejrzane? Przecież ostatnio często ukazuje ci troskę. Pamiętasz? Siedziałaś wtedy w domu, bo padał deszcz, zatapiając się w historię książki. Nagle w feralnym momencie zaburczał ci brzuch, kiedy to Jinki wchodził do salonu. Od razu zabrał cię do kuchni i nakarmił, nawet nie pozwalając wyjść z niej dopóki nie zjesz do końca. Co oczywiście robił żartobliwie, jak zawsze, kiedy chciał ci dokuczyć. O, albo kiedy zasnęłaś jakimś cudem na sofie w salonie podczas oglądania nudnego programu to kto cię przykrył kocem jak nie on, kiedy waszych rodziców nie było przez chwile w domu? Myślałaś przecież wtedy, że Jinki siedzi w stajni i wróci późno. Jednak pomyliłaś się z niewiedzą, że coś zaczeło się w nim zmieniać.
-Pokłusujmy kawałek i za chwilę zagalopujemy na tym polu i wracamy, bo pewnie będą nas szukać i wołać na obiad, arraso?
-Ne, oppa.
-Trzymaj się ciągle za mną i nie pozwól odejść kawałek w bok , aby cię nie poniósł.
-Oppa! Jeżdżę na tyle długo, aby wiedzieć takie rzeczy.
Mruknęłaś, jednak po chwili uśmiechnęłaś się wesoło i kiwnęłaś zachęcająco głową, aby ruszał. Już po chwili znowu jechaliście gęsiego, kłusując równym tempem. W końcu kiedy wjechaliście na pole, usłyszałaś cmokanie i jak Lee zaczyna coraz bardziej się oddalać. Nie musiałaś jakoś zbytnio zachęcać Balou, do galopu, a raczej cwału, bo ten ruszył od razu z kopyta.
Cały teren minął wam naprawdę przyjemnie. Fajnie było poczuć ten wiatr we włosach i prędkość. Brakowało ci tego, nawet bardziej niż zwykłej jazdy na padoku. Kiedy już wróciliście i oporządziliście konie, jak i nakarmiliście. Kiedy chowaliście sprzęt usłyszałaś wołanie. Odwróciłaś głowę w stronę dźwięku i ujrzałaś bardzo ładną Koreankę, która podążała w waszym kierunki szybkim tempem. Kojarzyła ci się z kimś, jednak nie zwracałaś zbytnio na to uwagi wchodząc już do siodlarni. Kiedy wyszłaś poczułaś kłucie w sercu. Owa dziewczyna przytulała się do mężczyzny, który nie oponował i sam objął jej drobną sylwetkę. To naprawdę bolało prawda? A najbardziej kiedy widziałaś jego uśmiech.
-Oppa, tęskniłeś?
Zapytała, a jej głos był mega słodki i uroczy, jak na Koreankę przystało. W sumie na pierwszy rzut oka wyglądała na typowego ulzzanga i naprawdę uroczą dziewczynę, więc może nie było potrzeby i miejsca dla przejmowania się i snucia małej rosnącej w tobie zazdrości? Może to jego rodzina? Tak, zapewne tak. A jak nie? Ugh... głupie serce, przestań jej podpowiadać, że jest inaczej!
-Co tu robisz Eunhye?
-Przyjechałam z rodzicami na dwie noc...
-Ekhem...
Chrząknęłaś, a dwie pary oczu usadowiły się na twojej sylwetce. Znowu poczułaś ten uścisk w żołądku. A jednak zazdrość cie nie opuszcza. No bo jak mógł zapomnieć, że tu jesteś i przytulać się na środku stajni. Nie, stop! ____, ogarnij się, to zapewne tylko bliska...
-Oh, mianhe. Eunhye poznaj ____. ____, poznaj Eunhye moją przyjaciółkę z dzieciństwa.
Przyjaciółka.... A widzisz? Więc po co te nerwy? Odetchnęłaś niezauważalnie z ulgą.
Ukłoniłaś się do brunetki, kiedy ta również schylała się w twoją stronę. Czułaś wnet, jak uważnie cię obserwuje, nawet podczas twojej przechadzki w stronę siana, które miałaś zamiar dać Balou.
-Oppa, chodźmy do domu, bo niedługo będzie obiad, poza tym mam ci tyle do opowiedzenia!
-Ale musimy dać koniom sia...
-Oppa! Jebal... Przyjechałam tylko na dwa dni, więc spędź ze mną trochę czasu. O, popatrz, ______, już zaczęła dawać, więc może już dać od razu wszystkim i zdążyć przebrać się na posiłek. - tu zrobiła ładne oczy. - Poza tym chyba nie urazi się, że cię porywam szybciej, prawda?
Nie mogłaś uwierzyć własnym uszom w to co słyszałaś. Za kogo ona cię miała? Nie wiedziałaś ile ma lat, czy jest młodsza czy starsza. Chociaż bardziej wyglądała na to pierwsze. Mimo wszystko nie podobało ci się to. Miałaś wrażenie, że w tym słodkim uśmiechu i ładnych oczach widzisz przebiegłość. Czyżby również odczuwała jakąś zazdrość o ciebie? W sumie to jest tylko jego przyjaciółką. Jednak coś ci nie pasowało. Płeć piękna jest taka przewidywalna.
-Um, gwenchana Onew oppa. Idź, a ja zajmę się wszystkim, bo widzę, że dawno się nie widzieliście.
