One shot dla wspaniałego fejka jakim jest Dzieciak Baekhyun! :P
Pisane z moją najcudowniejszą przyjaciółką Fumi Yamato, której niezmiernie dziękuje za pomoc! <3 Gdyby nie ty, nie ukazałabym tego wszystkiego tak wspaniale! ^^ Jeśli spodoba się wam moja współpraca z Fumi przy tym one shocie, to napiszcie o tym! Może uda mi się ją przekonać, do pisania ze mną niektórych prac. :D Druga część prawdopodobnie za tydzień się pojawi! ^^
I tak na marginesie!: pochyłe literki, to Chanyeol, a normalne, Baekhyun, i ewentualnie inni. ;) Po prostu było nam tak łatwiej pisać i opisywać swoje emocje, i tak dalej. ;)
♠
Czy wierzycie w coś takiego, jak anioły, wampiry i inne tego typu stworzenia? Wierzycie w istnienie Boga, albo diabła? Jeśli nie to pewnie się zdziwicie, że jestem aniołem stróżem i tamta reszta również istnieje. Po prostu są teraz takie czasy, że większość z nich nie zamierza się ujawniać. Technologia zbyt bardzo poszła do przodu i łatwiej ludziom byłoby zaburzyć równowagę w ich świecie, jak i tym naszym. Jestem Park Chanyeol i jak wcześniej wspomniałem: jestem aniołem stróżem. Jestem aniołem stróżem Byun Baekhyuna. Jednak on nie wiedział o moim istnieniu, bowiem nie mógł mnie ujrzeć, jak i inni. Jestem nieśmiertelny, przez co żaden człowiek mnie nie widzi. Jednak świat jest na tyle kolorowy, że istnieje szansa, iż mógłby mnie ujrzeć. Musiałaby doznać pewnego rodzaju szoku, przez wypadek, lub inne zdarzenie, które spowodowałoby jakieś komplikacje w mózgu. Ewentualnie, mogłem zażyć specjalne zioła zwanymi ,,Kroplami życia''. To było naprawdę zabawne, że już tyle razy byłem czyimś aniołem stróżem, od ponad kilku wieków. Kiedy mój podopieczny umierał, ja zostawałem przydzielany nowo narodzonemu dziecku. To było naprawdę fascynujące, przypatrywać się, jak twój własny podopieczny dorasta, i osiąga różnorakie osiągnięcia i inne rzeczy. Mimo to, ty byłeś zupełnie inny. Już od samego początku czułem, że to będzie zupełnie inna historia. Że już nic nie będzie jak dawniej...
- Masz zrobione zadanie z matmy? Cholera jasna, przez te randkowanie z Minam na Kakaotalk, a potem Skype, nie zdążyłem tego zrobić! Aish... - mruczał niezadowolony pod nosem mój przyjaciel Junmyeon, z którym znałem się od dzieciaka. Popatrzyłem na niego widocznie rozbawiony, kręcąc w ten sam sposób głową. Oburzyło go to i to bardzo, bowiem wręcz od razu... - No nie śmiej się ze mnie! - ...ryknął, jak jakiś pobudzony samiec Alfa.
- Trza było nie randkować, tylko robić zadania, a potem pozwolić sobie umilić czas wraz z Minam. - śmiałem się z niego dalej, mierzwiąc mu nieco włosy, przez co zaczęliśmy się nieco sprzeczać i gonić. W końcu i on zaczął śmiać się wniebogłosy, kiedy oboje po przed chwilowej małej gonitwie, staliśmy na przystanku i zaczęliśmy oddychać nierównomiernie.
- Ty mały wredny lisie.
- Nie jestem lisem! - zaprzeczyłem ze śmiechem, nie mając pojęcia o tym, że ktoś uważnie mi się przygląda.
- To, jak? Dasz spisać? - zaproponował, a ja pokiwałem z aprobatą głową. Doprawdy, uwielbiałem się sprzeczać z ludźmi. Ich zirytowane miny wręcz poprawiały mi za każdym razem humor.
W końcu autobus nadjechał, a my wsiedliśmy do niego, od razu zajmując siedzenia na końcu. Nie miałem pojęcia, że to coś, co cały czas mnie obserwuje, aktualnie stoi naprzeciwko mnie, patrząc na mnie uważnie, z pewnym uczuciem.
W końcu autobus nadjechał, a my wsiedliśmy do niego, od razu zajmując siedzenia na końcu. Nie miałem pojęcia, że to coś, co cały czas mnie obserwuje, aktualnie stoi naprzeciwko mnie, patrząc na mnie uważnie, z pewnym uczuciem.
Patrzyłem
na ciebie z czułością, co w ogóle nie powinno zacząć mieć miejsca. Nam
aniołom nie wolno było się zakochać w człowieku. Groziło to utratą
skrzydeł w wykańczających cierpieniach i jeśli się to przeżyło ~ bowiem
podczas tego procesu stawaliśmy się coraz bardziej odporni na ból, a nawet był przypadki, że śmiertelność. Stawało się jakby nieśmiertelnym upadłym zesłańcem,
żyjącym wiecznie na ziemi, bądź w piekle, co było chyba najgorsze z możliwych. Najczęściej się to przytrafiało tym, co najgorzej złamali zasady, wykorzystując ludzi ku złemu i do haniebnych potrzeb.
Wszystkie upadłe anioły, nie do końca mogą zostać zabitymi, kiedy zostaną zesłane na ziemie, bądź piekła. Jedynie
tylko przez specjalne metody mogły zostać zgładzone, wytyczone przez Boga, który następnie nakazywał Archaniołom egzekucji.
Wracając do tego co mówiłem na początku, byłem tobą zafascynowany.
Wiedziałem, że moje przywiązanie do podopiecznego nie było normalne,
jednak nie potrafiłem nic z tym zrobić. Czułem, jak z dnia na dzień,
rzucasz na mnie swój urok. Od twojego urodzenia doświadczyłem wielu
rzeczy patrząc, jak dorastasz, piękniejesz i stajesz się mężczyzną.
Najgorzej chyba było kiedy szedłeś się myć. Wtedy starałem się jedynie
stać przed drzwiami łazienki i udawać, że nie słyszę szumu wody, lub
zawsze się odwracałem, kiedy się przebierałeś. Czułem, że to
nieodpowiednie tak ci się przyglądać, nawet jeśli nie wiedziałeś o moim
istnieniu. Naprawdę trochę sam zacząłem się bać tego wszystkiego.
Widziałem na własne oczy, jak jeden z moich starych przyjaciół - Kris,
przechodzi karę. Jego krzyki i błagania, o litość wręcz wprawiały mnie w
przerażenie i gęsia skórę~ o ile to w ogóle było możliwe ~ a on był
bardzo silnym i odpornym na ból aniołem. To naprawdę nie jest nic
fajnego i raczej nie chciałem tego doświadczyć. Dlatego starałem się
samego siebie oszukiwać, że tylko jesteś moją fascynacją co do sposoby
bycia, nic więcej.
W końcu dotarłem do szkoły. Był koniec wiosny i prawie koniec roku szkolnego, jednak dnie były chłodne. Nie lubiłem zimna. Uwielbiałem ciepło. Nieco dygocząc i chowając dłonie do kieszeni, udałem się do swojej szafeczki. W ogromnym pomieszczeniu zrobiło mi się nieco cieplej. Wyjąłem potrzebne książki i ruszyłem do klasy wraz z Junem. Zaczęła się lekcja, a tam w środku niej, znowu zrobiło mi się nieco chłodno.
Widząc, że zrobiło ci się nieco chłodniej, a na twoim ramieniu pojawiła się
gęsia skórka, momentalnie zamachnąłem ręka, co sprawiło, że nieco się
rozgrzałeś. Tak, moją mocą był ogień. Moje skrzydła tonęły w jego
płomieniach, ale ten nie parzył.
Na mojej szyi widniał znak, przypominający ptaka, który w zależności od mojego nastroju, błyszczał na złoto, lub też nie. Tak, jak i moje oczy.
Każdy anioł posiadał jakąś moc i każdy miał znak w tym samym miejscu co ja, z tym, że każdy był inny. Na przykład mój znajomy Anioł Luhan, miał znak telekinezy, a Kris, jakby takiego smoka, mając moc latania, i mimo to, dobrą rękę do zielarskich mikstur.
Na mojej szyi widniał znak, przypominający ptaka, który w zależności od mojego nastroju, błyszczał na złoto, lub też nie. Tak, jak i moje oczy.
Każdy anioł posiadał jakąś moc i każdy miał znak w tym samym miejscu co ja, z tym, że każdy był inny. Na przykład mój znajomy Anioł Luhan, miał znak telekinezy, a Kris, jakby takiego smoka, mając moc latania, i mimo to, dobrą rękę do zielarskich mikstur.
Nagle zrobiło mi się momentalnie ciepło, a gęsia skórka zniknęła. Zdziwiłem się na to, rozglądając się nieco po klasie, jakby chcąc doszukać się tego, kto nagle dziwnym sposobem miło otulił ciepłem moje ciało. To było naprawdę dziwne. Już nie raz doświadczałem takich dziwnych zjawisk, ale jakoś nigdy nad tym długo się nie zastanawiałem, zwalając winę na dziwne oddziaływanie ciała na temperaturę.
Już do przedostatniej lekcji było mi tak przyjemnie ciepło, kiedy inni ludzie w dziwny sposób nieco marzli, przez otwarte okna, bo naszej babce od Historii ubzdurało się, że jest naprawdę gorąco i duszno w klasie. Dziwna kobieta.
Po owej lekcji szedłem akurat sam korytarzem, idąc do łazienki. Tam niestety na moje nieszczęście spotkałem Tao, i jego paczkę. Chciałem wyjść z toalety, ale ten złapał mnie za poły koszuli, i przygwoździł do ściany, a jego paczka składająca się z Jongina, Sehuna i Luhana, śmiała się złośliwie.
Po owej lekcji szedłem akurat sam korytarzem, idąc do łazienki. Tam niestety na moje nieszczęście spotkałem Tao, i jego paczkę. Chciałem wyjść z toalety, ale ten złapał mnie za poły koszuli, i przygwoździł do ściany, a jego paczka składająca się z Jongina, Sehuna i Luhana, śmiała się złośliwie.
- Siema kurduplu. Rozumiem, że masz już dla nas przygotowane pieniążki? - zagadnął patrzący na mnie spod grzywki, Tao...
...a ja patrzyłem na niego nieco przestraszony.
Tak jest... to był Tao i jego banda. Postrach szkoły, któremu niestety nadepnąłem na piętę, broniąc swojego byłego kolegę. Od tamtej pory i ja byłem u nich na celowniku. Byłem gnębiony, czasami nieco lekko poturbowany, kiedy się im sprzeciwiałem. Jednak liczyłem już dni do końca szkoły, aby móc się od nich uwolnić, bo nikt nie mógł mi pomóc.
...a ja patrzyłem na niego nieco przestraszony.
Tak jest... to był Tao i jego banda. Postrach szkoły, któremu niestety nadepnąłem na piętę, broniąc swojego byłego kolegę. Od tamtej pory i ja byłem u nich na celowniku. Byłem gnębiony, czasami nieco lekko poturbowany, kiedy się im sprzeciwiałem. Jednak liczyłem już dni do końca szkoły, aby móc się od nich uwolnić, bo nikt nie mógł mi pomóc.
- N-nie mam. - szepnąłem cichutko, odwracając wzrok, i przestając wręcz oddychać ze strachu.
- ,,Nie masz?'' - mruknął Tao i zakpił mi prosto w twarz. - Jak możesz nie mieć dla nas zielonych, co kurduplu?! - warknął oburzony, po czym pchnął mnie w kąt. Nikt nie mógł mi pomóc, nawet nauczyciele...
- Na pewno ma. On zawsze ma. - zachichotał mocno rozbawiony Sehun, a reszta mu zawtórowała.
Czułem, jak nogi mam z waty, a moje serce zaraz wyskoczy na drugą stronę. Skuliłem się nieco w owym kącie, i zwiesiłem głowę, bojąc się na nich patrzeć. Tak bardzo się bałem. Zawsze byłem mięczakiem. Zawsze...
Czułem, jak nogi mam z waty, a moje serce zaraz wyskoczy na drugą stronę. Skuliłem się nieco w owym kącie, i zwiesiłem głowę, bojąc się na nich patrzeć. Tak bardzo się bałem. Zawsze byłem mięczakiem. Zawsze...
- Naprawdę nie mam. - odparłem cicho, a mój głos się nieco załamał. Cholera jasna...
- Oh, nasz mały króliczek będzie płakał? No nie płacz maluszku - zaczął mówić do mnie zmiennym głosem Tao.
- Weź go wyskub, bo nam się zaraz rozklei i posiusia w majtusie. - zakpił Luhan, a oni znowu szyderczo śmiali się ze mnie. Nagle ktoś wszedł do łazienki. Cała banda się odwróciła do tyłu, a ja trząsłem się, wiedząc, że i tak nie zdążę uciec, bo mnie złapią, i pobiją jeszcze bardziej.
- Wypierdalaj stąd, jak nie chcesz dostać. - mruknął Kai, na co chłopak, od razu pokręcił głową i stąd wyszedł. - Ok kontynuuj, bo głodny jestem. - mruknał...
...po czym Tao od razu zaczął mnie obmacywać, chcąc doszukać się jakiś pieniędzy w moich kiszeniach. Kiedy się zacząłem szamotać, przywalił mi z prawego sierpowego w twarz, przez co opadłem na chłodne posadzki, przed tamtą bandą. Ta zaczęła dalej się ze mną szamotać, czasem bijąc mnie po ramionach, brzuchu, czy innych partiach ciała. Na szczęście nie robili to za mocno, ale wiedziałem, że będę miał siniaki.
...po czym Tao od razu zaczął mnie obmacywać, chcąc doszukać się jakiś pieniędzy w moich kiszeniach. Kiedy się zacząłem szamotać, przywalił mi z prawego sierpowego w twarz, przez co opadłem na chłodne posadzki, przed tamtą bandą. Ta zaczęła dalej się ze mną szamotać, czasem bijąc mnie po ramionach, brzuchu, czy innych partiach ciała. Na szczęście nie robili to za mocno, ale wiedziałem, że będę miał siniaki.
Patrzyłem
na to wszystko z rodzącą się we mnie wściekłością. Krzyczałem aby nic
ci nie robili. Krzyczałem, abyś się nie poddawał i zrobił coś, cokolwiek, a nie stał jak lalka. Wiedziałem, jak bardzo się bałeś.
Wyczuwałem ten strach,. Miałem ochotę zrobić jakąś krzywdę tej bandzie.
Chciałem cię uratować, ale nie mogłem. Byłem niewidzialny, nie mogłem
dotknąć też żadnego człowieka. W tym momencie byłem bezużyteczny i to mnie
tak bardzo dobijało, i frustrowało.
Wsunąłem dłonie we włosy, zaciskając je tam w pieści. Po moich policzkach płynęły gorzkie łzy, kiedy widziałem co oni robili z moim małym, słodkim Baekhyunem.
Wsunąłem dłonie we włosy, zaciskając je tam w pieści. Po moich policzkach płynęły gorzkie łzy, kiedy widziałem co oni robili z moim małym, słodkim Baekhyunem.
- Kurwa, faktycznie ich nie ma. - mruknął z frustrowany Luhan, i przywalił mi nieco z liścia w głowę, którą starałem się chronić rękoma przed ciosami. - Jebany cwel. Lepiej byś miał coś następnym razem, bo znowu dostaniesz za darmo. - odparł, po czym wyszli z głośnym śmiechem. Ja leżałem na podłodze, a po moim nosie spłynęła kolejna słona łza, ukazująca ogromne cierpienie. Miałem rozciętą wargę, przez co kiedy nieco się podniosłem, moje usta były całe w krwi, jak i zęby. Byłem czerwony na twarzy od płaczu. W końcu podparłem się plecami o ścianę kabiny i skuliłem w się, zaczynając płakać. Miałem tego kompletnie dość.
