Prace zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Uszanuj moją pracę, jak i czas spędzony na pisaniu tego, i nie umieszczaj ich na innych stronach! Dziękuje! :D

piątek, 13 czerwca 2014

Jin ( BTS) / +16 - Ucieczka, zbiry i inne atrakcje.

Witam! :)
A więc postanowiłam, że pierwszym na odstrzale będzie Jin z BTS. Zaczynam się z chłopakami zapoznawać, więc pomyślałam, że fajnie byłoby go wziąć pierwszego. Scenariusz dedykowany Olie. :)
Pragnę od razu was przeprosić, że tak długo znowu nic nie dodawałam. Jednak od razu zaznaczam, że z postami pewnie, i tak będzie, jak na razie kiepsko. :( Trudno jest mi teraz ogarnąć dwa blogi, w tym dwa opka i tak dalej. I tak zawieszę przynajmniej NW na jakiś czas, niestety, jak i opko na I blogu. ;/ Do tego dochodzi czasem ten cholerny leń, brak czasu i chwilowo małe komplikacje rodzinne, które no... wyzbywają się tego mojego zapału do pisania... Poza tym jest ciepło, więc człowiek częściej, gdzieś wychodzi, wyjeżdża, i tak dalej.  
Co do scenariuszy... napiszę jedynie 6, jak na razie 3, są ''zamówione'' bo niektóre osoby źle zrozumiały i dla spokoju ducha już je przyjmę. XD ( Od razu zaznaczam, że nic nie przyjmuję na daną chwilę! ) Co do one shota... W sumie dostałam 4 propozycje: MinKey, 2Min, KaiSoo i JongKey. Żadna się nie powtórzyła, więc myślę, że one shoty sobie na razie odpuszczę. Jednak jeśli ktoś chce, to niech napiszę, który z tej 4 mu najbardziej odpowiada. Może, jak będę miała większy zapał i mniej do nadrobienia, coś tam kiedyś nabazgram z owym paringiem. Jednak jeśli znowu przynajmniej nie będzie dwóch powtórzeń, to nic nie wybiorę. Wybaczcie, i mam nadzieję, że zrozumiecie, że notki nie będą na razie często się pojawiać. Ciężko jest mi się uporać z tymi wszystkimi zaległościami. Jednak postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy! Aja! Aja! Hwaiting! Keke XD



~*~



- ____, kochanie! Chhakama! To nie tak, jak myślisz! - krzyknąłem za tobą, jednak ty nie słuchałaś. Po tym, jak usłyszałaś, kiedy mówię do słuchawki: ,,Też cię kocham najpiękniejsza", wybiegłaś ze łzami w oczach z naszego nowego mieszkania. Jak zwykle zrozumiałaś coś źle, i nie pozwoliłaś mi na wyjaśnienia - Cholera jasna. - mruknąłem i niewiele myśląc, ubrałem szybko buty i pobiegłem za tobą. Żałowałem tego, że oboje mieszkaliśmy na obrzeżach, gdzie jest albo pełno uliczek, albo krzaków i innych cholernych pierdół. Mimo, iż wybiegłem wręcz za tobą, to i tak straciłem cię z pola widzenia. Wyjąłem szybko telefon. Ściemniało się, a tobie zachciało się gdzieś szlajać, bo weszłaś do naszej sypialni w nieodpowiednim momencie. Jeden sygnał, drugi, trzeci, a ty nadal nie odbierałaś. W końcu po ostatnim sygnale włączyła się poczta. Przekląłem i złapałem się za włosy. Ściemniało się coraz bardziej, a ty nadal byłaś dla mnie nieuchwytna. Zdesperowany szukałem cię dalej. Nie mogłem pozwolić na to, aby ci się coś stało tylko dlatego, że wszystko źle zrozumiałaś. Pobiegłem do pobliskiego parku. Lubiłaś tam przebywać. Zauważyłem drobną postać, i dwie większe.