Poza tym ty i tak tu ciągle sam pracujesz, wyręczę cię.
Mówiłaś czując gulę w gardle, jakby każde słowo było wychodzącym kłamstwem z twoich ust. Kiedy poszli, wrzuciłaś siano w róg boksu Balou i spojrzałaś na niego, kiedy odwrócił się do ciebie i podszedł.
- Powiedz, wae? Wae muszę czuć głupią zazdrość o jakąś tam przyjaciółkę? Poza tym, zostaje tylko na dwie noce. Będzie dobrze, prawda?
Zaśmiałaś się, jednak w twoim głosie zabrzmiał niepokój. Czułaś, że coraz bardziej idzie wszystko w złym kierunku, czułaś, że zadurzasz się w Jinkim, a ta scena utwierdziła cię o tych podejrzeniach. Poczułaś coś miękkiego na policzku, więc unosiłaś pytający wzrok na zwierzę. Rybiooki trącał cię chrapami, jakby chciał cie tym pocieszyć. Naprawdę ten koń był niesamowity. Aż nie mogłaś uwierzyć w to co ci mówił na początku.
Nie wiedziałaś czy Eunhye przewiduje przyszłość, ale miała racje co do tego, że zdążysz sama wszystko zrobić, plus zdążyć się przygotować na posiłek. Akurat siedziałaś już na miejscu. Jednak nie tam gdzie zawsze, obok Niego. Teraz w tamtym miejscu siedziała brunetka i wnet przyklejała się do niego niczym rzep do psiego ogona, a Jinki'emu to widocznie nie przeszkadzało skoro się uśmiechał radośnie i żartował.
Co za zołza no! Jeszcze mu wleź na te kolana, a najlepiej wchłoń w jego ciało! Myślałaś, wnet przeżuwając już ryż od niechcenia. Miałaś wrażenie, że cały głód minął i zastąpił nudnościami. Aby nie ranić bardziej swojego wzroku, spojrzałaś w bok na starsze osoby. Żartowali sobie w najlepsze, jednak kiedy rodzice Eunhye nasunęli, że ładnie ze sobą wyglądają, pani Lee uśmiechnęła się cierpiętniczo. Czyżby to znaczyło, że jej nie lubi? Jej mąż też nie miał za wesołej miny, jednak jego pokerowa twarz nie ukazywała tego, że nie bardzo mu się to podoba co usłyszał. Kiedy spojrzałaś na swoich rodziców to troskliwie się uśmiechali, jakby chcieli dodać ci otuchy. Chwila... czyżby domyślali się, że syn gospodarzy zaczyna ci się podobać, a raczej, że już ci się podoba? Chwyciłaś się za policzki. Były gorące i zaczęły wnet parzyć twoje dłonie. Musiałaś coś zrobić, bo inaczej jeszcze rozszyfrują, że jesteś zazdrosna.
-Oppa zjedz jeszcze trochę kimchi.
-Ne, kumao.
Stanowczo...
-Komwao za posiłek.
Odgłos szurania rozniósł się po salonie, a wszystkie pary oczu spojrzały na ciebie.
-______, zjedz jeszcze trochę, wystarczy dla wszystkich.
Pani Lee była jak zwykle opiekuńcza, Jinki widocznie miał to po niej.
-Naprawdę komwao za tak pyszny obiad, ale jakoś źle się poczułam, mianhe.
-Może zrobić ci jakiejś herbaty?
Zasugerował czarnooki. Ty nic nie odpowiedziałaś, tylko odchodząc poruszyłaś przecząco głową i nieświadomie zagryzłaś wargę. Ten patrzył na ciebie uważnie i widziałaś katem oka, jak zaczyna się wiercić na krześle. Zapewne chciał wstać. Nie zrobił tego. Oj nie, bo Eunhye już się postarała, aby odciągnąć jego uwagę, zasłaniając mu swoją głową twoją sylwetkę i mówiąc coś czego i tak nie słyszał. Leżąc w pokoju przeklinałaś swoje serce i przyjazd tamtej rodziny. Teraz przez jej córkę leżysz pod pościelą podkurczona w pozycji embrionalnej i żałośnie wmawiasz sobie kłamstwa. Jinki jest dla mnie nikim. Nic do niego nie czuję. Zwykły znajomy, bądź świeży przyjaciel, któremu na pewno możesz zaufać... Z takimi przeświadczeniami usnęłaś. Myślałaś, że kiedy się obudzisz będzie dobrze. Nie było. Chodziłaś po stajni nieobecna, zmuszona patrzeć, jak ta poczwara klei się do Niego. Jedyne co cię cieszyło to to, że nie umiała jeździć i została w stajni, mamrocząc coś, że nie ma zamiaru wychodzić na słońce i się smażyć, kiedy wy poszliście na padok. Na jeździe już w ogóle nie słuchałaś co Lee do ciebie mówił. Uśmiechałaś się tylko głupio i wmawiałaś, że pewnie coś musiało ci ustać na żołądku i zapewne jeszcze ci nie przeszło. Czarnooki był bardzo zmartwiony twoim stanem, więc przerwał ci jazdę i wnet nakazał iść do domu z obietnicą, że jak tylko rozsiodła Balou to przyniesie ci jakiejś herbaty. Posłuchałaś go, jednakże niechętnie, bo nie chciałaś, aby zostawał sam na sam z Eunhye. Oczywiście, jak na złość w domu musiałaś się natknąć na całe zbiorowisko starszych. Zaczęli oblegać cie pytaniami, a ty jak zwykle zaczęłaś przypuszczać, że zapewne coś ustało ci na żołądku. Nawet pani Lee zaczęła proponować, że zrobi ci jakieś ciepłe oklady na brzuch, jednak ty bardziej potrzebowałaś ich na serce, najlepiej te lodowate, aby stopiły ten żar bólu w twoim sercu. Odpuścili. Z westchnieniem doczłapałaś się do pokoju i nie patrząc, że jesteś w jeździeckich ubraniach, weszłaś pod kłodę i od razu przybrałaś pozycję embrionalną. Chyba zacznie być ona twoją ulubioną, co nie?