Kiedy sobie
poszli, ja uklęknąłem przy tobie i "otuliłem" cię swoimi skrzydłami.
- Przepraszam, że nie mogłem nic zrobić piękny. - szepnąłem.
- Na prawdę przepraszam. - po policzkach popłynęło mi więcej łez, które miały czerwonawy kolor, a serce kuło boleśnie. Tak, Anioły plączą krwią na czyjeś nieszczęście, czy ze smutku. - Gdybym tylko mógł to bym ich wręcz pozabijał za to wszystko co ci robią. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Dlaczego nie zmieniłeś szkoły, kiedy zaczęli cię tak traktować? Dlaczego nikomu nigdy o tym nie powiedziałeś ? - dopytywałem i tak wiedząc, że nie dostane odpowiedzi.
- Na prawdę przepraszam. - po policzkach popłynęło mi więcej łez, które miały czerwonawy kolor, a serce kuło boleśnie. Tak, Anioły plączą krwią na czyjeś nieszczęście, czy ze smutku. - Gdybym tylko mógł to bym ich wręcz pozabijał za to wszystko co ci robią. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Dlaczego nie zmieniłeś szkoły, kiedy zaczęli cię tak traktować? Dlaczego nikomu nigdy o tym nie powiedziałeś ? - dopytywałem i tak wiedząc, że nie dostane odpowiedzi.
Siedziałem tak skulony, nie mając pojęcia, że gada do mnie mój Anioł. Wziąłem drżący oddech, po czym mało wiele wstałem, sycząc nieco z bólu. Podszedłem do umywalki, i zacząłem przemywać twarz wodą, jak i jamę ustną, plując krwią.
♠
Będąc w domu cieszyłem się, że nikogo w nim nie było. Rodzice mało kiedy w nim byli, ciężko pracując. Udałem się do pokoju, by odrzucić plecak, a następnie do kuchni, by wyjąć z apteczki potrzebne rzeczy. Nie fatygując się z zamknięciem drzwi, zostawiłem wszystko przy umywalce i zacząłem rozbierać się do bielizny. Kilka siniaków już widniało na moim wychudzonym ciele. Odkąd zaczęli mnie gnębić, ja mało jadłem, przez co wyglądałem teraz na wychudzonego anorektyka, z żebrami na wierzchu, mimo, iż nim nie byłem. Popatrzyłem smutno w swoje odbicie lustrzane, i zacząłem się opatrywać mało wiele. Syczałem, przy każdym dotknięciu mojej rany przez gazę. W końcu po zrobieniu wszystkiego, drżącą dłonią otworzyłem jedna z szufladek. Ujrzałem tam kilka żyletek ojca. Kolejny raz zastanawiałem się, czy pocięcie się nie sprawi mi ulgi. Wyjąłem żyletkę, i zacząłem się jej uważnie przyglądać.
W końcu przytknąłem ją do nadgarstka, i zacząłem się zastanawiać, czy mam tyle odwagi, by przejechać nią po skórze.
W końcu przytknąłem ją do nadgarstka, i zacząłem się zastanawiać, czy mam tyle odwagi, by przejechać nią po skórze.
Patrzyłem
na to z przerażeniem, a moje skrzydła, aż zadrżały niespokojnie pod skórą pleców, gdzie był czasem ukryte.
- Co ty robisz? - zapytałem cicho, blady, jak ściana i
nogami miękkimi jak z waty - Co ty robisz?! Nie wolno ci! Przestań! -
krzyczałem rozpaczliwie. Moje oczy zrobiły się pełne łez, a ja nie mogłem
złapać oddechu - Bekkie przestań, to nie jest rozwiązanie. -
powiedziałem, za wszelką cenę próbując odciągnąć twoją rękę od żyletki,
ale ta przenikała przez twoją rękę. - Bekkie nie... - szepnąłem
zrozpaczony. W pewnym momencie nawet skrzydłem, próbowałem cię dotknąć i
w tym momencie przydarzyło się coś dziwnego. Kiedy żyletka miała
przeciąć twoją skórę, przecięła... moje pióro, przez co w dziwny sposób zaklinowało się. Duże pióro oderwało się od reszty skrzydła,
na co syknąłem z bólu, bowiem wyrywanie ich naprawdę bolało. Widząc twoją minę, wszystko zrozumiałem... dostrzegłeś je.
Widząc, jakieś cudowne z wyglądu pióro, które wzięło się z dupy przy żyletce, wręcz od razu odrzuciłem rzecz do szafki, patrząc na to ze strachem w oczach.
- Co jest do cholery? Skąd... to się wzięło? - mruknąłem, nachylając się nieco ku szafce. W końcu wyjąłem ostrożnie drżącą dłonią utkwione w ostrzu duże pióro, i zacząłem mu się uważnie przyglądać. Było naprawdę cudowne. Złożone z kilku barw. Złotawej, czerwonej, brązowej i gdzieniegdzie z odcieniami czarnego. Mieniło się delikatnie w świetle, jakby co najmniej było posypane złotym brokatem. - Skąd się wziąłeś? - zapytałem pióra, dotykając delikatnie opuszkami jego strukturę. Było delikatne, a kiedy przybliżyłem je do nosa, o dziwo pachniało jakby takim... cynamonem? Zmarszczyłem przez to brwi, i zacząłem rozglądać po łazience. Nie miałem pojęcia skąd ono się tu wzięło. - Jest tu kto?- zawołałem, nie mając pojęcia, że kiedy się odwróciłem, stałem naprzeciwko ciebie. Bardzo blisko twojej osoby, i gdybyś był widoczny, moja twarz byłaby wtulona w twój tors. - Dziękuję? - zagadnąłem, cały czas rozglądając się po łazience i patrząc z zafascynowaniem na cudowne piórko.
Moje
serce biło jak szalone. Patrzyłem na ciebie nawet nie śmiąc się ruszyć.
Kiedy dotykałeś mojego pióra, miałem wrażenie, jakbyś tak na prawdę
dotykał mnie bezpośrednio. To było takie cudowne. Na moje usta wpłynął
szeroki uśmiech.
Oczy pojaśniały i lśniące drobinki na piórku również.
Oczy pojaśniały i lśniące drobinki na piórku również.
-
Mój piękny. - szepnąłem i delikatnie " pogłaskałem" twój policzek.
Ogarnęła mnie taka niemoc, że nie mogę ci się ujawnić, pocieszyć,
czy obronić. Że nie mogę wziąć cię w ramiona i powtarzać, jak cudowną osobą
jesteś, że.... tak na prawdę moje istnienie nie miałoby żadnego sensu bez
ciebie. Anioły zakochiwały się tylko raz. I zakochanie się pierwszy raz trwało... w sekundę? Po
prostu wpajały się w daną osobę i ta stawała się dla nich najważniejsza
na świecie. Tak stało się właśnie z tobą. Już w łonie matki przywłaszczyłeś moje serce, a ja nie miałem zamiaru ci go odbierać.
Gdybym tylko wiedział, że jest ktoś, kto już mnie kocha nad życie, pewnie nie bałbym się ujawniać swojej orientacji, i wmawiać innym, by nie przestali mnie lubić, że umawiam się z dziewczynami.
Nagle rzecz którą trzymałem zaczęła lśnić mocniej, a ja wytrzeszczyłem powieki, wręcz do razu upuszczając pióro.
- Jezus Maria, co do cholery?! - mruknąłem, patrząc, jak drobinki lśnią jakoś bardziej, a zapach nieco się nasilił. - Co to za dziwne piórko? - mruknąłem, przyglądając mu się uważnie, kiedy znowu sięgnąłem je drżącą dłonią. To było naprawdę dziwne, że znikąd od tak pojawiło się coś tak cudownego! A może... może tu grasują duchy? Albo łazi mi po domu jakiś zabłąkany anioł? Pokręciłem rozbawiony głową, a ty w końcu przeniknąłeś przeze mnie, kiedy przechodziłem, kierując się do pokoju. Ustałem przy łóżku, po czym patrząc na jego czarne ramy, postanowiłem zawiesić tam nowe znalezisko. Mało wiele okręciłem jego trzonek czarnym sznureczkiem i ucałowawszy delikatną strukturę pióra, zawiesiłem je w końcu na łóżku. Zacząłem mu się uważnie przyglądać, naprawdę tym razem mocniej zastanawiając się, skąd się wzięło. W końcu postanowiłem się przebrać i wziąć, za lekcje. Kiedy je zrobiłem, umyłem się, i położyłem do łóżka, znowu otulony przyjemnym ciepłem i zapachem cynamonu. To było naprawdę dziwne...
♠
Kolejne dni były nieco spokojniejsze. Każdego dnia brałem kilka drobnych do szkoły, aby tamci znowu mnie nie pobili. Naprawdę się ich bałem i unikałem, jak ognia w szkole. Na szczęście uczepili się w końcu kogoś innego i na jakiś czas miałem spokój. Niestety moje obawy znowu wróciły, kiedy dowiedziałem się o szkolnej wycieczce, na której miała być i ta hołota. Nie chciałem na nią jechać, ale mama nalegała wraz z tatą, że skoro to ostatnia klasa liceum, powinienem skorzystać. Niechętnie zgodziłem się i zastanawiałem, co ja tam biedny sam zrobię? Jun, i Kyngsoo oddalili się nieco ode mnie, jak tylko i ich zaczęli nieco gnębić. To było naprawdę chore, że pozbawili mnie moich przyjaciół. Oczywiście przepraszali mnie za to. Wybaczyłem im, bo zawsze byłem dobry dla innych i rozumiałem ich strach.
Dziś był piątek. Leżałem sobie na łóżku i zastanawiałem się cały czas nad wycieczką. Była już jutro, a ja bałem się coraz to bardziej. Przekręciłem się na brzucho, i zdjąłem delikatnie cudowną rzecz z ramy łóżka. Przyglądałem się cudownej barwie kolorów pióra, gładząc je delikatnie i wtulając w twarz. Przymknąłem powieki, i uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy w tak krótkim czasie, w moim pokoju pojawiły się jeszcze cztery drobniutkie pióreczka. To było dziwne, że pojawiały się wtedy, kiedy się czegoś bałem, chciałem zrobić sobie coś złego, albo płakałem. Naprawdę chyba coś nade mną czuwało, albo zacząłem wariować.
Dziś był piątek. Leżałem sobie na łóżku i zastanawiałem się cały czas nad wycieczką. Była już jutro, a ja bałem się coraz to bardziej. Przekręciłem się na brzucho, i zdjąłem delikatnie cudowną rzecz z ramy łóżka. Przyglądałem się cudownej barwie kolorów pióra, gładząc je delikatnie i wtulając w twarz. Przymknąłem powieki, i uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy w tak krótkim czasie, w moim pokoju pojawiły się jeszcze cztery drobniutkie pióreczka. To było dziwne, że pojawiały się wtedy, kiedy się czegoś bałem, chciałem zrobić sobie coś złego, albo płakałem. Naprawdę chyba coś nade mną czuwało, albo zacząłem wariować.
- Kimkolwiek jesteś... zostaw jakiś inny ślad po sobie, niż tylko pióra. Chciałbym... chciałbym cię poznać i dowiedzieć się, kim jesteś. Mimo, iż się boję duchów i zjaw to sadzę, że ty akurat jesteś dobry i nie zrobiłbyś mi krzywdy. - westchnąłem i nieco rozchyliłem powieki. - Jesteś aniołem, że dajesz mi piórka tajemniczy ktosiu? - mruczałem do siebie i westchnąłem. - Ja chyba kompletnie zwariowałem. - mruknąłem, i przygryzłem nieco wargę, mrużąc powieki i przyglądając się piórku.
Patrzyłem
na ciebie z czułym uśmiechem, leżąc zaraz obok ciebie. Na prawdę się
cieszyłem, że mój pomysł: piórko za uśmiech - zadziałał. To za każdym
razem odciągało cię od przykrych rzeczy, a to z kolei zalewało moje
serce przyjemnym ciepłem. Przygryzłem lekko wargę, przyglądając ci się nieco zamyślony. W
sumie... dlaczego by nie zaryzykować?
Nie chciałem, abyś myślał, że jestem wytworem twojej wyobraźni. Wziąłem największe piórko przez co mogłeś widzieć, jak to sobie lewituje. Za pomocą swojej mocy, sprawiłem, że pojawiła się na nim, czytelna treść:
Nie chciałem, abyś myślał, że jestem wytworem twojej wyobraźni. Wziąłem największe piórko przez co mogłeś widzieć, jak to sobie lewituje. Za pomocą swojej mocy, sprawiłem, że pojawiła się na nim, czytelna treść:
,,Nie zwariowałeś. Jestem tu i
zawsze będę cię chronił.''
Napisałem i przez chwile zastanawiałem
się nad podpisem w końcu jednak pisząc APC ( Anioł Park Chanyeol ).
Patrzyłem, jak ciele na malowane wrota na owe pióro z napisem, z oczyma zapewne jeszcze większymi niż pięć złotych! Moja dłoń zaczęła nieco drgać, a ja rozchyliłem nieco usta, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
- ,,APC''? - zapytałem, nie rozumiejąc owego skrótu. - Czy ty... Jesteś Aniołem? - zapytałem, naprawdę mając wrażenie, że oszalałem całkowicie. - I na pewno nie oszalałem, widząc już napisy na piórach? - jęknąłem, zaczynając machać dłonią przed sobą, jakby chcąc wymacać jakąś postać tuż obok mnie. - Gdzie jesteś nieznajomy Aniele? Dlaczego? Dlaczego postanowiłeś mi się w pewien sposób ukazać? - zapytałem, cały się wręcz stresując, trzęsąc się, i mając jąkający się głos.
Zaśmiałem
się na twoją reakcje.
Byłeś tak uroczo zagubiony. Serce waliło mi, jak szalone. Wreszcie mogłem się z tobą w jakiś sposób komunikować! Wiedziałeś, że istnieje! Moje oczy pojaśniały nieco, a uśmeich nie schodził z ust.
Byłeś tak uroczo zagubiony. Serce waliło mi, jak szalone. Wreszcie mogłem się z tobą w jakiś sposób komunikować! Wiedziałeś, że istnieje! Moje oczy pojaśniały nieco, a uśmeich nie schodził z ust.
Zabrałem ci piórko i
znów wyczarowałem na nim kolejny napis. Podałem ci je i zabierałem, zmieniając napis na kolejny, jak tylko przeczytałeś poprzedni.
Niepewnie ujmowałem piórko i czytałem uważnie każdą treść. Wręcz od razu miałem wrażenie, że ktoś wylał na mnie kubeł zimnej. wody.
" Tak, jestem aniołem stróżem, a
dokładnie twoim Aniołem. Nie zwariowałeś, bo ja jestem niewidzialny
dla ludzi i nie mogę ich dotykać, a ujawniam ci się w ten sposób, bo nie
mogę już znieść, kiedy jesteś smutny. Przyszło to do mnie przypadkiem, ale
widząc, że odciągam w ten sposób twoją uwagę od smutku, zacząłem to
praktykować".
Niepewnie ujmowałem piórko i czytałem uważnie każdą treść. Wręcz od razu miałem wrażenie, że ktoś wylał na mnie kubeł zimnej. wody.
- Nie no ja naprawdę oszalałem! - zacząłem się śmiać, jak głupi, twierdząc, że już nawet moja wyobraźnia jest tak rewelacyjna, że próbuje mi wmówić, że to wszystko co się dzieje jest prawdą.
W końcu spoważniałem i patrzyłem uważnie na pióro. Jakby nieco smutno i z zamysłem. Delikatnie je gładziłem, a moje oczy delikatnie się zaszkliły. Czułem się dziwnie potrzebny i wspierany przez coś, co ludzie uważają za nieistniejące. Mój Anioł Stróż do mnie przemówił, i ukazał tyle cudownych słów, na równie cudownych piórkach.