Nie musiałem się długo zastanawiać, kim była ta pierwsza. Doskonale widziałem fragment twojej przestraszonej twarzy. Wydawało mi się, że nogi ci dygoczą. Nie, ty cała dygotałaś, i miałem wrażenie, że ty zaraz tam zemdlejesz ze strachu. Ruszyłem w twoją stronę. 
– Yah, co tutaj się dzieje? - zapytałem, przez co spojrzenia całej trójki, zostało skierowane do mnie. Zmierzyli mnie kpiącym wzrokiem i spojrzeli po sobie. 
– Nic ciekawego. Tylko rozmawiamy z koleżanką. – zaczęli chichotać w najlepsze, a we mnie, aż krew się zagotowała. Znowu spojrzeli na ciebie, a widząc, że ani drgnąłem, znowu się odwrócili, a raczej ten najgłówniejszy. Jakby co najmniej był ich pieprzonym szefuniem. – Yah, nie zamierzasz iść? Mamy ci pomóc? – zapytał pewnie, podchodząc do mnie coraz bliżej, z myślą, że zacznę się cofać. Jednak ja ani drgnąłem. Stałem hardo i patrzyłem na nich z obrzydzeniem, a zwłaszcza na tego ich pieprzonego samca Alfa. Dlatego też byłem zmuszony poczuć tej jebany odór z jego poharatanych ust, zapewne poniszczonych przez papierosy.
– Ani, nie trzeba. – uśmiechnąłem się perfidnie do niego, po czym usiadłem na ławce, przy której stałaś. – Ej~, co zamierzacie zrobić takiej uroczej dziewczynie? Nie widzicie, że bardzo się was boi?
- Nie twój interes. – warknął drugi. – Więc spieprzaj stąd. Nie lubimy, kiedy nam ktoś przeszkadza. - jeden z oprychów o mało co nie zabił mnie wzrokiem ~ przez co chyba aż ‘’posrałem’’ się w majteczki ~ i pogładził cię przerażoną po policzku. Aż wręcz zacisnąłem niezauważalnie pięść na materiale spodni. Nikt nie będzie cię tak dotykał. Tylko ja mogłem.
- ,,Spieprzaj?’’ Oh, jak możesz mówić, tak perwersyjnie?! – jęknąłem i przyłożyłem dłoń do twarzy, udając rozpacz, zerkając na niego, jak na jakiegoś winowajcę.
W końcu zaśmiałem się i rozłożyłem rękę na całej długości oparcia ławki i przyglądałem się wam wszystkim uważnie.
- Żartowałem. Pasuje wam taki ohydny slang. – posłałem im iście tajemniczy uśmiech.
- Nadal tu siedzisz pajacu? Nie zamierzasz iść?
- ,,Pajacu’’? Łoho, robi się zabawnie! Co będzie następne? Gówniarzu? Dzieciaku? O, a może… Jebańcu, czy coś? Sugerując się oczywiscie waszym slangiem na czasie.
- Jin, przestań. – poprosiłaś cichutko, kiedy zauważyłaś, że robi się niebezpiecznie, zwracając przy tym na siebie ich uwagę.
- Chhakama? Znasz tego dupka?
- Yah! Tylko nie dupek, co? – mruknąłem. – Co wy macie z tymi wyzwiskami? Eh… co za niewychowana banda. - zakpiłem, kręcąc do tego głową z niedowierzaniem. 

– Poza tym. – i tu też wstałem. - Jakoś nie przypominam sobie, aby moja NARZECZONA miała takich znajomych. - warknąłem, po czym przeszedłem pomiędzy nimi, szturchając z bara, aby złapać cię za nadgarstek i pociągnąć do przodu. – Idziemy kochanie. – odparłem i pociągnąłem cię. Daleko jednak nie zaszedłem, bo wręcz od razu nas rozdzielili. Oni naprawdę prosili się o lanie! - Yah!
- To twoja narzeczona? – zakpił, oh wielki władca zbirów, przerywając mi tym, coraz to bardziej grabiąc sobie u mnie tym durnym zachowaniem. - To, jak ty o nią dbasz, że szlaja się o tej porze sama i to w nawet niebezpiecznym miejscu? - zagadnął, podchodząc do mnie znowu bliżej. Nosz ile razy mam wąchać ten smród z jego ust?! Alkohol i papierosy… Cholera mać, nienawidzę tego gówna! Precz o wielki panie smrodu~!
- Nie twoja sprawa, a teraz z łaski swojej puść mnie, bo mam pewną sprawę do obgadania z MOJĄ NARZECZONĄ. - odparłem groźnie, patrząc na nich w ten sam sposób. 