leżąc tak cała zakryta kołdrą usłyszałaś pukanie. Jedno, drugie, trzecie. Nic nie odpowiedziałaś, więc zdziwiłaś się słysząc, jak toś otwiera drzwi, a z każdym krokiem ku tobie pod jego stopami cicho skrzypie podłoga.
-_____, Gwenchana?
Poczułaś zapach miętowej herbaty... Jinki....
- Jak się czujesz? _____?
Chciałaś się nie odzywać i udawać, że śpisz. Jednak twoje nieposłuszne ciało podniosło się do siadu, a oczy spojrzały spokojnie na chłopaka. Miał zaniepokojony wyraz twarzy. W ogóle to się zdziwiłaś, że przyszedł sam, a nie z tą przylepą. Może ją gdzieś zgubił, albo przywiązał do słupa w stajni ze złości, że tak ciągle za nim chodzi? Oj tak, pasowałaby ci takowa wizja.
-Przyniosłem ci herbatę.
-Oh, kumao. Jeśli możesz to postaw ją na parapecie.
-Masz ją wypić, arraso?
-Arraso, oppa.
Chłopak odstawił kubek w wyznaczone przez ciebie miejsce i po chwili poczułaś jak materac ugina się pod jego ciężarem, a jego silne ramiona wtulają cię w jego tors. Zaskoczyło cię to, a zwłaszcza, jak troskliwie zaczął gładzić cię po ramieniu. Między wami była kompletna cisza, jednak nie wiedziałaś czy to z niezręczności czy taka, o zwykła.
-____?
-Ne?
-Wiem, że jesteś dziewczyną i możesz mi pomóc ...
-Do sedna oppa...
Nastała chwila ciszy...
-Zakochałem się... -urwał.
Przymknęłaś powieki czując jak serce ci łomocze. W jednej chwili bałaś się, że usłyszy jak wali, skoro bez problemu było słychać ciche przytakiwanie wskazówki zegara.
-W przyjaciółce...
Dokończył, a ty nawet niedosłyszałaś tej niepewności i drżenia głosu. Bardziej byłaś zajęta odczuciem zranienia i wepchnięcia noża w twoje serce.
-Pomyślałem, że skoro jesteś dziewczyną to mogłabyś mi dać jakieś rady.
Na myśl ci przyszło, że może to być Eunhye, jednak nie widziałaś, aby czuł się przy niej jakoś skrępowany i zachowywał się jak zakochany. No chyba, że to wszystko tak dobrze ukrywał. Mimo wszystko to już było nie istotne, spóźniłaś się. A przyjaciółka dobrze ci mówiła przez telefon ,, Powiedz mu jak najszybciej o swoich uczuciach, bo inaczej ktoś ci go skradnie''
- ____, gwenchana?- odsunął cię od siebie.- Twoje serce bardzo szybko bije.
O nie... usłyszał.
-Eee... czasami tak mam, to nic takiego, więc nie przejmuj się.
Wydukałaś i machnęłaś dłonią. Wnet chciałaś pogratulować sobie jakże wspaniałej i żałosnej odpowiedzi. Odwróciłaś głowę w bok i zacisnęłaś pieści na pościeli, jak i twoje usta przybrały postać wąskiej linii. Poczułaś jak brunet chwycił twój podbródek i skierował twoją twarz ku sobie. Zaczął ci się przyglądać i po chwili zrobił zaniepokojoną minę.
-____, czemu masz takie szkliste oczy? I do tego jesteś strasznie blada.
-M-mwo? Ani, to nic takie...
próbowałaś otrzeć, je wierzchem dłoni, jednak nie zrobiłaś tego po następnych słowach swojego oppy.
-Kołaczące serce, bladość i łzy w oczach... to wszystko wyjaśnia.
Co niby wszystko wyjaśnia?! W jednym momencie wyszczerzyłaś oczy i zamarłaś. Odgadł, na pewno odgadł. Już wie, że się w nim podkochujesz.
-Czyżbyś też się w kimś zakochała?...Jednak ... nieszczęśliwie?
Teraz już w ogóle czułaś się niczym mur, który właśnie został zburzony. Nie rozumiałaś, jak mógł to tak łatwo wyczytać. Przecież zawzięcie próbowałaś ukrywać swoje uczucia.
-Mwo?
-Nie martw się, będzie dobrze.- zaśmiał się cierpiętniczo i pogładził dłonią twoją głowę, jakby wiedział, że takie pocieszenie nic nie da.