- Ja... dziękuję, że jesteś. - szepnąłem nieco łamiącym się głosem, a po policzku spłynęła łza, kiedy leżałem na plecach i wpatrywałem się tępo w sufit. - To ty uratowałeś mnie przed podcięciem sobie żył, prawda? - szepnąłem i instynktownie spojrzałem się w bok na okno z boku mojego łóżka. Miałem wrażenie, że również leżysz obok mnie. - Naprawdę dziękuję... - uśmiechnąłem się lekko. - Um, mogę wiedzieć, jak masz na imię? Podejrzewam, że inicjały ,,PC'' są skrótem twojej nazwy. Proszę, powiedz mi, jak się nazywasz, i czy... jesteś również Azjatą? Możesz mi zdradzić takie rzeczy? - zapytałem nieśmiało, i przełknąłem nieco ślinę. - Naprawdę nie dałoby rady, abyś mi się ujawnił? Chociaż na chwilę? - zapytałem, po czym zmieszałem się nieco, kiedy doszło do mnie, ile to pytań ci zadałem. - Jeśli zadaje za dużo pytań, to naprawdę przepraszam! Po prostu... to dla mnie coś nowego i jestem ciekawy. - odparłem nieśmiało, ocierając swoje zaszklone oczka.
W końcu spoważniałem i patrzyłem uważnie na pióro. Jakby nieco smutno i z zamysłem. Delikatnie je gładziłem, a moje oczy delikatnie się zaszkliły. Czułem się dziwnie potrzebny i wspierany przez coś, co ludzie uważają za nieistniejące. Mój Anioł Stróż do mnie przemówił, i ukazał tyle cudownych słów, na równie cudownych piórkach.
- Ja... dziękuję, że jesteś. - szepnąłem nieco łamiącym się głosem, a po policzku spłynęła łza, kiedy leżałem na plecach i wpatrywałem się tępo w sufit. - To ty uratowałeś mnie przed podcięciem sobie żył, prawda? - szepnąłem i instynktownie spojrzałem się w bok na okno z boku mojego łóżka. Miałem wrażenie, że również leżysz obok mnie. - Naprawdę dziękuję... - uśmiechnąłem się lekko. - Um, mogę wiedzieć, jak masz na imię? Podejrzewam, że inicjały ,,PC'' są skrótem twojej nazwy. Proszę, powiedz mi, jak się nazywasz, i czy... jesteś również Azjatą? Możesz mi zdradzić takie rzeczy? - zapytałem nieśmiało, i przełknąłem nieco ślinę. - Naprawdę nie dałoby rady, abyś mi się ujawnił? Chociaż na chwilę? - zapytałem, po czym zmieszałem się nieco, kiedy doszło do mnie, ile to pytań ci zadałem. - Jeśli zadaje za dużo pytań, to naprawdę przepraszam! Po prostu... to dla mnie coś nowego i jestem ciekawy. - odparłem nieśmiało, ocierając swoje zaszklone oczka.
Wziąłem
jedno z mniejszych piórek i zacząłem ocierać nim twoje policzki z łez.
Napisałem na nim i wziąłem te duże...
Pokazałem ci pióro i wziąłem to mniejsze...
Podałem ci je, patrząc na ciebie czule. Moje serce z każdą chwilą łomotało w klatce piersiowej coraz to bardziej i bardziej.
Czytałem uważnie co do mnie napisałeś, i uśmiechnąłem się delikatnie.
Nawet nie miałem pojęcia, że nieco się zarumieniłem. Mimo, iż nadal myślałem, że zwariowałem, to cieszyłem sie z drugiej strony, że... że jednak mam przy sobie kogoś, kto stara się o mnie dbać.
,,Nie płacz...''
Napisałem na nim i wziąłem te duże...
,,To nie jest istotne, jak
się nazywam. Możesz po prostu mówić na mnie " Aniołku", czy coś w tym
stylu. Ja... nie wiem, jak wyglądam. Anioły nie odbijają się w lustrach,
ani nie wychodzą na zdjęciach, tak więc... nigdy się nie widziałem. Mimo
to wszystkie Anioły jakie spotkałem, są na prawdę piękne więc myślę, że ja też.''
,,Uratowałem cię,
bo taka moja praca. Nie chciałem, abyś zrobił sobie krzywdę. "
Podałem ci je, patrząc na ciebie czule. Moje serce z każdą chwilą łomotało w klatce piersiowej coraz to bardziej i bardziej.
Czytałem uważnie co do mnie napisałeś, i uśmiechnąłem się delikatnie.
Nawet nie miałem pojęcia, że nieco się zarumieniłem. Mimo, iż nadal myślałem, że zwariowałem, to cieszyłem sie z drugiej strony, że... że jednak mam przy sobie kogoś, kto stara się o mnie dbać.
- Dziękuje Aniołku. Doceniam twoje starania. - uśmiechnąłem się, jednak trochę zawiedziony, że nie odpowiedziałeś na wszystkie moje pytania. Nadal bardzo byłem ciekaw, czy mógłbyś mi się ujawnić. Czy to groziłoby twoim upadkiem, czy coś? Jak to opisują wiele razy w niektórych źródłach. - Bardzo chciałbym cię kiedyś zobaczyć. - uśmiechnąłem się, i zacząłem delikatnie szybować piórkiem w powietrzu. Widząc, że te opiera się w niektórych miejscach, jakbym dotykał czegoś, uśmiechnąłem się szeroko. - Oh, popatrz! Mogę dotykać cię poprzez piórko! - odparłem prze szczęśliwy i to nagle przestało ukazywać opór i wyginać delikatnie. - Och, już cię nie wyczuwam. - mruknąłem nieco smutno, ale próbowałem dalej, i cieszyłem się wesoło, kiedy przy każdym razie udawało mi się znowu mało wiele cie dotknąć.
Byłem taki szczęśliwy.
Byłem taki szczęśliwy.
Patrzyłem
na ciebie rozczulony, a moje oczy wręcz lśnił bielą. Moje serce biło
radośnie, widząc cię takiego. Pozwalałem ci łaskotać mnie piórkiem, po
każdym z możliwych fragmentów mojej twarzy. To było takie urocze i
słodkie
- To raczej nie możliwe maluszku. Nigdy mnie nie zobaczysz. -
podałem ci piórko i moje serce nagle zakuło. Bardzo mnie to bolało. Tak
bardzo tego pragnąłem. Normalnego życia z tobą.
Kiedy ujrzałem piórko, w mgnieniu oka moje oczy nieco się zaszkliły. Ktoś kto był przy mnie od dziecka, dba o mnie, a ja nie będę mógł go zobaczyć. Po prostu świetnie...
- Oh, nigdy...? - zapytałem z pewnym zawodem, i spuściłem głowę w dół, kiedy siedziałem po turecku.
Było mi bardzo przykro z tego powodu, jak nie użyłbym nawet mocniejszego słowa, że jest mi wręcz okropnie źle.
- S-szkoda Aniołku. - szepnąłem znowu, a mój policzek ozdobiła lśniąca łza. Przygryzłem nieco wargę, aby bardziej się nie rozkleić, co nie było do mnie podobne. Czułem się strasznie. W końcu niepewnie się uśmiechnąłem, robiąc minę do złej gry. Otarłem jak gdyby nic oczy, ostatni raz zaciągając nosem. - No cóż... ważne, że... chociaż mogę się z tobą porozumieć. - szepnąłem. - Idę sobie zrobić herbaty. Chyba... brzuch mnie boli. - odparłem nieco słabo, po czym zostawiając piórko zszedłem z łóżka, i ruszyłem w stronę wyjścia z pokoju. Pragnąłem być sam, jednak i tak wiedziałem, że pójdziesz za mną.
Westchnąłem smutno i poszedłem za tobą.
Pokazałem ci piórko, kiedy czekałeś, aż woda się zagotuje.
Patrzyłem na piórko z miną niczym kot srający na puszczy, i analizowałem wszystko.
- Mam kilku znajomych Aniele, ale... na pewno mnie znasz, i wiesz, jakiej miłości potrzebuję. - szepnąłem, a moje oczy znowu się zaszkliły. Na moim ciele znowu pojawiły się ciarki, a ja walczyłem, by nie uronić łzy. - No i właśnie, najpierw twierdzisz, że ,,nigdy'', a teraz ,,chyba'', czyli jest nadzieja, ale... ale ja do niczego cie nie zmuszam. - szepnąłem i delikatnie się uśmiechnąłem, zalewając swoją herbatę. Moje ręce drżały, więc mało wiele udało mi się przenieść kubek na stół, i ocalić go w pewien sposób, jak i siebie przed poparzeniem. Usiadłem przy stoliku, patrząc na herbatę ze spuszczoną głową. - Naprawdę nie masz pojęcia, jak wyglądasz? Nikt ci nie powiedział, czy coś? Na pewno mogłeś mało wiele zauważyć, czy jesteś w coś ubrany. Nie wiem, jakaś białą szatę i tak dalej. - odparłem cichutko, i instynktownie popatrzyłem przed siebie, jakbyś siedział naprzeciwko mnie.
Uśmiechnąłem się i pokazałem ci piórko
Zarumieniłem się i przygryzłem dolną wargę.
Pokazałem ci piórko, przyglądając się uważnie twojemu wyrazu twarzy, chcąc odgadnąć, co o tym sądzisz.
Popatrzyłem się w bok tak, jakbym patrzył na kogoś i delikatnie się uśmiechnąłem.
- Wow, ciekawe! Ja myślałem, że paradujesz w ubranku Adama, lub białej sukience z płótna, jak nosił Cezar, czy coś. - zaśmiałem się, czując trochę lepiej niż wcześniej. - Masz brązowe i czasem czarne oczy, i pełne usta? Ciekawe, czy jesteś Azjatą? Dużo Azjatów ma pełne usta. - uśmiechnąłem się nieśmiało, i przygryzłem wargę. Wziąłem piórko i zacząłem wodzić nim przed sobą. Przymknąłem powieki i nieco rozchyliłem usta, próbując cię sobie mało wiele wyobrazić. - Powiedz mi o sobie coś jeszcze, proszę... - szepnąłem, i nieświadomie popatrzyłem na ciebie z delikatnym uśmiechem niczym mały szczeniaczek. Mimo, iż nie wiedziałem, jak wyglądasz, to czułem, jakbym znał cię bardzo długo. Kiedy to trzymając twoje piórko, czułem bijące od niego ciepło. Wydawałeś mi się osobą ciepłą, miłą i opiekuńczą.
Moje serce zabiło dwa razy szybciej. Byłeś tak niewyobrażalnie piękny i kruchy. Chciałem... ja... chciałem cię pocałować. Tymi swoimi niby pełnymi ustami. Chciałem to zrobić tak delikatnie i czule. Ledwo wyczuwalnie, ale to było nierealne.
Pokazałem ci piórko...
... a potem kolejne.
- Jesteś bardzo tajemniczy Aniele. - westchnąłem, ściskając mocniej kubek w dłoniach. - Ale nie szkodzi. Ciesze się, że wiem chociaż o tobie kilka rzeczy mimo, iż ty wiesz o mnie praktycznie wszystko. - westchnąłem. - i jedno mnie nurtuje... - odparłem, patrząc w bok poważnie. - Mam nadzieję, że mnie nie podglądasz, kiedy się kąpie, bądź... robię sobie dobrze czasem. - odparłem, patrząc uważnie.
Po czym po chwili zwiesiłem w dół zarumienioną twarz, wydając z siebie jakiś cichy jęk zażenowania. Naprawdę Baekhyun?! Lepszego pytania nie mogłem zadać... Aish, przywalę se kiedyś kamieniem w łeb, ewidentnie!
Spaliłem buraka i momentalnie odwróciłem wzrok.
Pokazałem ci niepewnie piórko.
Patrzyłem na piórko i się zaśmiałem.
- W porządku Aniołku. Jesteś mężczyzną, zapewne wyglądającym, jak człowiek, więc mamy to samo, i... raczej nie jestem zły, i w ogóle. Jak lubisz na mnie patrzeć, to sobie patrz. - odparłem nieco speszony, po czym upiłem herbatę, chyba jednak zbyt szybko, bo od razu ją odstawiłem, wystawiając język do przodu. - Aaa, gorące. - zasepleniłem, machając dłońmi na swój wystawiony i delikatnie sparzony języczek. - Co za sierota ze mnie. - mruknąłem, i zacząłem delikatnie dotykać opuszkami palców sparzonego koniuszka języka.
Westchnąłem i użyłem swoje mocy.
Zapytałem, podjadając piórko.
Może to było dziwne, ale wszystko to co pisałem, mówiłem na głos. Wtedy czułem jakbyśmy na prawdę ze sobą rozmawiali, a wtedy moje serce biło, jak szalone.
- Um, tak, dziękuję Aniołku. - uśmiechnąłem się, czując niewyobrażalną ulgę. Wręcz od razu mój języczek przestał mnie piec, i był cały i zdrowy. W końcu usłyszałem, jak rodzice wchodzą do domu, więc naszych rozmów nadszedł koniec, do czasu, aż nie poszedłem do siebie. Wtedy rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, aż nie zasnąłem, przez prawdopodobnie twoje ciepło, i zapach cynamonu.
Było mi bardzo przykro z tego powodu, jak nie użyłbym nawet mocniejszego słowa, że jest mi wręcz okropnie źle.
- S-szkoda Aniołku. - szepnąłem znowu, a mój policzek ozdobiła lśniąca łza. Przygryzłem nieco wargę, aby bardziej się nie rozkleić, co nie było do mnie podobne. Czułem się strasznie. W końcu niepewnie się uśmiechnąłem, robiąc minę do złej gry. Otarłem jak gdyby nic oczy, ostatni raz zaciągając nosem. - No cóż... ważne, że... chociaż mogę się z tobą porozumieć. - szepnąłem. - Idę sobie zrobić herbaty. Chyba... brzuch mnie boli. - odparłem nieco słabo, po czym zostawiając piórko zszedłem z łóżka, i ruszyłem w stronę wyjścia z pokoju. Pragnąłem być sam, jednak i tak wiedziałem, że pójdziesz za mną.
Westchnąłem smutno i poszedłem za tobą.
,,Proszę nie smuć się.''
Pokazałem ci piórko, kiedy czekałeś, aż woda się zagotuje.
,,Na prawdę bym chciał, ale... to
chyba nie możliwe. Poza tym ja jestem tylko aniołem. Powinieneś poznać
kogoś... ludzkiego, a gdybyś zadawał się tylko ze mną, mógłbyś odciąć się od społeczeństwa. Nie chciałbym tego dla ciebie.''
Patrzyłem na piórko z miną niczym kot srający na puszczy, i analizowałem wszystko.
- Mam kilku znajomych Aniele, ale... na pewno mnie znasz, i wiesz, jakiej miłości potrzebuję. - szepnąłem, a moje oczy znowu się zaszkliły. Na moim ciele znowu pojawiły się ciarki, a ja walczyłem, by nie uronić łzy. - No i właśnie, najpierw twierdzisz, że ,,nigdy'', a teraz ,,chyba'', czyli jest nadzieja, ale... ale ja do niczego cie nie zmuszam. - szepnąłem i delikatnie się uśmiechnąłem, zalewając swoją herbatę. Moje ręce drżały, więc mało wiele udało mi się przenieść kubek na stół, i ocalić go w pewien sposób, jak i siebie przed poparzeniem. Usiadłem przy stoliku, patrząc na herbatę ze spuszczoną głową. - Naprawdę nie masz pojęcia, jak wyglądasz? Nikt ci nie powiedział, czy coś? Na pewno mogłeś mało wiele zauważyć, czy jesteś w coś ubrany. Nie wiem, jakaś białą szatę i tak dalej. - odparłem cichutko, i instynktownie popatrzyłem przed siebie, jakbyś siedział naprzeciwko mnie.