W końcu spojrzałem na ciebie, bardziej z troską. Trzęsłaś się chyba gorzej niż galareta w lodówce. Westchnąłem, i pociągnąłem cię kolejny raz za sobą. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy kolejny z tej bandy jełopów się odezwał.
- Obgadać? Czyli co? Lodzik będzie w domowym zaciszu? Może od razu niech z nami również coś "obgada"? - Nie wiem ile przeszliśmy, że puściłem cię i cofnąłem, łapiąc za manatki jednego z nich. 
- Nikt nie będzie tak obrażał mojej ukochanej! - warknąłem, po czym uderzyłem z pieści w twarz tego typka tak, że aż upadł na ziemię. Ten spojrzał na mnie chwilowo zamroczony. Zaciągnął nosem niczym rozzłoszczony byk, bądź jakaś stara lokomotywa, po czym zakpił, i spojrzał na mnie wściekłe. Nim się zdążyłem zabrać do ucieczki, poczułem silny ból nosa i fragmentu twarzy. Zatoczyłem się nieco w bok, patrząc na nich spode łba. Tym razem to ja dostałem od niego z pięści. Już wiedziałem, że szamotanina z nimi, to nie przelewki. Nie miałem pewności, czy nie mieli jakiegoś ostrego narzędzia w postaci noża, przy sobie. Szybko się wyprostowałem, i spojrzałem na niego z już trochę zakrwawioną buzią. Uśmiechnąłem się nieco lekko, z kpiną.
Jebaniec przeciął mi wargę i policzek, tym swoim cholernym pierścionkiem cnoty. Akurat czasami sam byłem wybuchowy, więc mu oddałem tak, że aż wpadł i przewrócił się z tym drugim. Korzystając z tego pięknego planu, przez który upadli, chwyciłem cię za dłoń i pociągnąłem za sobą.
- Yah! Ty kurwo, zaraz dostaniesz! - krzyknął za nami. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie strzelił do nich durnej miny.
- Biegniemy! Palli, palli! - powiedziałem do ciebie i pociągnąłem bardziej, przez co musiałaś zacząć biec. Przebiegliśmy pomiędzy krzakami, a potem kawałek przez kilka uliczek, aby ich zgubić. W końcu zaciągnąłem cię w ciemny zaułek, i przywarłem do ściany, zakrywając plecami. Odczekałem, aż nas miną, czując, jak serce mi szybko bije, a nasze oddech są nierównomierne. – Cii… - szepnąłem i przyłożyłem palec do swoich ust, a potem tych twoich, na znak, abyś na chwilę zatrzymała oddech. Tamci pobiegli dalej, przez co spojrzałem na ciebie z ulgą. Patrzyłem na twoją przerażoną twarz, domyślając się z jakiego powodu masz taki, a nie inny wyraz. Wiedziałem, że krwawię, bowiem od dłuższej chwili czułem metaliczny posmak w ustach.
– Gwenchana. To nic… - mruknąłem i syknąłem, kiedy dotknęłaś niepewnie mojego zbolałego policzka. Nie ukrywałem przed tobą faktu, że mnie boli. Skurwysyn miał dobry prawy sierpowy. No i , jak wcześniej wspomniałem, zajebisty pierścionek cnoty.
- M-mianhe… - szepnęłaś przestraszona, od razu odciągając z zażenowaniem dłoń w dół, na co ja westchnąłem. Złapałem ją i objąłem, przeplatając nasze place. Uśmiechnąłem się do ciebie nieco krzywo, kiedy poczułem ból przy próbie zrobienia delikatnego uśmiechu. - Jesteś głupkiem, wiesz? Tak się narażać. - mruknęłaś cichutko.
- Wiem. - zaśmiałem się, po czym nastąpiła pomiędzy nami cisza. - Kochanie, pozwól mi to wszystko wyjaśnić w domu, co? - szepnąłem czule do twojego ucha, ostatecznie przytulając się do ciebie. Widziałem, że byłaś bardzo zmieszana i zdezorientowana przez to wszystko. O tym, że owładnął cię strach nie wspominając. Mimo przeprosin sprzed chwili i trosce o moją twarz, nie oddałaś uścisku, co mnie zabolało.
- Seokjin, ty krwawisz. - powiedziałaś w końcu cicho, odsuwając mnie tylko ze względu na to, patrząc z uwagą na moje rany, kiedy ujęłaś mój podbródek i ostrożnie przekręcałaś głowę. Ja tu do ciebie z wyjaśnieniami, miłością, a ty przejmowałaś się bardziej moją rozciętą wargą i policzkiem. Kobiety… - Chodzimy do domu, opatrzę cię. - skwitowałaś znów cicho, i złapałaś za moją dłoń, prowadząc w wyznaczone miejsce.
- _____... - powiedziałem cicho - Nie jesteś już zła, że to robisz? – Diametralnie się zatrzymałaś, jednak nie odwróciłaś już do mnie - Ok, rozumiem. Jesteś zła.