Patrzyłaś na niego z niedowierzaniem, mrużąc powieki, jak jakaś estradowa gwiazda na czerwonym dywanie. Co miało być dobrze? Co niby miało być dobrze? Przecież się zakochał i to przecież nie w tobie, bo nie przypominasz sobie, abyście się zaprzyjaźnili, więc jak mogło być dla ciebie dobrze?
Lee przesunął się bardziej pod ścianę, a ty patrzyłaś na niego z tym swoim harmidrem min na twarzy. W danej chwili było na niej tyle emocji, że nie sposób było odgadnąć tej jedynej. Chłopak popatrzył na ciebie i zrobił zażenowaną minę, rozwalając w międzyczasie włosy z tyłu głowy.
-Eh... mianhe. Teraz aż mi głupio prosić cię o pomoc, kiedy cierpisz.
-oh, oppa nic się nie stało,
-Stało. ____, mianhe. Jakoś dam sobie radę.
-Oppa, podpowiem ci parę rzeczy.
Chwyciłaś go odruchowo za policzki i spojrzałaś głęboko w oczy.
-Mam rozumieć, że będziesz też pozakazywać, ne?
Puścił ci oczko, a ty w jednej chwili spaliłaś buraka.
-Pff pabo...
Zwiesiłaś głowę w dół i cieszyłaś się, że wpatrujący się teraz w okno i śmiejący pod nosem Lee, niczego nie zauważył.
-To co, skoro aż tak zawstydza ci pokazywanie to może powiedz?
Patrzyłaś na niego przez chwilę i zastanawiałaś się co masz zrobić. Pokazywanie niektórych szczegółów na jego osobie było bardzo kuszącą propozycją, jednak nie chciałaś dolewać oliwy do ognia. Wystarczyło ci to, że już i tak popełniałaś samobójstwo pomagając muu zdobyć jego przyjaciółkę. Długo się zbierałaś z przemową, jednak z chwilą zaczełaś mówić coraz więcej. Chłopak ci przytakiwał z każdą nową informacją.
-Jeśli pocałujesz ją w czoło to pokażesz jej, że może czuć się przy tobie bezpieczna. Kiedy jednak...
Zamarłaś kiedy chwycił cie za tył głowy i przyłożył usta do czoła. Twoje duże oczy patrzyły w te skośne z niezrozumieniem. Byłaś tym naprawdę zaskoczona i jednocześnie czułaś, jak coraz bardziej jest ci niedobrze. Dlaczego on ci to robił? Dlaczego powiedział ci o tym, że się zakochał, a teraz całuje w czoło. Co to miało znaczyć? Dlaczego pokazywał ci, że przy nim możesz czuć się bezpieczna? A może tylko próbował? To było już stanowczo chore.
-Oppa?! Oppa?! Gdzie jesteś?
Usłyszeliście nawoływanie Eunhye. Jinki wziął ogromny haust powietrza i wypuścił go ciężko. Powoli, ale z niechęcią podniósł się z łóżka i spojrzał na ciebie. Z waszej rozmowy wynikał koniec. W sumie to chyba dla ciebie dobrze ponieważ nie wiedziałaś czy dałabyś radę dalej mu pomagać, skoro kolejna fala łez wzbierała ci się w oczach. Usłyszeliście pukanie do drzwi, a po twoim powiedzeniu ,,proszę'' ujrzeliście sylwetkę dziewczyny, która badawczo mierzyła was wzrokiem.
-Oppa, co ty tu robisz?
-Przyszedłem zobaczyć czy z ____, wszystko w porządku.
-Oppa, rozumiem twoją troskę, ale skoro powiedziała, że źle się czuje to nie powinieneś był jej przeszkadzać w spaniu.
Tu spojrzała na częściowo przykrywającą cię pościel. Jednak jej słodkie spojrzenie, jakby pałało niechęcią co do ciebie.
-W sumie masz rację.
-Ok, więc chodźmy!
Chwyciła wesoło za ramię Jinkiego i po chwili zaczęła ciągnąć za sobą. Ten jednak się zaparł i powiedział:
-Eunhye zaproponowała, abyśmy zrobili mini seans filmowy do nocy, fajnie by było jakbyś przyszła. Poza tym kumao za pomoc.
Niższa dziewczyna spojrzała na niego kwaśno i wygięła usta w niezadowolony dzióbek. Zauważyłaś to i postanowiłaś kolejny raz dzisiejszego dnia skłamać. Oj będziesz się w piele smażyć, oj będziesz.
-Niema za co oppa. Poza tym zobaczę jeszcze ale wątpię, bo raczej się położę.
-Um... arraso, bez ciebie będzie smutniej, no ale masz rację. Prześpij się.
Powiedział smutno i pogładził cie po głowie, aby za chwilę wyjść z brunetką. To będzie zapewne ta chwila na osobności w której prawdopodobnie zacznie dawać jej sygnały. Popatrzyłaś jeszcze przez chwilę na zamknięte drzwi, a zwłaszcza jakieś cholerne serduszko wiszące na nim. Jakby mało rzeczy cię dziś dobiło. Wzięłaś duży haust powietrza i po chwili runęłaś na łóżko niczym kłoda. Po niedługiej chwili leżenia w bezruchu i wpatrywania się w jakże ciekawą ścianę, usłyszałaś śmiechy. Widocznie nawet bez ciebie dobrze się bawili. Kłamca, mógł od razu powiedzieć, że zajebiście cieszy go fakt, że nie poszłaś z nimi. Dzisiaj wyjątkowo lubiłaś sobie wzdychać, więc kiedy zrobiłaś to już z trylionowy raz, przymknęłaś powieki. Kolejna salwa śmiechu. Wiedziałaś, że choćbyś nie wiadomo jak chciała to nie uśniesz. Wstałaś niechętnie i ruszyłaś do drzwi, wyszłaś na korytarz, a śmiechy ucichły. Wyglądało to tak, jakby wyczuli, że idziesz i chcieli ukryć jakże zabawny powód ich śmiechowej padaczki. Niepewnie chwyciłaś za klamkę i zapukałaś.