Uśmiechnąłem się i pokazałem ci piórko
,,Siedzę obok. Lubie być blisko ciebie.''
Zarumieniłem się i przygryzłem dolną wargę.
,,Mam czarne buty, coś co wy
nazywacie glanami, tylko nie takie bardzo ciężkie. W nie wsunięte są
czarne spodnie, a klatkę piersiową okrywa mi biała, luźna bluzka. Ponoć mam brązowe, a raz czarne oczy. Zależy niby od światła. No i pełne usta. ''
Pokazałem ci piórko, przyglądając się uważnie twojemu wyrazu twarzy, chcąc odgadnąć, co o tym sądzisz.
Popatrzyłem się w bok tak, jakbym patrzył na kogoś i delikatnie się uśmiechnąłem.
- Wow, ciekawe! Ja myślałem, że paradujesz w ubranku Adama, lub białej sukience z płótna, jak nosił Cezar, czy coś. - zaśmiałem się, czując trochę lepiej niż wcześniej. - Masz brązowe i czasem czarne oczy, i pełne usta? Ciekawe, czy jesteś Azjatą? Dużo Azjatów ma pełne usta. - uśmiechnąłem się nieśmiało, i przygryzłem wargę. Wziąłem piórko i zacząłem wodzić nim przed sobą. Przymknąłem powieki i nieco rozchyliłem usta, próbując cię sobie mało wiele wyobrazić. - Powiedz mi o sobie coś jeszcze, proszę... - szepnąłem, i nieświadomie popatrzyłem na ciebie z delikatnym uśmiechem niczym mały szczeniaczek. Mimo, iż nie wiedziałem, jak wyglądasz, to czułem, jakbym znał cię bardzo długo. Kiedy to trzymając twoje piórko, czułem bijące od niego ciepło. Wydawałeś mi się osobą ciepłą, miłą i opiekuńczą.
Moje serce zabiło dwa razy szybciej. Byłeś tak niewyobrażalnie piękny i kruchy. Chciałem... ja... chciałem cię pocałować. Tymi swoimi niby pełnymi ustami. Chciałem to zrobić tak delikatnie i czule. Ledwo wyczuwalnie, ale to było nierealne.
,,Ja... nie mam nic ciekawego do
opowiedzenia o sobie.''
Pokazałem ci piórko...
,,W sumie to... jestem
jednym z najstarszych aniołów, ale mimo to... zawsze byłem roztrzepany. Fascynowali mnie ludzie, kiedy to nie powinni wzbudzać we
mnie żadnych emocji.''
... a potem kolejne.
- Jesteś bardzo tajemniczy Aniele. - westchnąłem, ściskając mocniej kubek w dłoniach. - Ale nie szkodzi. Ciesze się, że wiem chociaż o tobie kilka rzeczy mimo, iż ty wiesz o mnie praktycznie wszystko. - westchnąłem. - i jedno mnie nurtuje... - odparłem, patrząc w bok poważnie. - Mam nadzieję, że mnie nie podglądasz, kiedy się kąpie, bądź... robię sobie dobrze czasem. - odparłem, patrząc uważnie.
Po czym po chwili zwiesiłem w dół zarumienioną twarz, wydając z siebie jakiś cichy jęk zażenowania. Naprawdę Baekhyun?! Lepszego pytania nie mogłem zadać... Aish, przywalę se kiedyś kamieniem w łeb, ewidentnie!
Spaliłem buraka i momentalnie odwróciłem wzrok.
,,J-ja... Ja nigdy n-nie... ''
Pokazałem ci niepewnie piórko.
,,To znaczy tak, ale... to, jak byłeś mały to się nie
liczy prawda?
Dopisałem i, aż pokręciłem głową w
zażenowaniu.
,, Przepraszam.''
Patrzyłem na piórko i się zaśmiałem.
- W porządku Aniołku. Jesteś mężczyzną, zapewne wyglądającym, jak człowiek, więc mamy to samo, i... raczej nie jestem zły, i w ogóle. Jak lubisz na mnie patrzeć, to sobie patrz. - odparłem nieco speszony, po czym upiłem herbatę, chyba jednak zbyt szybko, bo od razu ją odstawiłem, wystawiając język do przodu. - Aaa, gorące. - zasepleniłem, machając dłońmi na swój wystawiony i delikatnie sparzony języczek. - Co za sierota ze mnie. - mruknąłem, i zacząłem delikatnie dotykać opuszkami palców sparzonego koniuszka języka.
,,Ech,
głuptasie.''
Westchnąłem i użyłem swoje mocy.
,,Lepiej?''
Zapytałem, podjadając piórko.
Może to było dziwne, ale wszystko to co pisałem, mówiłem na głos. Wtedy czułem jakbyśmy na prawdę ze sobą rozmawiali, a wtedy moje serce biło, jak szalone.
- Um, tak, dziękuję Aniołku. - uśmiechnąłem się, czując niewyobrażalną ulgę. Wręcz od razu mój języczek przestał mnie piec, i był cały i zdrowy. W końcu usłyszałem, jak rodzice wchodzą do domu, więc naszych rozmów nadszedł koniec, do czasu, aż nie poszedłem do siebie. Wtedy rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, aż nie zasnąłem, przez prawdopodobnie twoje ciepło, i zapach cynamonu.
♠
Przez jakiś czas przyglądałem ci się uważnie.
Byłeś niesamowicie piękny i uroczy w tym momencie. Taki śpiący szczeniaczek, albo raczej... króliczek! Tak wyglądałeś, jak mały kochany króliczek, którym chciałem się opiekować.
" Pogłaskałem" twój policzek i wstałem z westchnięciem. Otuliłem cię specjalną kopułą i po rozłożeniu swoich skrzydeł wzbiłem się w nocne niebo. Po kilku sekundach stałem na granicy piekła i nieba. Niestety musiałem udać się do tej gorszej części, gdzie znajdował się mój przyjaciel. Kiedy tak, o tym wszystkim rozmawialiśmy, to pomyślałem, że muszę znaleźć jakiś sposób, aby ci się ujawnić. Nie wiedziałem tylko, czy bardziej ty potrzebujesz mnie, czy ja ciebie. W końcu stanąłem przed drzwiami, domu przyjaciela. Zapukałem w nie i nie czekałem, aż mnie wpuści.
Kris w tym czasie kombinował nad kolejnymi specyfikami. Był zielarzem, Aniołem z mocą latania, i pewnego rodzaju uzdrawiania, więc znał się na mieszaniu roślin i wiedział o nich wszystko. Robił z nich różnego rodzaju specyfiki i mikstury, po jakie zwracali się często do niego Aniołowie. Oczywiście w sekrecie, bowiem Anioły miały ewidentny zakaz komunikowania się z siłami zła.
Mężczyzna widząc wchodzącego do pomieszczenia przyjaciela, oderwał na chwile wzrok od wywaru jaki gotował w naczyniu, po czym popatrzył na mężczyznę.
- Proszę proszę, kogo moje oczy widzą. - zaśmiał się, znowu patrząc na składniki, aby dodać kolejne do wywaru. - Co cie do mnie sprowadza Chanyeol? Nigdy bym nie przypuszczał, że zajdziesz w te rejony zła. Jesteś przecież Aniołem na wysokiej pozycji, który nigdy nie grzeszy, więc... Jak to się stało? - nieco zakpił...
...od zawsze mając nieco wredny charakterek, po czym odszedł od wywaru, by wyjąć kilka pustych fiolek do nalania do nich owej mikstury.
- Też miło cię widzieć. - westchnęłam i usiadłem na jakimś krześle. - Wyładniałeś. - powiedziałem i podrapałem się nerwowo po karku. - A na serio to... nie. - westchnąłem. - Potrzebuje pomocy. - powiedziałem i popatrzyłem na przyjaciela niczym zbity psiak.
- No za tą obrazę z wyglądem, to chyba jej nie dostaniesz. - mruknął, przechadzając się po pomieszczeniu, i nawet nie patrząc na przyjaciela. W końcu widząc jego minę westchnął cierpiętniczo, i potarł twarz dłońmi. - Dobra... Niech ci będzie. - westchnął. - Więc, co się stało? Nasza słodka Afrodytka cię dopadła? - zagadnął i poruszył sugestywnie brwiami, mając na myśli małą anielicę, która latała za Parkiem, niczym sasaeng, za swoim biasem.
- Weź milcz. - mruknąłem i przetarłem twarz dłońmi. - Zakochałem się. - wybełkotałem po chwili pod nosem. - W człowieku. Chce żeby mnie zobaczył, bo... pokazuje mu wiadomości na piórach. - powiedziałem, zbyt zażenowany by spojrzeć na Krisa.
Mężczyzna wręcz od razu zaprzestał nalewania specyfiku do probówek, patrząc na przyjaciela, jak na idiotę.
- Czy ja dobrze zrozumiałem? Zakochałeś się w człowieku? - odparł, po czym zaśmiał się nieco kpiąco. - Channie, jesteś pewien, że warto? Jesteś pewien, że poświęciłbyś za niego swoje skrzydła? - mruknął, patrząc na Park, z rozbawieniem. Kiedy ten patrzył na niego poważnie, wysoki mężczyzna przywalił sobie dolną częścią wnętrza dłoni w czoło. - O ja pierdole, ale żeś się wjebał stary. - westchnął po czym wstał od stołu. - Nie wierze... najgrzeczniejszy Anioł, a raczej pół Archanioł, doradca Archaniołów, zakochał się w człowieku! Ło ja pierdzielę, jak się w ciemnościach dowiedzą, to mi nie uwierzą, że to prawda! - zaśmiał się, po czym spoważniał, i popatrzył na Chanyeola. - Stary, popatrz na mnie. Popatrz na mnie, i powiedz, że zgłupiałeś, albo to tylko zauroczenie. Chcesz skończyć, jak ja? Już pomijam fakt, że ja to skończyłem, jak skończyłem, bo się zabawiałem za ostro z ludźmi, ale czy to ważne? - zakpił, i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. - Jak rozumiem, serduszko szaleję, na widok tego twojego małego podopiecznego. Rany Chryste, mniejszej osoby nie mogłeś znaleźć? On ci do szyi chyba dosięga Chan! - zaczął się śmiać, szukając odpowiednich probówek. - Dobra, szybka piłka, chcesz ziółka, czy nie? - mruknął. - I wiesz, że to cię będzie kosztowało, w pióra? Im więcej czasu, tym więcej piórek świętoszków potrzebuje.
- Ta~. - mruknąłem skopany, wyśmiany i podeptany przez przyjaciela. Co ja mogłem na to poradzić? - Wpoiłem się. Kiedy jeszcze był w łonie matki. - powiedziałem i przygryzłem dolną wargę - I to urocze, że jest taki niziutki, ok?! - zbulwersowałem się, patrząc na mężczyznę rumiany i ze łzami w oczach. - Oddałbym za niego nie tylko skrzydła, ale i duszę. - powiedziałem znów opuszczając głowę w dół. - A... ile piór potrzeba na całe jego życie? - zapytałem i przygryzłem dolną wargę.
Kris popatrzył na niego, jak na idiotę, po czym przywalił wnętrzem dłoni w czoło, słysząc, tak absurdalne jego zdaniem pytanie. Podszedł do skrzydeł przyjaciela i niezbyt delikatnie je pociągnął.
- Sądzę, że upadek już jest bardziej wartościowy, niż oddanie mi praktycznie całych skrzydeł Virusie. Ty debilu serio wpadłeś po uszy, czy tam skrzydła. - westchnął. - Że o niczym nie wiedziałem, że to... już tak długo trwa? Wstydź się, oj wstydź dryblasie. - westchnął, podchodząc do niedużego garnka, gdzie gotował się inny wywar. - Może zamiast dać ci na całe życie, i wyrywając ci wszystkie twoje cudowne płonące piórka które są jednymi z najcenniejszych dla moich mikstur. Dam ci coś na jeden dzień? Tak... na spróbowanie, czy to jednak to, co czujesz do tego dzieciaka. No chyba, że chcesz więcej, tylko nie dam ci na całe życie, ani na pół. Nawet się nie łudź, idioto. - popatrzył na niego poważnie. - Serio Channie, masz przesrane. Teraz Taemina złapali, i ma odbyć się egzekucja niedługo. Widzę, że chcesz być następny i sprawić, bym zbankrutował. - westchnął.
- Oj cicho. - powiedziałem, czując się jeszcze gorzej niż przed przyjściem tu. Przynajmniej mnie zobaczysz! To było takie ekscytujące.
Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, ciekawy jak na mnie zareagujesz. Westchnąłem i wyrwałem garść piór
- Kris?- zapytałem niepewnie. - Czy ja... jestem przystojny? - zapytałem. - I... jakiej jestem urody? Azjatyckiej, czy Europejskiej? - zapytałem i przygryzłem dolną wargę.
Popatrzył na mężczyznę uważnie, i widząc garść piór, podał mu dwie próbki po jednej na tydzień.
- Po pierwsze, nie musisz łykać od razu ziółek. Możesz stopniowo je upijać, bądź wypijasz wszystko, a ich czas zatrzymuje wtedy, kiedy robisz się niewidzialny, i tak dalej, chyba kumasz co? I tak ci daję rabat, bo to co mi dałeś, zasługuje tylko na jedną, ale masz ból dupy, więc wiesz. - mruknął, po czym podszedł do jakiejś szuflady i wyjął z niej lustro. Postawił je przed mężczyzną, i westchnął. - I co ja ci będę mówił, jak wyglądasz, jak możesz się tu ujrzeć. Serio, te niebo to niby raj, a nic tam nie ma! Nawet anioł nie może się zobaczyć, bo niby zwariuje na swój cudowny wygląd, bla bla bla. - mruknął i odszedł od lustra, dalej kontynuując pracę. - Jak chcesz to jedno ci małe odsprzedam, za małe piórko. Znowu ci daje rabat, pamiętaj i liczę, że komuś tam kiedyś polecisz mój cudowny sklepik! - zaśmiał się, patrząc na twój wyraz twarzy, kiedy przeglądałeś się w lustrze.
- Jestem pewien, że się widzisz, bo nieco je tam podpicowałem ziołami. - odparł, jakby Chanyeol myślał, że to jakaś atrapa ze zdjęciem. A kto tam wie co sobie pomyśli?
Patrzyłem na swoje odbicie niczym ciele na malowane wrota.
Macałem swoją skórę, naciągając ją i dociskając policzki do siebie, tak, że moje usta układały się w dzióbek. Moje oczy były wielkie, o czekoladowych tęczówkach. Powieki ozdobione długimi i gęstymi rzęsami. Brwi nie były zbyt gęste tylko takie... normalne, z tego co widziałem po ludziach. Miałem ciemne włosy, opadające na czoło i nieco odstające uszy, ale nie rzucało się to bardzo w oczy. Ta~, pocieszaj sie...
Moja twarz była nieco pociągła i ładnie zaokrąglona, jak tych wszystkich k-popowców których Bekkie oglądał. Usta były pełne i różane. Zacząłem robić różne miny, totalnie zachwycony owym lusterkiem i faktem, że po raz pierwszy od kiedykolwiek, mogę się zobaczyć. To było niesamowite!
- Biorę je! - powiedziałem w końcu i wyrwałem piórko, podając je Krisowi. - Dziękuję! - uśmiechnąłem się do przyjaciela i wziąłem wszystkie rzeczy jakie dziś zakupiłem.
- Te Anioły powariowały. To już trzeci dzisiaj! Będzie grupowa rzeźnia skrzydeł, oj będzie. - mruknął czarnowłosy, po czym wrócił do swoich zadań.