Powiedziałem beznamiętnie i westchnąłem, dalej idąc za tobą grzecznie. W końcu dręczony tym wszystkim, zatrzymałem cię. 
- ____, zrozum, że to nie tak, jak ci się wydaje.
- A jak?! - warknęłaś na mnie, pokazując w końcu i łzy, kiedy na mnie spojrzałaś. Moje serce momentalnie ustało, a ja poczułem się tak, jakbym co najmniej wbił ci nóż w serce. Nienawidziłem widzieć twoich łez, przepełnionych goryczą i rozpaczą. Jedynie tolerowałem te od szczęścia, w których było widać było radość, nie cierpienie.
- _____... - szepnąłem i podszedłem bliżej. Ująłem twoje policzki, ocierając ślady łez. - Jeśli pozwolisz mi to wytłumaczyć, to powiem ci co, i jak jest. - odparłem cichym szeptem. – Tylko proszę, uljima. Uwielbiam kiedy się uśmiechasz do mnie w tak radosny i beztroski sposób. – powiedziałem czułym głosem i musnąłem niepewnie twoją wargę. Jakby bojąc się odtrącenia.- Saranghae. - dodałem z nadzieją, że te słowa podziałają.
- Arraso, niech ci będzie. W sumie to by było nie fer, gdybym ci na to nie pozwoliła. - odszeptałaś i bez słowa prowadziłaś mnie dalej za rękę.
- Komawo. - powiedziałem czułym głosem, i uśmiechnąłem się lekko pod nosem, ciesząc się, że jednak masz trochę skruchy i wyrozumiałości w swoim serduszku.
Kiedy doszliśmy, okazało się, że z tego wszystkiego zapomniałem zamknąć domu. Na szczęście nie był on idealnym obiektem odwiedzin dla włamywaczy dzisiejszego wieczora, i nic nie zostało skradzione.
Usiadłem się na krześle w kuchni, i czekałem, aż zaczniesz wycierać moją twarz z zaschniętej już krwi. Kiedy to robiłaś, oboje milczeliśmy. Dopiero zacząłem syczeć z bólu, kiedy natrafiłaś na moją rozciętą wargę przy kąciku ust.
- Mianhe. - powiedziałaś cicho, nadal trzymając przy sobie pewną urazę na mnie. Przez chwilę widziałem w twoich oczach jednak troskę, która i tak odleciała w niepamięć, kiedy specjalnie docisnęłaś wacik do rozcięcia. Ty chyba serio chciałaś mnie dziś torturować! - W sumie to wszystko teraz powinna zrobić twoja tajemnicza kochanka, którą kochasz i nazywasz ,,najpiękniejszą". – mruknęłaś z niesmakiem, tym samym uświadamiając mnie bardziej w moich podejrzeniach.
Doprawdy wręcz chciało mi się śmiać na te twoje głupoty. Kobiety właśnie takie były. Najpierw osądzały, nie pozwalając do końca wszystkiego wyjaśnić. ~ Już nie wspomnę, że chwilę temu powiedziałaś, że to byłoby nie fer w stosunku do mnie, gdybyś nie pozwoliła mi się wyspowiadać ~ W końcu obiecały, że możesz się usprawiedliwić, aby na samym końcu znowu zacząć walić, jakieś niestosowne fochy! Typowa kobieta. Robi co innego niż mówi, eh…
- Twierdzisz, że moja matka mogłaby być moją kochanką? To bardzo ciekawe wiesz?
- M-mwo? – zapytałaś zaskoczona i nieco spłoszona, niczym sarna.
- Nie ważne, - mruknąłem i odciągnąłem twoją dłoń od mojej twarzy, wychodząc całkowicie z kuchni. Naprawdę poczułem się nieco urażony. Mężczyźni, pamiętajcie: Nigdy nie ufajcie kobietom! To zło wcielone! Nawet, jak to wygląda uroczo i niewinnie!
Wszedłem do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Podszedłem do lustra, i zacząłem oglądać swoje rany.
- Cholerny gniot z pierścionkami. – warknąłem, zaczynając przemywać wodą rany. W pewnej chwili usłyszałem ciche, ale dość słyszalne pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałem, po chwili widząc w lustrze, jak drzwi się uchylają, a ty ze spuszczoną głową wchodzisz do łazienki. Mimo, iż miałaś ją opuszczoną, to doszukałem się nawet w twojej podstawie skruchy.
- Mianhe, Seokjin. – powiedziałaś cichutko, i niepewnie wtuliłaś się w moje plecy. – Ostatnio jestem przewrażliwiona, bo zbliża mi się…
- Nie zwalaj znowu winy na okres. – mruknąłem, domyślając się, że właśnie twoje usta zmieniły się w wąską linię.
- Ale to prawda! – mruknęłaś również, odsuwając się ode mnie, z zamiarem wskoczenia na blat, aby następnie spocząć tam na siedząco.