Jednak chyba zbyt cicho, ponieważ, gdy otworzyłaś szerzej drzwi zamarłaś. Usta tamtej dwójki były złączone w pocałunku. A wyczuwając twoją obecność oderwali się od siebie. Jinki był w wyraźnym szoku, jednak Eunhye nie wykazywała, aby była zadowolona, że przerwałaś im tą czynność.
-_____?! T-to nie tak!
Zawołał, a ty czułaś, jak wzrok coraz bardziej ci się zamazuje. Ten zaczął wstawać pośpiesznie i z łóżka z którego oczywiście się po chwili nieporadnie zwalił.
-Nie przeszkadzajcie sobie.
Odparłaś krótko nie zważając na krzyki Lee, podnoszącego się z podłogi i po chwili kierującego w twoją stronę i jakieś buntownicze słowa Eunhye, która widocznie próbowała powstrzymać mężczyznę przed gonitwą za tobą. Zbiegłaś na sam dół. Byłaś jej w jakiś sposób wdzięczna, bo gdyby teraz chłopak cię schwytał, to zapewne wszystkie swoje uczucia wyłożyłabyś mu jak na tacy. Nie obchodziło cię w tej chwili dlaczego ci się tłumaczył. Przecież w końcu wyszło tak, że pewnie wytłumaczyli sobie wszystko. Myślałaś, że kiedy im wyjdzie poczujesz ulgę i będziesz trwać w radości, że mu się udało. Że będziesz cieszyła się z jego szczęścia. Nie, teraz było jeszcze gorzej. Z tych nerwów ręce ci telepały, a nogi miękły coraz to bardziej. Miałaś szczęście, że nikt cie już nie zauważył w domu. Zaczęłaś biec i oglądać się za sobą czy czasem czarnooki, jakimś cudem nie uwolnił się z łapsk czarnookiej i biegnie za tobą. Wbiegłaś do stajni i spojrzałaś na boks Balou, który przeżuwał jeszcze pozostałości po owsie. Ze szlochem udałaś się po sprzęt i po chwili siodłałaś już konia. Nie czyściłaś go ponieważ był czysty. Wyprowadziłaś zdezorientowanego twoim zachowaniem zwierzaka i zaczęłaś szukać kasku. Kiedy go znalazłaś, od razu założyłaś i wsiadłaś na jego grzbiet, włożyłaś nogi w strzemiona i dociskając łydkami jego boku brzucha wyjechałaś stępem ze stajni. Na szczęści nikogo nie było w pobliżu, więc zakłusowałaś i nakierowałaś zwierzaka na piaszczystą drogę. W końcu kiedy oddaliłaś się wystarczająco, przeszłaś do stępa i takim chodem podążałaś przez jakiś czas. Żałośnie łkałaś na grzbiecie konia, który nasłuchiwał się twojego szlochu. Było ci tak źle.
Do tego wiedziałaś, że źle zrobiłaś jadąc samemu w teren, bo to niebezpieczne i prawdopodobnie dostaniesz za to niezłe kazanie. Jednak ty nie myślałaś regionalnie, chciałaś oderwać się na chwilę od wszystkich, a ta opcja była dla ciebie w jakimś sensie najodpowiedniejsza. Nie zamierzałaś galopować ani kłusować. Po prostu wolałaś zatopić się w myślach. Niestety Balou, po paru metrach zaczął się denerwować, jego zdaniem stanowczo za bardzo byliście daleko od stajni. Jego rżenie wydobywało się z pyska co chwila, a nogi z gracją podkłusowywały.
-Gwenchana Balou, gwenchana.
Próbowałaś go uspokoić spokojnym głosem i ręką, którą od czasu do czasu zaczęłaś gładzić jego umięśniona szyję i pociągać i popuszczać na przemian wodze, aby zaczął skupiać się na wędzidle. Jednak to na nic. Rybiooki zaczął wymachiwać łbem, i lekko pobrykiwać zadem z cichym kwikiem.
-Spokojnie malutki, zaraz zawrócimy, nie ma co się denerwować.
Szeptałaś i ujrzałaś przed sobą las. Postanowiłaś, że odjedziesz do niego i zawrócisz bo ten coraz to bardziej ciągnął do przodu, jakby z myślą, że to droga do jego bosku. Jednak nie spodziewałaś się, że nagle z jakiś krzaków wybiegnie zając. Poczułaś tylko szarpnięcie i moc wiatru, jaka uderzała w twoją twarz. Balou się spłoszył i ruszył od razu cwałem przed siebie.
-Balou, prrr! Jebal, prrr!
Starałaś się go zatrzymać, jednocześnie robiąc pół siad, czyli pochylając lekko sylwetkę do przodu (jak na gifie) i mówiąc do niego spokojnie.
-Balou, prrr... oho, prrr.... Balou, oho... jebal...