♠
Po powrocie od Krisa, ty wciąż smacznie spałeś. Jak zawsze ułożyłem się obok ciebie, chowając swoje rzeczy do mojej torby. Gdy były tam już bezpiecznie, zdjąłem z ciebie barierę ochronną i przez resztę nocy, przyglądałem ci się, myśląc o tym wszystkim. Nim się spostrzegłem, nastał ranek, a z twojego słodkiego snu, wytrwał cię dźwięk budzika. Rozglądałeś się z oczami, jak szpilki po pokoju, szukając owego dźwięku i w końcu go wyłączyłeś. Sapnąłeś i opadłeś na poduszki. Przetarłeś twarz dłonią, a ja nie mogłem się na ciebie napatrzeć. Serce waliło mi, jak szalone, a uśmiech nie schodził z twarzy
,,Dzień dobry."
Napisałem na piórku i zacząłem nim łaskotać twój policzek. Byłeś tak uroczo zaskoczony.
- Czy, ja wiem, czy dobry? Nie wyspałem się za bardzo. - mruknąłem i nie czekając na twoją odpowiedź, zacząłem się ogarniać na wyjazd. Rodziców już nie było w domu, kiedy zszedłem, by zjeść śniadanie. Westchnąłem cierpiętniczo, jednak ty towarzyszyłeś mi do samego końca. W drodze do szkoły oboje milczeliśmy. W sumie, może ty tam coś gadałeś, ale ja nie mogłem cie przecież usłyszeć. W końcu dotarłem, a po kilku minutach, w końcu ruszyliśmy na wycieczkę. Byli wszyscy z bandy Tao, a ja bałem się coraz to bardziej, jak tylko ujrzeli mnie przy autokarze i zaśmiali się szyderczo między sobą.
W autobusie jak zawsze siedziałeś sam. Było mi bardzo przykro, bo wiedziałem, jak bardzo chcesz mieć prawdziwego przyjaciela - bo, jak na moje Jun i Kyungsoo nie bardzo nimi byli - ale miałem nadzieję, że świadomość, że jestem obok ciebie, nieco polepsza ci humor.
Cała podróż trwała godzinę. Była nudna i dłużąca się, ale rekompensowało mi to, patrzenie na ciebie. Byłeś niewyspany i nieco wystraszony. Nie dziwłem się. Owa paczka siedziała niedaleko ciebie. Tak bardzo chciałem być widzialnym już teraz, aby cię móc ochronić przed nimi. Kiedy prawie byliśmy na miejscu , ja zniknąłem, wcześniej otaczając cie tą samą barierą co w nocy. Poleciałem na plażę i ukryłem się za jednym z domków, w jakich mieli mieszkać uczniowie. Wyjąłem flakonik i popatrzyłem na niego niepewnie. Ale cóż... to była moja jedyna szansa i jeszcze nigdy nie zawiodłem się na Krisie. Przystawiłem buteleczkę do ust i wypiłem miksturę. Zamlaskałem i schowałem pusty flakonik. Nie czułem się jakoś inaczej. Wyszedłem zza domku i zaczepiłem kogoś pytając o godzinę. Działało! Ta osoba mnie zobaczyła i usłyszała. Byłem w niebo wzięty, a moje serce biło szybko. Ukłoniłem się i z szerokim uśmiechem podziękowałem. Pognałem dalej do osoby która miała opiekować się wycieczką i za pomocą swojej mocy, sprawiłem, że to stało się moim przywilejem. Niedługo po tym czekałem na autobus w którym jechałeś.
Słyszałem śmiechy i chichoty tamtej paczki, jak i dziewczyn, które siedziały obok nich. Czułem, jak żołądek wręcz podchodzi mi po gardła, a serce bije niewyobrażalnie szybko. Byłem ciekaw z kim trafię do domku. Miałem nadzieję, że z Suho, i może Kyungsoo? Oni jako jedyni byli spoko z mojej klasy.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy zaczęli wychodzić z autokaru, więc miałem szczęście, że nie musiałem iść zupełnie z przodu przed Tao i jego paczką, bowiem siedzieli na samym końcu. Podszedłem od nauczyciela od wf i wziąłem od niego swój bagaż, kierując się za resztą, która miała być sprawdzana, przez naszego opiekuna. Każda klasa miała innego, więc reszta ustawiała się nieco dalej od nas. Powoli podążałem za innymi, po chodniku, nie mając pojęcia, że ktoś mi się uważnie przypatruje. Odczułem to dopiero wtedy, kiedy przede mną zostały trzy niższe ode mnie dziewczyny. Wtedy ujrzałem przed sobą, bardzo przystojnego mężczyznę, że aż zacząłem dumać nad tym, czy to możliwe, że takie bóstwa chodzą po świecie. Moje serce, aż zabiło szybciej, i miałem wrażenie, że jeszcze chwila, i stracę grunt pod nogami. Ów mężczyzna przyglądał mi się uważnie z delikatnym uśmiechem i odwracał ode mnie wzrok tylko wtedy, aby zaznaczyć każdą z dziewczyn na liście. W końcu nadeszła moja kolej. Patrzyłem na niego, jak zaczarowany, nie wiedząc, gdzie mam język w gębie. Nawet nie umiałem się do niego uśmiechnąć, jednak moje oczy zapewne ukazywały onieśmielenie, i zafascynowanie nim.
Patrzyłem na ciebie z udawanym spokojem, ale jednak z moich oczu biło ciepło i troska. Byłem taki podekscytowany tym, że mnie widzisz i patrzysz na mnie w taki sposób. Czułem, jak szybko zabiło twoje serce i moje również obrało to tempo. Kiedy znów na mnie spojrzałeś, uśmiechnąłem się do ciebie wesoło.
W końcu po sprawdzeniu całej listy, wszyscy się rozeszli. Ja trochę pokombinowałem mocą i zostałeś w domku z tymi osobami z którymi chciałeś. Poszedłem tam, i zapukałem, a słysząc ciche ,, prosze'' Junmyeona. wszedłem do środka.
- Hej chłopaki! - podszedłem do was. - Podoba wam się? - zapytałem, patrząc jedynie na ciebie.
Widząc utkwiony we mnie wzrok naszego opiekuna, zarumieniłem się nieco i speszony podszedłem do torby, zaczynając wyciągać rzeczy. Nie mogłem tak myśleć o swoim podopiecznym, że był przystojny i spodobał mi się. Do tego jego oczy tak ciepło na mnie patrzyły. Miałem wrażenie, że tylko na mnie, ale nie chciałem sobie robić złudnych nadziei. Pewnie po prostu jest taki miły dla wszystkich.
- Tak! Domek jest bardzo fajny, i blisko plaży! - odparł zadowolony Jun, na co Kyungsoo mu zawtórował. - a Ty co sadzisz Byunnie?
- C-co? - z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego przyjaciela. Wstałem więc z miejsca i popatrzyłem na niego, a potem na naszego opiekuna. Cały czas wesoło się do nas uśmiechał, a ja miałem wrażenie, że zaraz osunę się na ziemię, i umrę śmiercią marną w postaci zawału. - Ah, tak, jest bardzo przytulnie i ładnie. - odparłem nieco speszony. Zagryzłem nieco wargę, po czym ruszyłem, jak strzała, do łazienki zamontowanej od razu w domku.
Popatrzyłem za tobą zaskoczony. Czyżbym, aż tak cię onieśmielał? Moje serce zabiło szybciej. Uśmiechnąłem się i ruszyłem do drzwi
- Miłego pobytu. - powiedziałem. - Pamiętajcie, że dziś jest ognisko. - powiedziałem i wyszedłem z domku. Musiałem coś zrobić, aby spędzić z tobą choć chwilę sam na sam.
♠
Kiedy się rozpakowałem, położyłem się na łóżku. Jun i Soo poszli się przejść. Chcieli mnie wziąć ze sobą, ale nieco się bałem wychodzić.
- Aniołku, jesteś tu? - zapytałem, jednak odpowiadała mi cisza. - Gdzie on polazł? - mruknąłem, siadając się normalnie na łóżku. - Jestem twoim podopiecznym, więc jak możesz mnie opuszczać! - mruknąłem jeszcze bardziej zirytowany, rozglądając się dookoła za jakimś piórkiem.
Słysząc
twoje wołania, rozejrzałem się dokoła i kiedy nikogo nie było w
pobliżu, zrobiłem się niewidzialny. Zjawiłem się w twoim pokoju i
usiadłem obok ciebie. Wyrwałem piórko i podałem ci je.
- ,,Kruszynko?'' - odparłem z lekko zmarszczonym noskiem, patrząc instynktownie na swoją lewą stronę, jakby wyczuwając, że tam możesz siedzieć. Zerkałem też jednak naprzeciwko siebie, ale uznałem, że za daleko by było, abyś podał mi piórko, i pewnie siedzisz obok mnie. - W sumie, to całkiem słodkie, ale... No dobra, nie ważne... - westchnąłem. - Czuję się dobrze, pomijając mój lęk przez Tao i jego bandą. Boje się, że skorzystają z nieuwagi opiekunów i coś mi zrobią. - westchnąłem. - Oh, właśnie! Co do niego, jest bardzo przystojny! - odparłem entuzjastycznie z lekkimi rumieńcami na policzkach. - Chyba wpadł mi w oko, jak tylko go zobaczyłem. Jednak... Jednak zapewne jest tylko miły, i patrzy na mnie tak troskliwe, bo jest przyjacielski i miły. A nie dlatego, że go zaciekawiłem również, jak on mnie sobą. - westchnąłem, i potarłem bezradnie twarz dłońmi, w końcu patrząc nieco smutno przed siebie. - Widziałeś go w ogóle? Oh! Na pewno! - odparłem, i aż przygryzłem nieco swoją wargę, nakręcając się coraz to bardziej. - Eh? A dałbyś radę jakoś coś tam sprawdzić, czy mu się spodobałem, czy tylko jest taki miły? - zapytałem z nadzieją, wysuwając nieco dolną wargę do przodu i robiąc psie oczka, aby cie przekonać. Nawet jeśli cie nie widziałem. To co, że nawet nie dawałem ci dojścia do słowa. - No wiesz, wtedy... może mógłbym do niego zagadać i jakoś by się to potoczyło? - zagadnąłem, przygryzając tym razem nieco swoją wargę. Byłem strasznie ciekawy, czy dałbyś radę, jako mój Anioł, zrobić coś takiego. Miałem szczere nadzieje, bowiem każda kobieta by mi powiedziała, że wpadłem mu w oko. No, ale kobiety, to kobiety, a my oboje byliśmy mężczyznami.
"Jestem tu
kruszynko. Jak się czujesz? "
- ,,Kruszynko?'' - odparłem z lekko zmarszczonym noskiem, patrząc instynktownie na swoją lewą stronę, jakby wyczuwając, że tam możesz siedzieć. Zerkałem też jednak naprzeciwko siebie, ale uznałem, że za daleko by było, abyś podał mi piórko, i pewnie siedzisz obok mnie. - W sumie, to całkiem słodkie, ale... No dobra, nie ważne... - westchnąłem. - Czuję się dobrze, pomijając mój lęk przez Tao i jego bandą. Boje się, że skorzystają z nieuwagi opiekunów i coś mi zrobią. - westchnąłem. - Oh, właśnie! Co do niego, jest bardzo przystojny! - odparłem entuzjastycznie z lekkimi rumieńcami na policzkach. - Chyba wpadł mi w oko, jak tylko go zobaczyłem. Jednak... Jednak zapewne jest tylko miły, i patrzy na mnie tak troskliwe, bo jest przyjacielski i miły. A nie dlatego, że go zaciekawiłem również, jak on mnie sobą. - westchnąłem, i potarłem bezradnie twarz dłońmi, w końcu patrząc nieco smutno przed siebie. - Widziałeś go w ogóle? Oh! Na pewno! - odparłem, i aż przygryzłem nieco swoją wargę, nakręcając się coraz to bardziej. - Eh? A dałbyś radę jakoś coś tam sprawdzić, czy mu się spodobałem, czy tylko jest taki miły? - zapytałem z nadzieją, wysuwając nieco dolną wargę do przodu i robiąc psie oczka, aby cie przekonać. Nawet jeśli cie nie widziałem. To co, że nawet nie dawałem ci dojścia do słowa. - No wiesz, wtedy... może mógłbym do niego zagadać i jakoś by się to potoczyło? - zagadnąłem, przygryzając tym razem nieco swoją wargę. Byłem strasznie ciekawy, czy dałbyś radę, jako mój Anioł, zrobić coś takiego. Miałem szczere nadzieje, bowiem każda kobieta by mi powiedziała, że wpadłem mu w oko. No, ale kobiety, to kobiety, a my oboje byliśmy mężczyznami.
Przygryzłem
dolną wargę, czując się tak szczęśliwszy. Spodobałem ci się! To było
takie niesamowite. Moje oczy pojaśniały na te wieść, a skrzydła aż
zadrżały
Napisałem na piórku, przygryzając dolną wargę. Serce biło mi jak szalone i z tej radości, kompletnie zapomniałem, że będziemy się widzieć tylko przez tydzień lub nieco dłużej. Bowiem wypiłem jedną fiolkę, mając w zanadrzu jeszcze drugą.
Patrzyłem się na piórko uważnie, a moje dłonie delikatnie zadrżały.
- Naprawdę mu się podobam? - szepnąłem, i przygryzłem nieco swoją wargę. W końcu mój uśmiech zaczął się poszerzać, a ja o mało nie posiadałem się z radości.
- Tak, pójdę do niego, i... zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie. - odparłem widocznie podekscytowany, po czym wstałem z łóżka. Chciałem się ciebie zapytać, czy taki ubiór, jaki miałem na sobie, jest w porządku, ale uznałem, że to byłoby ewidentną głupotą. W końcu nie czekając na twoją odpowiedź, wyszedłem normalnie z domku. Mój był najbliżej plaży, więc nieco się stresowałem, że zaraz ujrzę znowu tego przystojniaka. Nie mogłem w to uwierzyć, że i ja mu wpadłem w oko! Chyba los się do mnie uśmiechnął, na sam koniec szkoły!
W pewnej chwili zauważyłem osobę spacerującą po plaży. Uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej mężczyzny.
- Um, dzień dobry? Cześć? - zagadnąłem nieco skrępowany, drżącą dłonią masując swój kark. Miałem wrażenie, że zaraz padnę tam na zawał przed tobą, czego jeszcze nie byłem świadomy. Byłeś strasznie wysoki! Dopiero teraz to zauważyłem, że jesteś praktycznie o niecałą głowę większy. Czułem się przy tobie taki drobny i kruchy, zauważając również, że jesteś nieco wysportowany.
Uśmiechnąłem się do ciebie promiennie
- Hej~. - powiedziałem z delikatną czułością i delikatnością, mimo mojego niskiego i męskiego głosu. - Dobrze się czujesz? - zapytałem. - Wtedy tak szybko pobiegłeś do łazienki. - zaśmiałem się i podrapałem w kark.
Patrzyłem na ciebie uważnie i zawstydzony spuściłem wzrok, przygryzając nieco swoją wargę. Twój głos był taki cudowny, że aż zamarzyłem przez chwilę, że mógłbyś mi szeptać miłe słówka na dobranoc, i cały czas, przy jakiś czułościach.
- Oh, tak, jest ok. - odparłem i delikatnie się uśmiechnąłem. - Dziękuję za troskę, i opiekę nad nami. - uśmiechnąłem się, powoli idąc obok tego cudownego dryblasa, którym byłeś ty. Nie ma to, jak żyć z niewiedzą, że idziesz obok Anioła Stróża.
Zapadła między nami cisza, nieco krępująca, bynajmniej tak to widziałem ja. Nie wiedziałem, co mogłem zapytać. Byłem kompletnie zestresowany. Cóż, nie zawsze zakochuje się w tobie taki przystojniak, który od razu wpada ci w oko.