Spojrzałem na ciebie nieco niepewnie i podejrzliwie, analizując twoje ostatnio minowe dni. W końcu dochodząc do wniosku, że jednak możesz mówić prawdę, westchnąłem zrezygnowany.
- Arraso, przypuśćmy, że ci wierzę. – odparłem, dalej przemywając ranę.
- Zostaw to. Sama się tym zajmę. – odparłaś, odciągając moją dłoń od rany na policzku. Zakręciłaś wodę i zeskoczyłaś z blatu łazienkowego. Pognałaś do kuchni, po chwili wracając z całym medycznym asortymentem. Znowu wskoczyłaś na blat, po czym przyciągnęłaś mnie do siebie, abym ustał pomiędzy twoimi zwisającymi i nieco rozchylonymi nogami. Ja oparłem dłonie na zimnej płycie, z obu stron twojej sylwetki, patrząc jedynie na koszyk z pierdołami medycznymi. W końcu wzięłaś wacik i namoczyłaś go znowu jakimś odkażaczem. Zaczęłaś delikatnie przykładać do rysy na moim policzku, dmuchając w owe miejsce, aby mnie nie szczypało. W końcu spojrzałem na ciebie, uważnie ci się przyglądając, popadając, jak zwykle w twój urok. Byłaś taka urocza i niewinna, kiedy z troską patrzyłaś na dmuchana ranę, z dzióbkiem z ust, z którego wypuszczałaś powietrze.
- Wiesz, co do tego wcześniej i w ogóle… - zaczęłaś niepewnie. – To naprawdę przepraszam, ale wiesz, jakie są kobiety. Chociażby na moim przykładzie.
- Oj, bardzo wiem. – uśmiechnąłem się nieco słabo, no ale zawsze coś.
- Wiesz, jesteśmy zaręczeni. Ślub już w planach, a tu nagle przyłapuje cię, jak mówisz do słuchawki takie słowa. Naprawdę nie pomyślałam, że mogłaby być to omonim. Nigdy tak do niej przy mnie nie mówiłeś, ani nic.
- no tak, mianhe. – odparłem po dłuższej chwili namysłu, stwierdzając, że w większej mierze to jednak był mój błąd.
- Wiedziałam, że twoja mama mówi do ciebie: kochanie, najpiękniejszy, i tak dalej, ale nigdy bym nie przypuszczała, że ty… też. - powiedziałaś cichutko, przestając przy okazji przykładać co mojej rany wacik. Odsunęłaś dłoń i przygryzłaś wargę, przez chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- _____... – zacząłem, spoglądając ci w oczy, kiedy to ująłem twój podbródek, i uniosłem nieco twoją głowę, abyś na mnie spojrzała. – Już wszystko sobie wyjaśniliśmy, więc nie ma sensu dalej tego roztrząsać. – szepnąłem i przybliżyłem twarz do tej twojej. Dzieliły nas tylko małe odległości. Czuliśmy wzajemny oddech, a nasze rozchylone usta już praktycznie stykały się ze sobą. Otarłem się o twój nosek, tym swoim, i w końcu to ja pocałowałem cię pierwszy. Najpierw był to czuły całus. Dałem sobie chwilę na spojrzenie ci w oczy, gładząc delikatną skórę twoich policzków. W końcu pocałowałem cię nieco mocniej i namiętniej, łapiąc twoje dłonie i wyjmując z nich wacik, jak i płyn do dezynfekcji.
- Arraso. – oderwałaś swoje usta od tych moich jedynie tylko po to, aby to szepnąć. W końcu oplotłaś mnie nogami w pasie i rękoma na szyi. Albo miałaś również chęć na to samo co ja, albo jedynie czytałaś mi w myślach.
Bez najmniejszego problemu dźwignąłem cię i skierowałem do wyjścia z łazienki, a następnie naszej sypialni. Po drodze pogasiłem na ślepo zbędne światła, i zakluczyłem drzwi, przez co śmiałaś się cichutko.
- Twoje nawyki, ciągłego sprawdzania drzwi, czy są zamknięte, jak i gaszenia niepotrzebnego światła w pomieszczeniach, chyba nigdy z ciebie nie wyjdą. – kolejny raz zachichotałaś do mojego ucha, całując subtelnie szyję, wplatając dłonie w moje włosy, i nieco je mierzwiąc.
- Bardzo śmieszne. Przynajmniej cię nikt nie porwie. Doceń moje starania. – mruknąłem i zacisnąłem automatycznie dłonie na twoich pośladkach, przez co jęknęłaś cichutko.
- Oj, dobrze, już dobrze, no. – spojrzałaś mi w oczy  pogładziłaś moje policzki. – Saranghae. – szepnęły twoje usta, a moje serce zabiło wręcz szybciej.
- Też cię kocham. – odwzajemniłem twoje uczucia, w końcu wchodząc już z tobą do naszej sypialni. Położyłem cię ostrożnie na naszym ogromnym łóżku i zagnieździłem się pomiędzy twoimi udami, zaczynając pieścić ustami twoja szyję, linię szczęki i obojczyki.
- Jin?