Jednak na marne. Balou w ogóle nie miał zamiaru się zatrzymywać. Wjechaliście do lasu, więc musiałaś co chwila uważać na gałęzie. Wnet już praktycznie leżałaś i wtulałaś się w jego szyję, dzięki temu chroniąc twarz od nieprzyjemnego spotkania z kolczastymi gałęziami. W duszy modliłaś się, aby koń w końcu się zmęczył i chociaż przerzedł do kłusa. Jeśli koń potknął by się teraz, mogłaby wam się stać poważna krzywda. Dlatego od tej prędkości i strachu, że możesz spaść, serce waliło ci tak mocno, że zapewne byłaś już wnet na skraju wyzionięcia ducha. Czułaś się coraz słabsza, a twój oddech robił się płytszy. A już w ogóle kiedy zobaczyłaś na waszej drodze ogromne powalone drzewo. Cholera... albo nawet- o kurwa!.... Nie wiedziałaś czy Balou go przeskoczy czy zatrzyma się przed nim. Jeśli to drugie to istniało ryzyko, że mogłabyś przelecieć przez jego grzbiet- czego nie bardzo pragnęłaś w danym momencie- i wylądować boleśnie na piaszczystej drodze.
-Balou, jak nie skoczysz tylko mnie zwalisz to obiecuję, że przestanę cie lubić!
Ostrzegłaś na co ku twojemu zdziwieniu koń zarżał, jakby cie zrozumiał. Poczułaś nagle jak przyspiesza. Docisnęłaś do jego boków bardziej łydki, jak i kolana do siodła. W końcu poczułaś przytup i jak koń się wybija. Mało wiele oddałaś mu wodzę, dziękując swojemu trenerowi w duchu, że skakałaś już nawet spore przeszkody co ci w danym momencie ułatwiło sprawę.
Koń wylądował, a ty westchnęłaś z ulgą, ze to wysiedziałaś, bo rybiooki naprawdę nieźle się wzbił w powietrze. Jednak zamiast zwolnić, on dalej gnał w tym, że wbiegł w głąb lasu. No nie... tylko nie to... Kolejny raz próbowałaś go chociażby zwolnić co zwiększyłoby twoją kontrolę nad nim. Nie pomogły nawet kolejne salwy próśb. Widząc, że na jednym kawałku drogi nie ma zbytnio gałęzi postanowiłaś znowu spróbować go zatrzymać.
-Balou, jebal zatrzymaj się!
Pociągnęłaś stanowczo za wodze, a koń tupnął w miejscu i od razu zwolnił do kłusa i po chwili się zatrzymał.
-K-kumao...
Powiedziałaś z ledwością dysząc, będąc nadal pod szokiem. Ruszyłaś stępem, aby rozchodzić go po takiej gonitwie i bez przygotowania do jakichkolwiek skoków. Bałaś się, że mógł nabawić się kontuzji, a to wszystko dla tego, że zachciało ci się odizolować od innych, jadąc samemu w teren. Kopytny dyszał, a z jego ciała wnet zaczęła uchodzić lekko widoczna para, spowodowana, że bardzo się spocił. Dotknęłaś jego mokrej szyi i zaczełaś rozglądać się dookoła czy nic sobie nie zrobił po drodze. Odetchnęłaś z ulgą, że prawdopodobnie nie nabawił się naciągnięcia ścięgna przez co mogłabyś odczuwać mało wiele kulenie.
-Balou, gdzieś ty mnie wyprowadził?
Po chwili zatrzymałaś go. Zaczęłaś się rozglądać jednak nie widziałaś już nawet tej drogi, którą mogłabyś postarać się wrócić, tylko same drzewa, powalone gdzieniegdzie gałęzie lub drobniejsze drzewa i siedlisko krzaków. Jednak coś przykuło twoja uwagę. Zacmokałaś i lekko docisnęłaś łydki do brzucha zwierzaka, aby ruszył dalej stępem. Oh, coś tam jest! To jakaś budowla, bardziej jakaś stara stodoła. Jesteś bezpieczna! Miałaś nadzieję, że chociaż znajdzie się tam trochę wody dla Balou i jakiś bal do którego mogłabyś go przywiązać, nawet w środku. Kiedy byłaś już pod sama budowlą, zeszłaś z konia i od razu sięgnęłaś po komórkę.
,,Przepraszamy, stan twojego konta wynosi...''
-Cholera jasna!
Mruknęłaś, bo jak się wspaniale okazało, nie mialaś już środków na koncie.
-Eotteoke? Obaj jesteśmy temu winni, że trafiliśmy w nieznane nam miejsce.