- T-to, ten, tego... - długo tu seonbae pracuje? - zagadnąłem, chcąc odnieść się grzecznie do niego, bowiem nie wiedziałem ile ma lat. - W ogóle dlaczego tu spacerujesz tak sam? - zadałem kolejne pytanie, a kiedy to do mnie doszło, że zaczynam powoli zalewać cię pytaniami, mocno ścisnąłem zamknięte powieki, przygryzając wargę. Ale dałem gafę! - Um, przepraszam... - szepnąłem i zwiesiłem głowę, patrząc pod nogi.
- Oh nic nie szkodzi. - powiedziałam, sam nie wiedząc co mam powiedzieć. Czułem, jak bardzo się stresujesz, a chciałem, abyś poczuł się przy mnie swobodniej - Tak, więc... pracuje, aby uzbierać na studia i mów mi po porostu... Park Chanyeol, a najlepiej to... tylko Chanyeol. - zarumieniłem się nieco i odwróciłem wzrok. Miałem nadzieję, że nie zobaczysz podobieństwa między mną, a twoim Aniołem którym tak na prawdę byłem. Byłoby źle. - Akurat pracuje tu przez ten tydzień co będzie tu twoja szkoła i... i potem mnie już nie będzie. - przygryzłem dolną wargę. Serce biło mi przy tobie, jak szalone. Wreszcie mogłem z tobą swobodnie porozmawiać. To było takie niesamowite. - I nie musisz się przy mnie tak krępować. Na prawdę. - uśmiechnąłem się do ciebie czule. - Możesz pytać o co tylko chcesz i... - przełknąłem z trudem ślinę. - Ładnie ci w tej koszulce Exo. Ja też ich lubię. - powiedziałem. - A najbardziej ich piosenkę ,,Overdose''.
Patrzyłem na mężczyznę, jak zaczarowany, czując się tak, jakby ktoś przywalił mi łopatą w głowę. On lubił to samo co ja!
- Ja też! - odparłem podekscytowany, patrząc na ciebie z lśniącymi i dużymi oczyma, jak pięć złotych. - Niesamowite, że dopiero się poznaliśmy, a już okazuje się, że lubimy te same rytmy! Tak w ogóle, jestem Byun Baekhyun. - zaśmiałem się, i tak też zaczęliśmy powoli się poznawać, przechadzając się po plaży. To było w niektórych sytuacjach nieco przerażające, ale i niesamowite, że znalazłem wręcz... bratnią duszę? Ta, powiedzmy, że coś w tym stylu. - Gdzie tak w ogóle mieszkasz? Też w Bucheon? - zagadnąłem zaciekawiony, czując dziwnie zrelaksowany przy tobie.
Uśmiechałem się, jak wariat, czując się przy tobie tak bardzo szczęśliwy. Ty też taki byłeś. Tak cudownie było patrzeć na ciebie takiego. Chciałem cię takiego widzieć przez cały czas.
- Niestety nie. - westchnąłem. - Po tym tygodniu wracam do Seulu, ale... chcę wrócić. Za miesiąc czy coś. - powiedziałem - Ja... chciałbym cię spotkać jeszcze raz wiesz? - zapytałem i przygryzłem dolną wargę. - Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia i... uważam, że... jesteś na prawdę uroczy i przystojny. - powiedziałem myśląc, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Słysząc słowa mężczyzny, aż zrobiło mi się gorąco. Poliki piekły, a ja czułem się kolejny raz tak, jakbym dostał łopatą w głowę. To się nie działo naprawdę, co nie? To wszystko było takie zbyt cudowne.
- O jej, dziękuję! - odparłem widocznie zawstydzony twoimi słowami. - I naprawdę chciałbyś? - przygryzłem nieco swoją wargę. - Ja... ja też bym chciał. - odparłem w miarę spokojnie, starając się nie zacząć piszczeć, jak jakaś napalona sasaeng. - To może... wymienimy się numerami teflonów, albo Facebookiem? KakaoTalk może też, czy coś? - zagryzłem delikatnie swoją wargę, zatrzymując się, i patrząc na ciebie uważnie. - Ja... ja rozumiem, że ty też jesteś homoseksualny, prawda? - zagadnąłem, wpatrując się uważnie w jego oczy, które był dla mnie najpiękniejsze na świecie na daną chwilę.
- Tak jestem. - powiedziałem trochę onieśmielony i stanąłem na przeciwko ciebie. - Więc ja... nie mam Facebooka, ani innych, ale... założę go, jak tylko wrócę do domu i... zaproszę cię ok? - zapytałem i przygryzłem dolną wargę. Widocznie znów będę musiał udać się do Krisa, aby wyczarował mi to coś, abym mógł z tobą w ten sposób pisać. To było tak bardzo ekscytujące. Byłem chyba najszczęśliwszą istotą na świecie w tym momencie. Nieświadomy tego co robię, pogłaskałem cię po policzku, i aż moje ukryte skrzydła zadrżały. Twoja skóra była taka delikatna i miękka. Rozchyliłem usta patrząc na ciebie oniemiały. - Na prawdę jesteś piękny. - szepnąłem i z sercem bijącym jak dzwon, pocałowałem cię w gładki policzek - Um przepraszam. - zawstydziłem się i odsunąłem od ciebie.
Twoje słowa i gesty tak bardzo mnie onieśmielały. Zgryzłem nieco swoją wargę, i dostając jakiegoś kopa w tyłek od serca, wtuliłem się w twoje masywne ciało. Następnie ustałem mało wiele na palcach i znowu dostając jakiejś odwagi, ucałowałem kącik twoich ust. Kiedy się odsunąłem, zagryzłem nieco swoją wargę, i popatrzyłem na ciebie onieśmielony.
- Nie przepraszaj mnie za nic, jeśli tobie się podobam, i pragniesz mnie przytulić, i tak dalej, to zrób to. Bo w przeciwnym razie poczuję się tak, jakbyś tego żałował. - szepnąłem, i mało wiele ująłem twoją dłoń.
- Wow, jaka ciepła! - zaśmiałem się, i popatrzyłem na ciebie uważnie. - Wiem, że to głupie, ale.. proszę, obiecaj mi, że się do mnie odezwiesz, hmm? Proszę... może to będzie złudne, ale.. ale będę chociaż mógł przez chwile myśleć, że jestem dla kogoś ważny. - szepnąłem, a kiedy moje oczy niebezpiecznie się zaszkliły, spuściłem wzrok. - Ja... ja ci podam moje dane, abyś mógł mnie odnaleźć. Wiem, że cie nie znam, ty mnie też, a ja nieco zachowuję się, jak łatwowierne dziecko. Już chyba tak mam. - szepnąłem, i nieśmiało popatrzyłem na ciebie, kiedy moje oczy mniej błyszczały od gromadzących się łez.
- Bekkie~. - szepnąłem i znów pogładziłem twój policzek. - Na pewno się odezwę. Przyrzekam. - powiedziałem. - Ja... mam dokładnie tak samo, jak ty wiesz? - zaśmiałem się. - To... chyba zakochanie się od pierwszego wejrzenia. - przygryzłem dolną wargę. - I... życie jest krótkie prawda?- zapytałem przysuwając się do ciebie nieco. Po prostu musiałem . Musiałem to zrobić. Nachyliłem się i pocałowałem cię tak delikatnie, jak zawsze tego chciałem. - Tak bardzo się cieszę, że cię spotkałem. - powiedziałem, patrząc ci w twoje piękne oczy. - Jesteś urzeczywistnieniem moich marzeń i ideałów. - powiedziałem nie kontrolując już słów. Wpadłem w te miłość po uszy.
Również patrzyłem widocznie onieśmielony i zaskoczony w twoje oczy.
- Zawstydzasz mnie. - zachichotałem, i przygryzłem nieco wargę. Moje usta nadal nieco przyjemnie mrowiły po tym czułym pocałunku, jakim mnie obdarowałeś. Miałem nadzieję, że jednak to nie jest żadna zasadzka na mnie, w postaci takiego przystojniaka, jak ty, zorganizowana, przez Tao. Bałem się, że on i jego banda mogli maczać w tym palce, no ale... byłem niezmiernie omamiony osobą stojąca tak blisko mnie.
Trzymałem się mocno twojej białej koszulki przy torsie, zaślepiony twoim blaskiem, po czym sam nieco nieporadnie, zacząłem cię całować. Gdybym nie był tak onieśmielony i zachwycony twoją osobą, zapewne zauważyłbym od razu, że coś jest nie tak w twoim wyglądzie. Zauważyłbym, że byłeś ubrany tak, jak opisywał siebie mój Anioł Stróż.
,,Wiesz Byunnie. Jestem Aniołem. Widzę w ludziach i uczucia, i... podobasz mu się! On teraz jest na plaży, więc może... idź się z nim
spotkaj?''
Napisałem na piórku, przygryzając dolną wargę. Serce biło mi jak szalone i z tej radości, kompletnie zapomniałem, że będziemy się widzieć tylko przez tydzień lub nieco dłużej. Bowiem wypiłem jedną fiolkę, mając w zanadrzu jeszcze drugą.
,,No i jestem pewien, że on cię obroni, że nie pozwoli cie
nikomu skrzywdzić i na pewno cię uratuje.''
- Naprawdę mu się podobam? - szepnąłem, i przygryzłem nieco swoją wargę. W końcu mój uśmiech zaczął się poszerzać, a ja o mało nie posiadałem się z radości.
- Tak, pójdę do niego, i... zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie. - odparłem widocznie podekscytowany, po czym wstałem z łóżka. Chciałem się ciebie zapytać, czy taki ubiór, jaki miałem na sobie, jest w porządku, ale uznałem, że to byłoby ewidentną głupotą. W końcu nie czekając na twoją odpowiedź, wyszedłem normalnie z domku. Mój był najbliżej plaży, więc nieco się stresowałem, że zaraz ujrzę znowu tego przystojniaka. Nie mogłem w to uwierzyć, że i ja mu wpadłem w oko! Chyba los się do mnie uśmiechnął, na sam koniec szkoły!
W pewnej chwili zauważyłem osobę spacerującą po plaży. Uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej mężczyzny.
- Um, dzień dobry? Cześć? - zagadnąłem nieco skrępowany, drżącą dłonią masując swój kark. Miałem wrażenie, że zaraz padnę tam na zawał przed tobą, czego jeszcze nie byłem świadomy. Byłeś strasznie wysoki! Dopiero teraz to zauważyłem, że jesteś praktycznie o niecałą głowę większy. Czułem się przy tobie taki drobny i kruchy, zauważając również, że jesteś nieco wysportowany.
Uśmiechnąłem się do ciebie promiennie
- Hej~. - powiedziałem z delikatną czułością i delikatnością, mimo mojego niskiego i męskiego głosu. - Dobrze się czujesz? - zapytałem. - Wtedy tak szybko pobiegłeś do łazienki. - zaśmiałem się i podrapałem w kark.
Patrzyłem na ciebie uważnie i zawstydzony spuściłem wzrok, przygryzając nieco swoją wargę. Twój głos był taki cudowny, że aż zamarzyłem przez chwilę, że mógłbyś mi szeptać miłe słówka na dobranoc, i cały czas, przy jakiś czułościach.
- Oh, tak, jest ok. - odparłem i delikatnie się uśmiechnąłem. - Dziękuję za troskę, i opiekę nad nami. - uśmiechnąłem się, powoli idąc obok tego cudownego dryblasa, którym byłeś ty. Nie ma to, jak żyć z niewiedzą, że idziesz obok Anioła Stróża.
Zapadła między nami cisza, nieco krępująca, bynajmniej tak to widziałem ja. Nie wiedziałem, co mogłem zapytać. Byłem kompletnie zestresowany. Cóż, nie zawsze zakochuje się w tobie taki przystojniak, który od razu wpada ci w oko.
- T-to, ten, tego... - długo tu seonbae pracuje? - zagadnąłem, chcąc odnieść się grzecznie do niego, bowiem nie wiedziałem ile ma lat. - W ogóle dlaczego tu spacerujesz tak sam? - zadałem kolejne pytanie, a kiedy to do mnie doszło, że zaczynam powoli zalewać cię pytaniami, mocno ścisnąłem zamknięte powieki, przygryzając wargę. Ale dałem gafę! - Um, przepraszam... - szepnąłem i zwiesiłem głowę, patrząc pod nogi.
- Oh nic nie szkodzi. - powiedziałam, sam nie wiedząc co mam powiedzieć. Czułem, jak bardzo się stresujesz, a chciałem, abyś poczuł się przy mnie swobodniej - Tak, więc... pracuje, aby uzbierać na studia i mów mi po porostu... Park Chanyeol, a najlepiej to... tylko Chanyeol. - zarumieniłem się nieco i odwróciłem wzrok. Miałem nadzieję, że nie zobaczysz podobieństwa między mną, a twoim Aniołem którym tak na prawdę byłem. Byłoby źle. - Akurat pracuje tu przez ten tydzień co będzie tu twoja szkoła i... i potem mnie już nie będzie. - przygryzłem dolną wargę. Serce biło mi przy tobie, jak szalone. Wreszcie mogłem z tobą swobodnie porozmawiać. To było takie niesamowite. - I nie musisz się przy mnie tak krępować. Na prawdę. - uśmiechnąłem się do ciebie czule. - Możesz pytać o co tylko chcesz i... - przełknąłem z trudem ślinę. - Ładnie ci w tej koszulce Exo. Ja też ich lubię. - powiedziałem. - A najbardziej ich piosenkę ,,Overdose''.
Patrzyłem na mężczyznę, jak zaczarowany, czując się tak, jakby ktoś przywalił mi łopatą w głowę. On lubił to samo co ja!
- Ja też! - odparłem podekscytowany, patrząc na ciebie z lśniącymi i dużymi oczyma, jak pięć złotych. - Niesamowite, że dopiero się poznaliśmy, a już okazuje się, że lubimy te same rytmy! Tak w ogóle, jestem Byun Baekhyun. - zaśmiałem się, i tak też zaczęliśmy powoli się poznawać, przechadzając się po plaży. To było w niektórych sytuacjach nieco przerażające, ale i niesamowite, że znalazłem wręcz... bratnią duszę? Ta, powiedzmy, że coś w tym stylu. - Gdzie tak w ogóle mieszkasz? Też w Bucheon? - zagadnąłem zaciekawiony, czując dziwnie zrelaksowany przy tobie.
Uśmiechałem się, jak wariat, czując się przy tobie tak bardzo szczęśliwy. Ty też taki byłeś. Tak cudownie było patrzeć na ciebie takiego. Chciałem cię takiego widzieć przez cały czas.
- Niestety nie. - westchnąłem. - Po tym tygodniu wracam do Seulu, ale... chcę wrócić. Za miesiąc czy coś. - powiedziałem - Ja... chciałbym cię spotkać jeszcze raz wiesz? - zapytałem i przygryzłem dolną wargę. - Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia i... uważam, że... jesteś na prawdę uroczy i przystojny. - powiedziałem myśląc, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Słysząc słowa mężczyzny, aż zrobiło mi się gorąco. Poliki piekły, a ja czułem się kolejny raz tak, jakbym dostał łopatą w głowę. To się nie działo naprawdę, co nie? To wszystko było takie zbyt cudowne.
- O jej, dziękuję! - odparłem widocznie zawstydzony twoimi słowami. - I naprawdę chciałbyś? - przygryzłem nieco swoją wargę. - Ja... ja też bym chciał. - odparłem w miarę spokojnie, starając się nie zacząć piszczeć, jak jakaś napalona sasaeng. - To może... wymienimy się numerami teflonów, albo Facebookiem? KakaoTalk może też, czy coś? - zagryzłem delikatnie swoją wargę, zatrzymując się, i patrząc na ciebie uważnie. - Ja... ja rozumiem, że ty też jesteś homoseksualny, prawda? - zagadnąłem, wpatrując się uważnie w jego oczy, które był dla mnie najpiękniejsze na świecie na daną chwilę.