- Hmm? – mruknąłem, rozpinając w kompletnie innej kolejności guzik twoich spodni i rozporek, robiąc ci w międzyczasie malinkę nad obojczykiem.
- Ale… naprawdę nie masz kochanki? – zapytałaś nieco zaniepokojona. W sumie, chyba kobiety już tak miały, że jeśli chodziło o inne kobiety, to nie było żartów. Nawet jeśli to były matki. A kto wie, czy akurat nie mogłem jej zdradzać z nią? Ludzie są dziwni czasem, i takie historie się zdarzają. Ostatnio nawet czytałem, że trzydziesto iluś letni koleś, miał dziewczynę w postaci dziewięćdziesięciojednoletniej staruszki! Faktycznie, miłość jest ślepa, albo ten koleś był zaślepiony majątkiem owej staruszki, która lada chwila mogła kopnąć w kalendarz. Kto tam wie?
Zaprzestałem pieszczot, i spojrzałem na ciebie ze zmarszczonym czołem. Pokiwałem głową rozbawiony i cmoknąłem cię czule w usta.
- Kochanie… - zacząłem, dając ci pojedyncze całusy w usta. – Jeśli mi nie wierzysz, to jutro na obiadku rodzinnym sama mama ci o tym powie. Co ty na to? – przygryzłaś wargę, a ja patrzyłem rozczulony na twoje słodkie, psie oczka, które się tak we mnie niepewnie wpatrywały.
- Um, ufam ci, ale sprawdzę, ok? Tak, dla świętego spokoju tego cholernego kobiecego ducha. – mruknęłaś, wplatając delikatnie dłoń w moje włosy, aby je zacząć nieporadnie mierzwić. Uśmiechnąłem się tylko na to, i zacząłem cię powoli rozbierać, dopieszczając pocałunkami w okolicach szyi i dekoltu. W końcu kiedy leżałaś przede mną naga, i ja się rozebrałem, chłód lizał bezwstydnie nasze nagie ciała, przyprawiając o gęsia skórkę na ciele.
- Jesteś taka piękna. – szepnąłem, kiedy całowałem cię po piersiach i brzuchu, rękoma wodząc po twoich udach i bokach pośladków. Spojrzałem na ciebie. Rumieniłaś się, jak zawsze, jednak patrząc na mnie tym seksownie płomiennym wzrokiem. Uśmiechnąłem się i zawisłem nad tobą, całując czule w usta. – Pewnie nie wyjdzie bez prezerwatywy? No wiesz, skoro, i tak okres ci lada chwilę przyjdzie.
- Ani. – szepnęłaś hardo, kręcąc do tego głową. Przygryzałaś teraz tak nieco perwersyjnie czubek palca wskazującego, pieszcząc jedna dłonią swoją lewą pierś. Wręcz od razu poczułem, jak fala gorąca nawiedza moje ciało, a przyjemne mrowienie w podbrzuszu nakręca mnie coraz bardziej. W sumie nie tylko mnie, bo i mojego członka, który zaczął lekko się unosić i opadać. Doprawdy… co za dziwny narząd.
Wiedząc, że bez zabezpieczenia się nie obejdzie, wstałem z łóżka i kucnąłem przed szafką nocną, wyjmując z niej listek z prezerwatywą i lubrykant. W końcu wróciłem na łóżko z tym wszystkim, przystępując najpierw do nałożenia prezerwatywy, a potem wylania nieco lubrykantu na palce. Kolejny raz nachyliłem się nad tobą, całując czule i namiętnie w usta. Włożyłem wpierw w ciebie jednego palca, na co stęknęłaś, czując ogarniający cie wewnątrz chwilowo nieprzyjemny chłód. Po kilku ruchach dołączyłem drugiego, wdrążając język do twojego podniebienia. Kiedy tak się całowaliśmy, ja cie rozciągałem, ty nieśmiało ujęłaś moje prącie, stymulując je nieco, aby było bardziej twardsze. W pokoju roznosiły się ciche sapnięcia i stęknięcia, wywołane u nas obojga przyjemnością. W końcu wyjąłem z ciebie palce, i ponowiłem ruch z nawilżaniem. Tym razem padło na moje prącie osłonięte lateksowym kapturkiem. Kiedy wszystko było już gotowe, chwyciłem nasadę prącia, i wraz z pochylaniem się do ciebie, zacząłem w ciebie stopniowo wchodzić. Stęknęłaś nieco, i zacisnęłaś palce na moich barkach. Patrzyłaś mi prosto w oczy, i wodziłaś opuszkami palców po mojej twarzy, kiedy tak nad tobą leżałem.
– Pocałuj, i możesz zaczynać. – poprosiłaś, gładząc mnie po plecach, jak i  pośladkach, przez co nieco rumieniłaś się przez to. Uważałem, że to było na swój sposób urocze zachowanie.
W końcu po chwili namiętnych pocałunków i powolnych ruchów biodrami, abyś się przez tą chwilę przyzwyczaiła, zszedłem z pocałunkami na twoją pierś, przyspieszając minimalnie tempa. Nie chciałem dzikiego seksu.  Lubiłem kochać się z tobą wolno, zmysłowo, ukazując wszelakie uczucia do ciebie. Nie tylko pożądanie, bo co to za miłość oparta tylko na tym? Żadna…