Westchnęłaś i spojrzałaś w niebo. Nie wiedziałaś ile już jechałaś o praktycznie rzec biorąc nie było cię w domu, ale niebo zaczynało przybierać różowo-pomarańczowych barw co oznaczało, że zaczyna się ściemniać. Zapewne kiedy ty rozsiodłujesz wcinającego leżącą w rogu słomę kopytnego, twoi rodzice popadają w rozpacz, a pani Lee i reszta aktualnych domowników w tym Jinki, zaczęła cie szukać. Widząc jakieś nawet grube i długie kije w rogu, zaczęłaś opierać je o ściany i jakieś trzy drewniane stojaki. Otrzepałaś dlonie widząc, że udalo ci się mało wiele zrobić boks dla konia z którego raczej nie powinien uciec. Nie chciałaś, aby prawdopodobnie całą noc stał z wędzidłem w pysku. Nie wiedziałaś co tu robi woda w tak opuszczonej chatce, jednak cieszyłaś się, że kary będzie miał co do picia. Śmiałaś się, że było tu praktycznie wszystko, bo nawet udało ci eis wygramolić wiadro spod sterty starych książek. Chwila... Książek? Wolałaś nie poruszać tego tematu. W końcu zmęczona usiadłaś się na rozwalonym sianie i oparłaś plecami o jedną z bali. Zastanawiałaś się, czy w ogóle ktoś tutaj cie znajdzie. Coraz bardziej się ściemniało, a tobie jako latarka służyła zaledwie tylko komórka, która na twoje szczęście, miała pełny zapas baterii. W końcu zapanowała ciemność, a ty przysnęłaś. Obudziło cię głośne rżenie Balou, który zaczął się nerwowo wiercić po swoim tymczasowym boksie z nastawionymi do przodu uszami. Z jego chrap wylatywała przezroczysta para, a ty odczuwałaś chłód na swoich nagich ramienicach mimo iż był środek lata. Po chwili usłyszałaś również jakieś rżenie, jednakże cichsze i jakby ktoś nawoływał. Szybko podbiegłaś do drzwi i wyszłaś z zimnej budowli.
-_____?!
Kolejny raz usłyszałaś i jak się zorientowałaś był to Jinki.
-Oppa, tu jestem!
Krzyczałaś i zaczęłaś wymachiwać komórką z włączonym wyświetlaczem. Usłyszałaś głośniejszy szelest i kolejne naprzemienne rżenie. W końcu ujrzałaś Demona i siedzącego na nim chłopaka, który od razu zeskoczył z konia. Nawet nie chwycił za wodze aby czasem siwy mu nie uciekł. Od razu wtulił cię w siebie i ściskał jakby nie chciał cie już nigdy więcej wypuścić.
-_____, nie rób tak więcej! Arraso?!
Usłyszałaś szloch i niepewnie odsunęłaś się do tyłu i skierowałaś jasne światło wyświetlacza na jego twarz. Widziałaś w jego oczach łzy, które były lekko podpuchnięte i zaczerwienione.
-Oppa, ja... ja...
-Nie rób tak, jebal... Kiedy ujrzałem, że nie ma Balou w boksie od razu pojechałem cię szukać. Kiedy się ściemniało, miałem w głowie okropne scenariusze, że coś ci się stało.
Tu wtulił cię mocniej kolejny raz i zaszlochał. Tobie również oczy się zaszkliły. Czułaś się podle, że wywinęłaś taki numer. Odsuwając się od niego spuściłaś głowę w dół.
-Tak myślałem, że cię tutaj poniesie.
-Mwo?
-Balou, kiedyś również mnie tu poniósł, a że znam tą okolicę to wróciłem bez szwanku do domu, dlatego pierwsze co, to zacząłem kierować się w stronę tej starej chatki, stodoły... Aish... Bóg wie co to jest...
Po tych słowach weszliście do owego budynku, stwierdzając wzajemnie, ze nie macie innego wyjścia, jak zostać tu na noc. Jinki pochwalił twoją pomysłowość i po chwili Demon stał wraz z Balou w zagrodzie. Usiedliście na sianie, blisko siebie ponieważ chłód był coraz gorszy. Promienie księżyca przedzierały się przez okna i mało wiele rozświetlały wasze twarze. Zadygotałaś, ponieważ nawet siedzący blisko ciebie Lee nie sprawiał ci takiego ciepła, które mogłoby bez problemu cie rozgrzać, do czasu... Poczułaś jak cię obejmuje i nieśmiało uśmiecha.
-Będzie nam cieplej.
Wtuliłaś się niepewnie w niego.
-Wae? Wae, pojechałaś w teren sama?
Szepnął, a ty wnet zadygotałaś pod wpływem jego ciepłego oddechu. Nie miałaś pojęcia, jak mu to wytłumaczyć, a wiedziałaś bardzo dobrze, że ci nie odpusci. Milczałaś przez dłuższą chwilę. Lee poruszył się i po chwili chwycił za policzki, a za chwilę jego usta spoczęły na twoim czole. W końcu ujrzałaś wpatrującą się wyczekująco czarną otchłań jego tęczówek.
-Czy... czy zraniłem cie w jakiś sposób?
-Ani.
-A ten pocałunek?
Zagryzłaś mocniej wargę zębami i uciekałaś wzrokiem gdzie popadnie.
- Dlaczego wybiegłaś ze łzami w oczach?
-Onew oppa, to...
-Myślałaś, że z tą przyjaciółką to chodziło mi o nią?
Skinęłaś niepewnie głową i dopiero teraz odważyłaś się na niego spojrzeć.
-Pabo... Nie czuję nic do Eunhye, chodziło mi o kogoś innego, jednak pewne zdarzenie chyba utwierdziło mnie, że ona czuje do mnie to samo co ja.
Znowu poczułaś ból w brzuchu i sercu. Nie chciałaś słuchać kolejny raz, że interesuje go ktoś inny niż ty. Mimo to, twardo patrzyłaś na niego i wyczekiwałaś, aż ci wszytko opowie, robiłaś to dla jego szczęścia. Jeśli bycie z inną sprawi, że będzie się tak radośnie uśmiechał, to chciałaś tego, mimo iż całkowicie sprzeczało się z twoimi uczuciami.