- Tak jestem. - powiedziałem trochę onieśmielony i stanąłem na przeciwko ciebie. - Więc ja... nie mam Facebooka, ani innych, ale... założę go, jak tylko wrócę do domu i... zaproszę cię ok? - zapytałem i przygryzłem dolną wargę. Widocznie znów będę musiał udać się do Krisa, aby wyczarował mi to coś, abym mógł z tobą w ten sposób pisać. To było tak bardzo ekscytujące. Byłem chyba najszczęśliwszą istotą na świecie w tym momencie. Nieświadomy tego co robię, pogłaskałem cię po policzku, i aż moje ukryte skrzydła zadrżały. Twoja skóra była taka delikatna i miękka. Rozchyliłem usta patrząc na ciebie oniemiały. - Na prawdę jesteś piękny. - szepnąłem i z sercem bijącym jak dzwon, pocałowałem cię w gładki policzek - Um przepraszam. - zawstydziłem się i odsunąłem od ciebie.
Twoje słowa i gesty tak bardzo mnie onieśmielały. Zgryzłem nieco swoją wargę, i dostając jakiegoś kopa w tyłek od serca, wtuliłem się w twoje masywne ciało. Następnie ustałem mało wiele na palcach i znowu dostając jakiejś odwagi, ucałowałem kącik twoich ust. Kiedy się odsunąłem, zagryzłem nieco swoją wargę, i popatrzyłem na ciebie onieśmielony.
- Nie przepraszaj mnie za nic, jeśli tobie się podobam, i pragniesz mnie przytulić, i tak dalej, to zrób to. Bo w przeciwnym razie poczuję się tak, jakbyś tego żałował. - szepnąłem, i mało wiele ująłem twoją dłoń.
- Wow, jaka ciepła! - zaśmiałem się, i popatrzyłem na ciebie uważnie. - Wiem, że to głupie, ale.. proszę, obiecaj mi, że się do mnie odezwiesz, hmm? Proszę... może to będzie złudne, ale.. ale będę chociaż mógł przez chwile myśleć, że jestem dla kogoś ważny. - szepnąłem, a kiedy moje oczy niebezpiecznie się zaszkliły, spuściłem wzrok. - Ja... ja ci podam moje dane, abyś mógł mnie odnaleźć. Wiem, że cie nie znam, ty mnie też, a ja nieco zachowuję się, jak łatwowierne dziecko. Już chyba tak mam. - szepnąłem, i nieśmiało popatrzyłem na ciebie, kiedy moje oczy mniej błyszczały od gromadzących się łez.
- Bekkie~. - szepnąłem i znów pogładziłem twój policzek. - Na pewno się odezwę. Przyrzekam. - powiedziałem. - Ja... mam dokładnie tak samo, jak ty wiesz? - zaśmiałem się. - To... chyba zakochanie się od pierwszego wejrzenia. - przygryzłem dolną wargę. - I... życie jest krótkie prawda?- zapytałem przysuwając się do ciebie nieco. Po prostu musiałem . Musiałem to zrobić. Nachyliłem się i pocałowałem cię tak delikatnie, jak zawsze tego chciałem. - Tak bardzo się cieszę, że cię spotkałem. - powiedziałem, patrząc ci w twoje piękne oczy. - Jesteś urzeczywistnieniem moich marzeń i ideałów. - powiedziałem nie kontrolując już słów. Wpadłem w te miłość po uszy.
Również patrzyłem widocznie onieśmielony i zaskoczony w twoje oczy.
- Zawstydzasz mnie. - zachichotałem, i przygryzłem nieco wargę. Moje usta nadal nieco przyjemnie mrowiły po tym czułym pocałunku, jakim mnie obdarowałeś. Miałem nadzieję, że jednak to nie jest żadna zasadzka na mnie, w postaci takiego przystojniaka, jak ty, zorganizowana, przez Tao. Bałem się, że on i jego banda mogli maczać w tym palce, no ale... byłem niezmiernie omamiony osobą stojąca tak blisko mnie.
Trzymałem się mocno twojej białej koszulki przy torsie, zaślepiony twoim blaskiem, po czym sam nieco nieporadnie, zacząłem cię całować. Gdybym nie był tak onieśmielony i zachwycony twoją osobą, zapewne zauważyłbym od razu, że coś jest nie tak w twoim wyglądzie. Zauważyłbym, że byłeś ubrany tak, jak opisywał siebie mój Anioł Stróż.
♠
Wszyscy zgromadzeni siedzieli przy jednym dużym ognisku. Rozmawiałem sobie nieco z Junmyeonem i Kyungsoo, co jakiś czas zerkając na ciebie. Nawet nie miałem pojęcia, że cudownie tańczący ogień w spalenisku jest twoją sprawką.
Przygryzłem nieco wargę, kiedy co jakiś czas nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie mogłem w to uwierzyć, że chyba właśnie znalazłem wspaniałą osobę, dla której chciałem być ważny, i tak samo ona dla mnie. W pewnym momencie mój wzrok powędrował na Tao i jego paczkę, siedzących nieco dalej. Wręcz od razu mój oddech się zatrzymał, kiedy zauważyłem ten jego perfidny uśmieszek. Zauważył... zauważył to, że mnie i ciebie coś łączy! Wspaniale, teraz to już w ogóle nie dadzą mi żyć!
Wiedząc do czego są zdolni, aż zacząłem się bać, że mogliby zrobić mi krzywdę. Nawet mój cholerny Anioł Stróż pewnie mi nie pomoże...
Przełknąłem ciężko ślinę i wręcz od razu posmutniałem. Chciałem spojrzeć na ciebie, pokazać ci, że się czegoś boję, ale nie było cie już przy ognisku. Zacząłem się nieco nerwowo rozglądać, i zauważyłem, jak idziesz z jakimś nauczycielem w stronę jednego z domków. Chyba stołówki. Moje serce zabiło niebezpiecznie szybko, kiedy usłyszałem parszywe śmiechy bandy Tao.
- Idziecie może już do domku?- zagadnąłem do chłopaków, jednak oni popatrzyli na mnie, jak na idiotę. Już wiedziałem, że nie pójdą.
- No coś ty Byun! Jest bardzo fajnie! - odparł wesoło Jun. - A czemu pytasz? Chcesz wracać?
- Tak.
- Dlaczego? - wtrącił się do rozmowy wielkooki.
- Bo... Bo źle się czuję. - odparłem cichutko, czując, jak cały wręcz dygocze. Miałem nadzieję, że chłopacy nie zauważą tego, bo uznaliby zapewne, że to od zimna, a nie strachu.
Znowu zacząłem się rozglądać, ale ciebie nigdzie nie było. Westchnąłem zaniepokojony, i korzystając z nieuwagi Tao i reszty, czmychnąłem w stronę domku. Na moje nieszczęście nie zauważyłem, jak Kai wyszedł wcześniej, przez co trafiłem na niego.
- Proszę, proszę. Kogo moje oczy widzą. - zaśmiał się wrednie, i zaczął podchodzić w moją stronę. Osłupiałem wręcz na jego widok, jednak im był bliżej, tym zacząłem się cofać. Kiedy się odwróciłem, z zamiarem puszczenia się do biegu, wpadłem na Luhana.
- Gdzie uciekasz, kurduplu? - zaśmiał się, a ja wręcz pobladłem, kiedy chwycił mnie mocno za ramiona. Byłem sam, i nikt nie mógł mi pomóc. Bałem się, że oni mi coś zrobią. Byli nieobliczalni.
- No kto by pomyślał, że nasz mały cukiereczek jest gejem! - zakpił Sehun, mierzwiąc mi nieco włosy.
- P-proszę, zostawicie mnie. - szepnąłem ze zwieszoną głową, bojąc się spojrzeć na któregoś z nich.
- Oh, nie martw się, zostawimy cię, ale dopiero po małej zabawie. - Tao popatrzył sugestywnie na swoich kumpli, a mi, aż zaschło w gardle na myśl co oni planują zrobić. - Co wy na to chłopacy? Jeśli tak lubi kutasy, to może damy mu te przyjemność? - zagadnął, i klepnął mnie w tyłek. - Mm, mam nadzieję, że jesteś ciaśniutki. - mruknął mi do ucha, a mnie aż strach przeleciał. Zacząłem się wierzgać, i próbować krzyczeć.
- Zostawcie mnie! Pomocy! Chanyeol! - krzyczałem, jednak oni sprawnie mnie ogłuszyli, a raczej Luhan, dając mi z pięści w twarz. Opadłem wręcz, aż na piasek, i stęknąłem z bólu, kiedy Kai kopnął mnie w brzucho. - Zostawcie mnie! - wrzasnąłem.
- Zabierzcie go na tyły. - zarządził Huang, więc kiedy jeden z nich próbował mnie podnieść, ugryzłem go, po czym dziękując swojemu sprytowi, wstałem sprawnie i zacząłem uciekać w głąb lasu. Tak byłem idiotą, że nie pobiegłem w stronę ogniska, ale Kai z Sehunem zatarasowali mi jedyne wyjście...
Biegnąc przed siebie, słyszałem, jak oni rzucili się za mną biegiem, więc przyspieszyłem. Z każdą sekundą siły mi słabły, a oni byli coraz bliżej. Każdy z nich coś robił, jak nie tańczył, to uprawiał sztuki walki, więc byli sprawniejsi ode mnie. W końcu potknąłem się o konar drzewa. Przez nieco załzawione oczy praktycznie ledwo co widziałem. Do tego jakaś gałąź zraniła mnie chyba w kostkę, bo tamto miejsce strasznie mnie piekło.
Słysząc szelest runa leśnego, poderwałem się na równe nogi i dalej starałem siebie ile sił. Zipałem coraz to bardziej, a sił mi ubywało. W końcu wybiegłem na jakąś skarpę. Byłem w czarnej dupie, ewidentnie. Teraz to już w ogóle zrobią z mojego odbytu garaż dla samochodu i tunel dla metra w jednym. Podszedłem bliżej skarpy, i zauważyłem tam tylko obijającą się o nią wodę. Zero głazów i innych wyłaniających się z wody, rzeczy. Byłem ciekaw, czy jeśli bym stąd skoczył, zabiłbym się. W sumie... jeśli by mnie zgwałcili, to i tak bym to zrobił. Nawet jeśli mój Anioł Stróż by był na mnie zły. Jednak... jemu było łatwiej mówić, bo nie musiałby znosić wyśmiewania na każdym kroku.
- O tu jesteś. - odparł w końcu Tao, kiedy cała zdyszana zgraja na jego czele mnie znalazła. Ja również łapałem łapczywie powietrze, trzęsąc się przed nimi, jak galareta. Zrobiłem krok do tyłu, a oni się temu wszystkiemu przyglądali. Czułem, że... że to już koniec. Znowu kolejny raz zaczęli ze mnie kpić. Śmiali się i sami nakręcali bym skoczył, kiedy pogroziłem im, że to zrobię, jeśli mnie nie zostawią. Doprawdy, co za nieodpowiedzialna banda idiotów.
W końcu zaczęli podchodzić coraz to bliżej, a ja poczułem w pewnym momencie, że już nie mam gdzie uciekać. Było koniec urwiska. Miałem teraz wybór, albo skoczyć, i liczyć na szybką śmierć, bo wątpiłem bym to przeżył, albo oddać się im, cierpieć i dopiero popełnić samobójstwo. Jakoś... pierwsza opcja była mi bardziej łagodniejsza. Nim zdążyli dojść do mnie ostatecznie, zamknąłem powieki, i zacząłem się modlić, przepraszając przy okazji innych, jak moich rodziców, przyjaciół, czy nawet nowo poznanego ciebie. Miałem nadzieję, że moje życie nabierze sensu po tej szkole, będę miał nową miłość w twojej postaci, ale łudziłem się. Widocznie byłem urodzony, by znosić ból, ośmieszenie i szyderstwo. W końcu niewiele myśląc, chciałem skoczyć, ale oni zaczęli mnie łapać, i próbować przewalić na ziemię. Nie ratowali mnie, bo zauważyli, że mówiłem całkiem serio. Ratowali, bo chcieli zrobić ze mnie jeszcze większego kozła ofiarnego. W końcu przez popychanie i szarpanie się wyszło tak, że i tak to ja straciłem równowagę, i zsunąłem się z urwiska. Kai w ostatniej chwili się odratował, dzięki kumplom, inaczej wypadłby zapewne ze mną. Patrzyłem na nich w locie, spadając w dół urwiska. Krzyczeli coś i zaczęli się popychać nawzajem, a ja... Ja ujrzałem w pewnym momencie coś na niebie, jakby ognistego. Uśmiechnąłem się kpiąco, bo przez myśl mi przeszło, że to może być mój Anioł Stróż. Zamknąłem powieki czując się wolny, wyczekując na śmierć, a po moim policzku nieco koślawo popłynęła łza. Poczułem mocne uderzenie w okolicach pleców, jakbym co najmniej spadł na coś twardego. W końcu poczułem, jak zanurzam się w wodzie, a w raz z dziwnym ukojeniem, traciłem przytomność, ostatecznie widząc już ciemność. Umarłem, na pewno umarłem...
Przygryzłem nieco wargę, kiedy co jakiś czas nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie mogłem w to uwierzyć, że chyba właśnie znalazłem wspaniałą osobę, dla której chciałem być ważny, i tak samo ona dla mnie. W pewnym momencie mój wzrok powędrował na Tao i jego paczkę, siedzących nieco dalej. Wręcz od razu mój oddech się zatrzymał, kiedy zauważyłem ten jego perfidny uśmieszek. Zauważył... zauważył to, że mnie i ciebie coś łączy! Wspaniale, teraz to już w ogóle nie dadzą mi żyć!
Wiedząc do czego są zdolni, aż zacząłem się bać, że mogliby zrobić mi krzywdę. Nawet mój cholerny Anioł Stróż pewnie mi nie pomoże...
Przełknąłem ciężko ślinę i wręcz od razu posmutniałem. Chciałem spojrzeć na ciebie, pokazać ci, że się czegoś boję, ale nie było cie już przy ognisku. Zacząłem się nieco nerwowo rozglądać, i zauważyłem, jak idziesz z jakimś nauczycielem w stronę jednego z domków. Chyba stołówki. Moje serce zabiło niebezpiecznie szybko, kiedy usłyszałem parszywe śmiechy bandy Tao.
- Idziecie może już do domku?- zagadnąłem do chłopaków, jednak oni popatrzyli na mnie, jak na idiotę. Już wiedziałem, że nie pójdą.
- No coś ty Byun! Jest bardzo fajnie! - odparł wesoło Jun. - A czemu pytasz? Chcesz wracać?
- Tak.
- Dlaczego? - wtrącił się do rozmowy wielkooki.
- Bo... Bo źle się czuję. - odparłem cichutko, czując, jak cały wręcz dygocze. Miałem nadzieję, że chłopacy nie zauważą tego, bo uznaliby zapewne, że to od zimna, a nie strachu.
Znowu zacząłem się rozglądać, ale ciebie nigdzie nie było. Westchnąłem zaniepokojony, i korzystając z nieuwagi Tao i reszty, czmychnąłem w stronę domku. Na moje nieszczęście nie zauważyłem, jak Kai wyszedł wcześniej, przez co trafiłem na niego.
- Proszę, proszę. Kogo moje oczy widzą. - zaśmiał się wrednie, i zaczął podchodzić w moją stronę. Osłupiałem wręcz na jego widok, jednak im był bliżej, tym zacząłem się cofać. Kiedy się odwróciłem, z zamiarem puszczenia się do biegu, wpadłem na Luhana.
- Gdzie uciekasz, kurduplu? - zaśmiał się, a ja wręcz pobladłem, kiedy chwycił mnie mocno za ramiona. Byłem sam, i nikt nie mógł mi pomóc. Bałem się, że oni mi coś zrobią. Byli nieobliczalni.