Ująłem twoje pośladki, dociskając cię do siebie bardziej abyś czuła mnie w sobie jeszcze lepiej. Nie łudziłem się nad tym, że dostaniesz orgazmu po tym, bo mało która kobieta go miała, przez taki stosunek. Nie bez powodu większość kobiet go udaje, aby tylko bardziej podrajcować mężczyznę, i wkręcić mu, jaki to on nie zajebisty, bo doprowadził ją do szczytowania. Gdyby kobiety nie umiały i w tym kłamać, świat byłby lepszy, no i seks dla obojgu stron. Chociaż... raczej bym się nad tym jeszcze zastanowił.
Moje rozchylone usta wypuszczały gorące powietrze na twoją lekko wygiętą szyję. Dłonie wodziły po nagim ciele, dając ci bezpieczeństwo. Na naszych ciałach perlił się leciutki pot, w formie jedynie małych drobinek, przez co nasze ciała błyszczały się w świetle wpadającej do pokoju łuny księżyca. Przyspieszyłem nieco, przez co pojękiwałaś częściej, przy każdym kolejnym ruchu. Objęłaś moje biodra łydkami, i zaczęłaś nieco drapać po plecach.
Wyginałaś się nieco, oddychając szybko, a ja z fascynacją drażniłem twoją skórę, to na szyi, piersiach i obojczykach.
- Um, szybciej. – poprosiłaś, wręcz dociskając mnie swoimi nogami do siebie bardziej. Posłusznie przyspieszyłem, wpijając się w twoje usta, i całując nieco łapczywiej i z pazurem. Jednak tobie było mało. Przekręciłaś nas, siadając na mnie z cichym syknięciem i jękiem. - Wiem, że wolisz wolniej, bo bla, bla, bla, ale chcę dziś szybciej. - patrzyłem na ciebie z dezorientowaną miną. Twoja twarz wykrzywiała się w podnieceniu i rozkoszy, kiedy to ślamazarnie unosiłaś się i opadałaś. Mimowolnie uniosłem dłonie, wodząc nimi po twoich nagich plecach.
Z każdą chwilą pokój ogarniało coraz więcej erotyzmu i gorąca, jakie wydobywało się z naszych ciał i ust, przez przyśpieszone oddechy. Jęki odbijały się bezwstydnie o ściany naszego domu, na obrzeżach miasta. Na nasze szczęście w małym zaciszu, bowiem sąsiedzi już chyba by nie wytrzymywali czasem naszych zabaw. Kiedy oczywiście coś nas wzięło, na takie konkrety.
W końcu zmieniłem pozycję, bowiem zacząłem czuć, że niedługo dojdę. Przytuliłem się do ciebie bardziej, obejmując jako tako twoją głowę ramionami, i przyspieszyłem nieco.
Oddychałaś coraz szybciej. Ja również, czując, że koniec jest bliski. Kilka szybszych pchnięć i wydałem z siebie bezgłośny jęk, a potem sapnięcie. Bezwstydnie wsunąłem dłoń pomiędzy nasze ciała, zaczynając dręczyć twoją łechtaczkę. W końcu zsunąłem się nieco niżej, znacząc mokre ślady od pocałunków. Dorwałem się ustami do twojej łechtaczki,wychodząc przez to z ciebie, przez co zaczęłaś stękać i również bezwstydnie coś wykrzykiwać. Mój sprawny język drażnił cię, a dłonie masowały krągłe piersi. Czułem, jak mocno zaciskasz włosy na mojej głowie, o mało ich nie wyrywając. Jednak, chyba mogłem ci to wybaczyć. Najwyżej zwalę na ciebie, jak będę w ta,tych miejscach nagle ''jakimś cudem'', łysy. 
Tobie też nie wystarczyło długo, abyś się spięła, wygięła kręgosłup w łuk, i perfidnie jeszcze mocniej ścisnęła mnie za włosy, ciągnąc nieco. Boże, co za demon! Takie niepozorne i spokojne urocze coś było z ciebie, ale co do czego, to chyba strach się bać.
Przez doznany orgazm straciłaś na chwilę głos, kiedy to jęk utkwił ci w gardle. W końcu również sapnęłaś, mogąc w końcu wydobyć z siebie jęk.
- Boże, Jin… - szepnęłaś, wodząc dłońmi po piersiach i brzuchu. – Chyba robienie mi dobrze wyszło ci lepiej, niż zazwyczaj. – zaśmiałaś się, patrząc mi w oczy, kiedy położyłem się ostrożnie nad tobą.
- Praktyka czyni mistrza, skarbie. – zaśmiałem się i pocałowałem cie czule w czoło. 
- No i mianhe. Nie chciałam cię tak mocno ciągnąc za włosy. - powiedziałaś z zawstydzeniem i skruchą, przygryzając nieco wargę.
– Nic się nie stało. Najwyżej potem nie marudź, jak wyłysieje. - zaśmiałem się. 