-I podczas tego zdarzenia, pragnąłem, aby to ona była tym drugim puzzlem.
-Oppa, przynudzasz wiesz? Powiesz w końcu kto to jest? Znam ją?
-Ne, jest ona bardzo wesołą i czasem wredną osobą. Znasz kogoś takiego?
Zaczęłaś się przez chwilę zastanawiać. Jednak późna pora nie ułatwiała ci myślenia. Najchętniej wolałaś położyć się na sianie i nie odbywać tej jakże ''ciekawej'' rozmowy.
-Nie wiem oppa, jestem zmęczona czy ty wiesz co ja dziś za szok przeżyłam? Balou ska...
Urwałaś czując coś ciepłego na ustach i mniej na policzkach. Onew zaczął delikatnie obchodzić się z twoimi wargami, a ty nie oponowałaś. Kiedy oderwał od ciebie te ciepłe i słodkie usta. Jego czarne oczy aż promieniały. Zatem u ciebie to już wręcz praktycznie wszystko. Czułaś jak adrenalina ci podrosła, wielki gorąc rozlewa się po twoim ciele, na policzkach masz już zapewne dwa ogromne rumieńce i wydawało ci się, że wręcz twoje usta drętwieją i płoną.
- O-oppa..? Ani, to niemożliwe.
Powiedziałaś łamiącym się głosem, a twoje oczy zaszkliły się.
-Teraz już wiesz o kogo mi chodzi? _____, zakochałem się w tobie i zapewne domyślasz się kiedy zorientowałem się, że czujesz do mnie to samo.
-N-ne...
-Więc uljima ____, arraso?
-Ne.
-Może tego fanta zostawimy na jutro, a teraz pójdziemy spać?
-Że tak razem?!
-Oj nie marudź już, chłodno jest, więc idź spać. Obiecuję mieć rączki przy sobie.
Powiedział ze śmiechem i wtulił cie bardziej do siebie, aby było ci cieplej.
-Arraso oppa.
-A i jebal, nie rób tak więcej, naprawdę martwiłem się o ciebie i wiedz, ze rozmowa, że pojechałaś sama w teren cie nie ominie.
-Arraso, mianhe Onew, oppa.
-Dobra dziewczynka, a teraz śpij.
Szepnął i ucałował twoją skroń, a niemalże po chwili waszą dwójkę wchłoną sen...
<3 BEST SCENARIUSZ EVER powinno być więcej o koniach i Onew^^
OdpowiedzUsuńczytając czułam niemal wiatr we włosach i rytmiczy oddech Balou :D
chciałabym znaleść się w takiej ładnej stajni z przystojnymym jeźdzcem :3
Śliczny FF <3
OdpowiedzUsuńPowiedz mi słońce, czy potrafiłabyś takiego ff (hetero)napisać z wokalistą FTISLAND albo GDragonem?
No pewnie, tylko wokalista FT Island to chodzi Ci o Hongki? Bo z tego co wiem, jest ich tam dwóch haha XD Tylko nie wiem, kiedy bym dodała, jednak jeśli przyjdzie pomysł to postaram się, jak najszybciej. :) Zapiszę sobie ku pamięci o tym, jednak, masz może jakieś prośby, jak mniej więcej chciałbyś o czy miałby być? czy wolisz, abym Cię, że tak powiem ... zaskoczyła z fabułą?. :) Pozdrawiam :* A no i kumao za przeczytanie. <3
UsuńTak Hongki :) , a zaufam twojej główce :D, jako że mam dziś urodziny (mały perfid ;P)to mam nadzieję, że jak się za jakiś czas ukaże to będzie coś romantycznego i pociesznego ;3.
UsuńAleż niema sprawy no i czekam na kolejny epizod Srangera :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do nagrody Liebster Award - szczegóły w najnowszej notce na moim blogu ;) Widzę, że tu też mam trochę do nadrobienia. Zaraz z pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że na początku byłam sceptycznie nastawiona do tych koni xd ( No bo konie? Myślę sobie, w stajni będą tylko siedzieć czy jak?) Ale tak czytam i czytam i wczuwam się w sytuacje i z zaskoczeniem stwierdziłam, że bardzo mi się to podobało. I dzięki wielkie za te obrazki do różnych dziwnych nazw - bo na prawdę nie miałabym pojęcia co to jest xd Onew - ach kochany Onew. To było takie piękne. I kochane było to jak za nią pojechał i jej szukał ♥ Oj z nim to można by było konie kraść XD - Tak bardzo pasujące do sytuacji. A tą Eunyi (nie mam pojęci czy poprawnie napisałam) to chyba bym zadźgała. Ughh. Więcej takich! A tu zobaczyłam propozycję na HongKi'iego i G-Dragona. Byłabym jak najbardziej za (gdybyś oczywiście chciała napisać)
OdpowiedzUsuńWeny życzę ^.^
Fantastyczne! Omo! OMO! <3
OdpowiedzUsuńCóż muszę przyznać,że to pierwszy scenariusz przy którym szczerze płakałam.Wyszedł fantastycznie.
OdpowiedzUsuńTen scenariusz czytam wielokrotnie ani razu mi się nie znudził i zawsze jestem ciekawa co stanie się dalej.
OdpowiedzUsuńPowiem tyle , że jest świetny.
Pozdrawiam.!