- No kto by pomyślał, że nasz mały cukiereczek jest gejem! - zakpił Sehun, mierzwiąc mi nieco włosy.
- P-proszę, zostawicie mnie. - szepnąłem ze zwieszoną głową, bojąc się spojrzeć na któregoś z nich.
- Oh, nie martw się, zostawimy cię, ale dopiero po małej zabawie. - Tao popatrzył sugestywnie na swoich kumpli, a mi, aż zaschło w gardle na myśl co oni planują zrobić. - Co wy na to chłopacy? Jeśli tak lubi kutasy, to może damy mu te przyjemność? - zagadnął, i klepnął mnie w tyłek. - Mm, mam nadzieję, że jesteś ciaśniutki. - mruknął mi do ucha, a mnie aż strach przeleciał. Zacząłem się wierzgać, i próbować krzyczeć.
- Zostawcie mnie! Pomocy! Chanyeol! - krzyczałem, jednak oni sprawnie mnie ogłuszyli, a raczej Luhan, dając mi z pięści w twarz. Opadłem wręcz, aż na piasek, i stęknąłem z bólu, kiedy Kai kopnął mnie w brzucho. - Zostawcie mnie! - wrzasnąłem.
- Zabierzcie go na tyły. - zarządził Huang, więc kiedy jeden z nich próbował mnie podnieść, ugryzłem go, po czym dziękując swojemu sprytowi, wstałem sprawnie i zacząłem uciekać w głąb lasu. Tak byłem idiotą, że nie pobiegłem w stronę ogniska, ale Kai z Sehunem zatarasowali mi jedyne wyjście...
Biegnąc przed siebie, słyszałem, jak oni rzucili się za mną biegiem, więc przyspieszyłem. Z każdą sekundą siły mi słabły, a oni byli coraz bliżej. Każdy z nich coś robił, jak nie tańczył, to uprawiał sztuki walki, więc byli sprawniejsi ode mnie. W końcu potknąłem się o konar drzewa. Przez nieco załzawione oczy praktycznie ledwo co widziałem. Do tego jakaś gałąź zraniła mnie chyba w kostkę, bo tamto miejsce strasznie mnie piekło.
Słysząc szelest runa leśnego, poderwałem się na równe nogi i dalej starałem siebie ile sił. Zipałem coraz to bardziej, a sił mi ubywało. W końcu wybiegłem na jakąś skarpę. Byłem w czarnej dupie, ewidentnie. Teraz to już w ogóle zrobią z mojego odbytu garaż dla samochodu i tunel dla metra w jednym. Podszedłem bliżej skarpy, i zauważyłem tam tylko obijającą się o nią wodę. Zero głazów i innych wyłaniających się z wody, rzeczy. Byłem ciekaw, czy jeśli bym stąd skoczył, zabiłbym się. W sumie... jeśli by mnie zgwałcili, to i tak bym to zrobił. Nawet jeśli mój Anioł Stróż by był na mnie zły. Jednak... jemu było łatwiej mówić, bo nie musiałby znosić wyśmiewania na każdym kroku.
- O tu jesteś. - odparł w końcu Tao, kiedy cała zdyszana zgraja na jego czele mnie znalazła. Ja również łapałem łapczywie powietrze, trzęsąc się przed nimi, jak galareta. Zrobiłem krok do tyłu, a oni się temu wszystkiemu przyglądali. Czułem, że... że to już koniec. Znowu kolejny raz zaczęli ze mnie kpić. Śmiali się i sami nakręcali bym skoczył, kiedy pogroziłem im, że to zrobię, jeśli mnie nie zostawią. Doprawdy, co za nieodpowiedzialna banda idiotów.
W końcu zaczęli podchodzić coraz to bliżej, a ja poczułem w pewnym momencie, że już nie mam gdzie uciekać. Było koniec urwiska. Miałem teraz wybór, albo skoczyć, i liczyć na szybką śmierć, bo wątpiłem bym to przeżył, albo oddać się im, cierpieć i dopiero popełnić samobójstwo. Jakoś... pierwsza opcja była mi bardziej łagodniejsza. Nim zdążyli dojść do mnie ostatecznie, zamknąłem powieki, i zacząłem się modlić, przepraszając przy okazji innych, jak moich rodziców, przyjaciół, czy nawet nowo poznanego ciebie. Miałem nadzieję, że moje życie nabierze sensu po tej szkole, będę miał nową miłość w twojej postaci, ale łudziłem się. Widocznie byłem urodzony, by znosić ból, ośmieszenie i szyderstwo. W końcu niewiele myśląc, chciałem skoczyć, ale oni zaczęli mnie łapać, i próbować przewalić na ziemię. Nie ratowali mnie, bo zauważyli, że mówiłem całkiem serio. Ratowali, bo chcieli zrobić ze mnie jeszcze większego kozła ofiarnego. W końcu przez popychanie i szarpanie się wyszło tak, że i tak to ja straciłem równowagę, i zsunąłem się z urwiska. Kai w ostatniej chwili się odratował, dzięki kumplom, inaczej wypadłby zapewne ze mną. Patrzyłem na nich w locie, spadając w dół urwiska. Krzyczeli coś i zaczęli się popychać nawzajem, a ja... Ja ujrzałem w pewnym momencie coś na niebie, jakby ognistego. Uśmiechnąłem się kpiąco, bo przez myśl mi przeszło, że to może być mój Anioł Stróż. Zamknąłem powieki czując się wolny, wyczekując na śmierć, a po moim policzku nieco koślawo popłynęła łza. Poczułem mocne uderzenie w okolicach pleców, jakbym co najmniej spadł na coś twardego. W końcu poczułem, jak zanurzam się w wodzie, a w raz z dziwnym ukojeniem, traciłem przytomność, ostatecznie widząc już ciemność. Umarłem, na pewno umarłem...
C.D.N
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak tak możesz? Urywać historie w takim momencie? Ty chyba chcesz mnie torturować.. Tak, to pewnie twój pomysł bym cierpiał czekając na kolejną część xD W nocy wymyśliłem chyba ze sto kontynuacji ale chcę znać tą prawdziwą.
OdpowiedzUsuńHistoria jest ciekawa, naprawdę mnie wciągnęła i to do tego stopnia że gdy się przebietałem zacząłem się zastanawiać czy mój anioł stróż na mnie patrzy xD (jestem nienormalny, wiem xD).
Zdziwiło mnie to, że za każdym razem gdy coś się działo i myślałem o tym w swojej głowie, to za chwile to samo Baekhyun myślał tu. (takie creepy trochę xD).
No i oczywiście dziękuję za dedykację i za waszą ciężką pracę. Było warto, bo to co stworzyliście jest cudowne! Czekam na więcej wiec hwaiting i życzę weny!^^ ~Dzieciak Baekhyun
Boże... co ja mam powiedzieć? Zakrztusiłam się własną śliną prawie.
OdpowiedzUsuńNAJLEPSZE YAOI JAKIE CZYTAŁAM! <33 BOŻE BOŻE BOŻE... CUDO <3 KOCHAM *.* ! Kiedy czytałam... z oczu poleciały mi łzy. Nigdy nie widziałam takiego opowiadania. I chyba jeszcze raz Ci to napiszę; CUDOO, NOO! ;w;
Ale wiesz... zniszczyłaś mi psychikę, bo no... to już długa historia, ale ok xD
Na mnie źle wpływają opowiadania z czymś nadnaturalnym, fantastycznym... bo potem sobie wyobrażam nie wiem co .___. I podobnie jak kolega powyżej (XD) myślałam, czy ja mam jakiegoś Anioła Stróża i patrzy jak idę się kąpać >__<
No i ogółem... zastanawiam się teraz, czy obok mnie jest może ktoś taki, a ja o tym nawet nie wiem T_T BŁAGAM NAPISZ JAK NAJSZYBCIEJ KOLEJNĄ CZĘŚĆ! :333
CZEKAM! HWAITING ^ ^
Trochę mi zajęło nim przeczytałam cały. Czytałam go na kilka rat. Rozdział był bardzo długi a ja miałam bardzo mało czasu, ale teraz będę miała go aż za długo... o ironio. No ale nie gadając o sobie przechodzę do rozdziału: (z góry przepraszam jeśli komentarz będzie z dupy, ale cała moja wena poszła na napisanie rozdziału ;<) Może najpierw trochę ponarzekam? Tak wiem, czasami muszę, nie znienawidź mnie. D: Chociaż może to nie tyle marudzenie co pewne zwątpienie? Bo Chan wymieniał, że jego przyjaciel anioł Luhan(...) no a potem kilka linijek dalej znowu jest wspomniany Lu. Nie wiem czy to celowo czy może ma jakiś związek z fabułą, póki co tylko tak się przyczepiam.
OdpowiedzUsuńA poza tym wkręciłam się w fabułę i niechętnie odrywałam. Co prawda było kilka błędów, ale przymykało się na to oko czytając. No i podoba mi się koncepcja aniołów stróżów. Bardzo mi szkoda było ich obu na początku rozdziału, ale z czasem jak zaczęli ze sobą "rozmawiać" zrobiło mi się ciepło na serduszku aby potem się całkowicie rozczulić. Jednak nie podoba mi się takie zakończenie! Na szczęście jest już drugi rozdział, który pewnie dzisiaj zacznę czytać, ale skończe już innego dnia. Do tego przez całe czytanie w słuchawkach leciała mi muzyka więc jeszcze bardziej się wciągnęłam w czytanie. No i pojawił się Taemin! (tak, mam ostatnio jakąś fazę na niego, a niestety nie mam gdzie o nim pisać ;<) Ciekawe przez kogo upadł >D hehe, nie no dobra, odbiegam bardzo od głównych postaci D ; Jestem pewna, że to ognisko które wtedy zobaczył to Chanyeol i ten go uratuje (samospoiler XD) W sumie nie jestem pewna co jeszcze napisać...chciałam tyle przelać w ten komentarz, ale kiepsko mi to wyszło ;< Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. To pewnie przez to czytanie na raty nie umiem wyskubać czegoś porządnego.
Lecę czytać kolejną część~!
Nie jestem ani zła, i wszystko wybaczam! ^^ Ciesze się, że znalazłaś chociaż chwilę czasu na przeczytanie tego, nawet jeśli to było na raty. :P I ja już wiem co Ci za 2Min chodzi po głowie związany z upadkiem Tae, haha. :P Zboczuszek. <3
UsuńNo cóż podejrzewam, że trochę opadłam z pisaniem, mimo iż dzień w dzień piszę z Fumi jakieś opowiadania dłuższe. :/ Ja sama narzekam teraz na brak weny. To pewnie przez ten rok, bo w tamtym miałam o wiele większą werwę do pisania! ;___;
Sam nie wiem, co Ci jeszcze odpisać... Mam nadzieję, że II cz. też się spodoba, wciągnie cię i ogólnie cały pomysł na opowiadanie. ;) Pozdrawiam, i ja też idę do Ciebie czytać, hue hue. :3
Aw, zacznę od tego, że Baekyeol to obok Kaisoo mój ukochany pairing z Exo <3 Wyobrażanie sobie Chanyeola w roli aniołka, magia, naprawdę.
OdpowiedzUsuńNo, na ogół mam z tym spore problemy (bo feelsy), ale postaram się, żeby ten komentarz był rzeczowy i ogarnięty. Zobaczymy jak mi wyjdzie >.<
Fabuła- spodobał mi się pomysł- jak już właśnie pisałam, Chanyeol jako anioł do mnie przemawia, sama nie wiem czemu, ale tak właśnie jest. Podoba mi się to, jak uchwyciłaś ich charaktery; to, że Chanyeolowi tak zależy na Baekhyunie, i samotność samego Baekhyuna. To, że Channie jako anioł ma jakieś dodatkowe moce również mi się spodobało, bo to wykorzystałaś w konkretnych sytuacjach. Zrobił na mnie wrażenie opis uczuć Chanyeola, gdy Baekhyun został pobity; jego cierpienie spowodowane niemocą. Ten gang, Jongin, Tao, Sehun i Luhan, hm, to też uważam za plus, tym bardziej ich późniejszą reakcję na homoseksualizm Baekhyuna- naprawdę lubię to rozwiązanie (chociaż łamie mi serce, biedny Baekkie), bo jest bardziej realistyczne, niż ogólna aprobata społeczna (bądźmy szczerzy, jest nieosiągalna, a czytałam wiele opowiadań z taką właśnie sytuacją). Nie mogę ci tylko wybaczyć umieszczenia w tej szajce Jongina... okej, wiem, ze to wredota >.< Wracając do tematu... Sam pomysł z tą ich rozmową jest świetny, bo według mnie jest już sygnałem, że Chanyeol wkracza na drogę, z której zapewne odwrotu nie będzie; i jest to już czytelny dowód siły jego uczuć, skoro zaczyna łamać święte zasady. Dalej - aw, Kris <3 To, jak wykreowałaś jego postać, to również baaardzo przypadło mi do gustu, bo zachowałaś coś z jego charakteru, a jednocześnie ma on całkiem nowe jego rysy (nęka mnie tylko pytanie, dla kogo on do tego stopnia stracił głowę). No i szczery, rzetelny, jak mi się wydaje osąd sytuacji, który wygłasza. Sama wycieczka, cóż... zauroczyło mnie to spotkanie Chanyeola i Baekhyuna, jest przeurocze, ta ich nieśmiałość i zakłopotanie. Pod koniec zrobiło się dramatycznie, ale jakby nie patrzeć, przecież o to właśnie chodzi (zaraz lecę czytać drugą część). Fabuła jest dla mnie ogromnym plusem, naprawdę mnie wciągnęła, widać uczucia pomiędzy głównym bohaterami.
Mam uwagę co do układu- ogólnie ten podział na odczucia Baekhyuna i Chanyeola również przypadł mi do gustu- tym bardziej, uniknęłaś czegoś, z czym się już spotkałam, a mianowicie powtarzania przez dwie osoby tego samego wydarzenia. Okej, jest to może ciekawy zabieg, ale w przypadku jednego fragmentu, nie całego zdania. Ty natomiast zrobiłaś to harmonijnie, tak, że możemy poznać historię z obu perspektyw, jednocześnie nie nudząc się powtarzalnością. Moja krytyka dotyczy natomiast- tego, że pomiędzy kolejnymi częściami nie ma większego odstępu- powiem szczerze, że trochę niewygodnie mi się przez to czytało; a drugi zarzut to to, że uważam za niepotrzebny podział podczas rozmowy Chanyeola z Krisem, pogubiłam się tam trochę.
Inne moje uwagi- trochę kuleje interpunkcja, ale nie na tyle, żeby odbiór tekstu był niemożliwy, no ale niemniej. Zdarzają ci się powtórzenia wyrazowe, męczy mnie to trochę, tym bardziej, że część można wyeliminować, np:
"Ujrzałem tam kilka żyletek ojca. Kolejny raz zastanawiałem się, czy pocięcie się nie sprawi mi ulgi. Wyjąłem żyletkę, i zacząłem się jej uważnie przyglądać."
Dalej-
"To naprawdę nie jest nic fajnego i raczej nie chciałem tego doświadczyć."
Przyczepię się tu do słowa "fajnego", bo jest to dla mnie trochę jak złamanie zasady decorum; użycie kolokwializmu do opisania sytuacji nadnaturalnej, i dość poważnej, patetycznej.
Zdarza się, że mylisz końcówki, albo zjadasz literki; to drobne błędy, mnie też zawsze uciekają ;.;
Ogólnie podsumowując, podoba mi się twój styl, jedynie techniczna strona czasami kuleje, ale nie razi mnie to aż tak, więc wszystko jest na plus. No, tu tyle, a teraz lecę do 2 części :3
Aha, zapomniałam jeszcze dodać, że bardzo mi się spodobał opis piór Chanyeola- na początku wydało mi się dziwne, że nie są białe, ale później trafiło, i naprawdę zrobił na mnie wrażenie sam pomysł :3
Usuń