- Yah! - mruknęłaś, jednak wystarczyłą chwila, by i twój chichot rozprzestrzenił się po pokoju. 
- Chodźmy spać. Jestem zmęczony. – mruknąłem, obalając się na bok i przyciągając blisko siebie, wręcz wtulając w swoje rozgrzane ciało.
- Ty zmęczony? Jezu, jak tak dalej pójdzie, to wyjdzie tak, że wyjdę za mąż za dziadka! Ja tryskam energią! – powiedziałaś z hardą miną, przez co ja jedynie patrzyłem na ciebie słabo, i pewnego rodzaju politowaniem.
- Ne, ne… Czyli mam wziąć sobie starszą? – mruknąłem, przymykając już powieki, i całując cię czule w czoło.
- No wiesz! – mruknęłaś oburzona, lekko uderzając mnie pięścią w pierś. W końcu zaśmiałaś się i wtuliłaś we mnie mocno. – Sarnaghae, Jin.
- Ja ciebie również. – odparłem, i po chwili zasnęliśmy oboje, wtulenie w siebie mocno.

6 komentarzy:

  1. Jeeeejuuu strasznie dziękujee <33333 Wielbieeee *.*
    Dziękujeeeeee.! ^,,,^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę! ^^ Ciesze się, że się spodobało. ^^

      Usuń
  2. Omooo cudowne. Nie wiem jak opisać ten scenariusz. Świetny? Wspaniały? Uroczy? Za mało przymiotników ;_; Jin bohater a potem Jin bóg seksów. Świetne połączenie

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś takie FF były zaznaczane +18 , heh robię się stara chyba, ale przeraża mnie ten obniżający się prób wiekowy do tych spraw...a sam one shot genialny!! Uroczo się o nią martwił a scena łóżkowa mrrr kurde chcę by moje przyszłe kochanie tak o mnie dbało <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To było genialne :D jak też jestem tykającą bombą przed ekhm no wiecie ... XD
    Takie nieporozumienie przez rozmowę z matką X3 no to taki maminsynek, co? >_< a na koniec tak seksownie się zrobiło, tak gorąco... ahhh ~ może ja kiedyś też znajdę takiego Jin'a :D Może ~ :*
    Bardzo mi się podobało, życzę weny na kolejne takie cudeńka <3

    OdpowiedzUsuń
  5. ahhhhh niesamowite <3
    serce mi waliło jak nie wiem co xd
    A Jin taki cudny <3

    OdpowiedzUsuń